Ciężarówka - niestety nie wiem jak nazywał się ten lekarz, ale asystowała mu młoda lekarka dr Szemryk. Decyzja była podjęta na szybko, bo moje wyniki crp były co raz gorsze, czyli infekcja postępowała i domyślili się, że to przez zakażenie zielonymi wodami. Od podpisu decyzji o cc do podania znieczulenia w kręgosłup minęło chyba z 15 minut. Dosłownie podpisałam, rozebrali mnie, podpięli cewnik i wieźli na salę.
ALE 11 dni po CC dostałam w domu krwotoku i w nocy jechałam na izbę przyjęć na Zaspę. Okazało się, że konieczne jest łyżeczkowanie. Straciłam bardzo dużo krwi, mdlałam, musiałam zostać na noc w szpitalu BEZ DZIECKA a na wypisie jest informacja, że to przez resztki łożyska ten krwotok... Mam nadzieję, że teraz już wyczerpałam limit nieszczęść i będzie już dobrze.
W szpitalu na Zaspie oddział poporodowy jest cudowny, wszystkie położne miłe, uczynne, zainteresowane.
Kasia - mogę powiedzieć tylko tyle, że na sali porodowej, na której ja leżałam na wywoływaniu (musiałam ciągle leżeć pod ktg) nie było materaca ani drabinek, ani krzesełka porodowego. Położna, która się mną zajmowała (też bardzo młoda i kochana) coś wspominała o piłce do skakania. Ale ja tez chciałam bardzo rodzić w kuckach. Teraz sama nie wiem jak by to miało tam wyglądać. Toaleta była na korytarzu, nie w sali porodowej. Ale przynajmniej bardzo ładna, nowa, ze sporą kabiną prysznicową.
Co do nacinania - nie wiem bo u mnie było CC, ale podpisywałam jakieś papiery, które mówiły m.in. że nie ma rutynowych nacięć. Niestety nie wiem jak to w praktyce wygląda.
0
0