• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Legendarny komandor z tajemnicą w tle

Michał Lipka
1 lipca 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
ORP Dzik, na którym Romanowski odniósł największe sukcesy. ORP Dzik, na którym Romanowski odniósł największe sukcesy.

Jeden z najbardziej znanych polskich podwodniaków, a przy tym również zapalony żeglarz. Podczas II wojny światowej dowodził jednym ze słynnych "Terrible Twins". Pod jego dowództwem ORP Błyskawica w 1947 roku opuściła brytyjski port i udała się w rejs powrotny do Gdyni. Nie ominęły go stalinowskie represje, w wyniku których musiał na kilka lat zdjąć marynarki mundur - patroni 3. Flotylli Okrętów, komandor Bolesław Romanowski.



Jak to często bywa, nasz dzisiejszy bohater początkowo nie zdradzał zbytniego zainteresowania morzem. Przyszedł na świat 21 marca 1910 roku na terenach dzisiejszej Łotwy w rodzinie zarządcy leśnego. Wraz z zakończeniem I wojny światowej rodzina Romanowskich osiedliła się w ówczesnym województwie bydgoskim, gdzie senior rodu został nadleśniczym. Jak zatem widać, młodość Bolesława związana była bardziej z lasami niż morzem. Wszystko jednak zmieniło się wraz ze zdaniem przez młodego Romanowskiego matury - postanowił bowiem zdawać do Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej. Naukę zakończył w 1932 roku jako 15-sty na roku, otrzymawszy stopień podporucznika marynarki. I tak rozpoczęła się kariera morska przyszłego komandora.

Pierwszym stanowiskiem służbowym było dowodzenie plutonem w Kadrze Szeregowych Floty. W tym samym czasie młody oficer dalej dbał o swoje wykształcenie, biorąc udział w Kursie Aplikacyjnym dla podporuczników. Już po jego zakończeniu w 1933 roku, jako oficer wachtowy zaokrętowany został na torpedowcu ORP "Kujawiak". Niebawem też podjął ważną decyzję dotyczącą jego dalszej kariery - w 1934 roku postanowił przejść od służby na okrętach podwodnych.

Początkowo jako oficer flagowy z czasem przechodzi do służby liniowej - w 1935 roku (po awansie w styczniu do stopnia porucznika) przechodzi Kurs Podwodnego Pływania, po ukończeniu którego obejmuje stanowisko oficera nawigacyjnego na okręcie podwodnym ORP "Żbik". W kolejnych latach rozszerzał swoja wiedzę odbywając m. in. rozszerzony kurs podwodnego pływania i Kurs Oficerski Broni Podwodnej. Na krótko schodzi na ląd, m. in. jako kierownik referatu w Wydziale Mobilizacyjnym Dowództwa Floty oraz oficer sygnałowy w Dywizjonie Kontrtorpedowców.

Szczęście też jest ważne

Tuż przed wybuchem II wojny światowej do Polski przybywają dwa najnowsze okręty podwodne ORP "Orzeł" i "Sęp" w efekcie czego dochodzi do dość sporych roszad kadrowych na okrętach. 1 maja 1939 roku porucznik Romanowski zostaje wyznaczony na stanowisko oficera broni podwodnej na ORP "Wilk", którym dowodzi wówczas kapitan marynarki Bogusław Krawczyk.

Podczas kampanii wrześniowej mimo licznych ataków nieprzyjaciela "Wilkowi" udało się postawić w wyznaczonym miejscu 20 min za co osobiście odpowiedzialny był właśnie Romanowski. Po wyczerpaniu możliwość dalszej walki zapadła decyzja o podjęciu próby przedarcia się do Anglii. Podczas nocnego przejścia przez Cieśniny Duńskie polski okręt napotkał nieprzyjacielski jednostki. Choć artylerzyści, nad którymi pieczę również sprawował porucznik Romanowski, rwali się do walki, to szczęśliwie dla polskiego okrętu nie został on wykryty, gdyż wynik ewentualnej walki byłby raczej przesądzony.

Bolesław Romanowski pływał na ORP "Wilk" aż do czasu przeniesienia jednostki do rezerwy w 1941 roku, otrzymując w międzyczasie awans do stopnia kapitana marynarki. Śmiało można tu zaznaczyć, że wspomniany rok był dla Romanowskiego dość przełomowym. Skierowano go bowiem na kurs dowódców okrętów podwodnych, po ukończeniu którego wyznaczony został na dowódcę przejmowanego od amerykanów okrętu podwodnego "S-25". Trudno jednak było uznać go za jednostkę nowoczesną - zwodowana w 1922 roku lata swej świetności miała już za sobą a czas zanurzania wynoszący 2 minuty napawał załogę dużymi obawami o swą przyszłość.

Moment podniesienia bandery na ORP Jastrząb. Moment podniesienia bandery na ORP Jastrząb.
Niestety czarne wizje miały się niebawem spełnić. Po wielu perypetiach (m. in. specyficznemu szkoleniu, na którym język polski instruktorów odbiegał znacznie od tego, którym operowała załoga czy też próbach wymuszenia na Romanowskim podniesienia na okręcie brytyjskiej bandery zamiast polskiej) i niezwykle ciężkim rejsie, kapitanowi Romanowskiemu wraz z załogą udało się 2 grudnia 1941 bezpiecznie przypłynąć na ORP "Jastrząb" do brytyjskiego portu, gdzie czekała na niego nominacja na dowódcę Grupy Okrętów Podwodnych. Niestety pierwszy patrol po zakończeniu okresu szkoleniowego był dla "Jastrzębia" ostatnim. 2 maja 1942 roku polska jednostka została omyłkowo wzięta za okręt nieprzyjaciela i mimo użycia brytyjskich znaków rozpoznawczych została silnie ostrzelana przez osłonę alianckiego konwoju. W efekcie tego kilku członków załogi zostało zabitych a kilku ciężko rannych w tym dowódca okrętu. Sam okręt ostatecznie musiano zatopić. Gdy Romanowski wyleczył się z odniesionych ran czekał już na niego rozkaz objęcia dowództwa na nowym okręcie podwodnym otrzymanym od Brytyjczyków - był to ORP "Dzik". Romanowski dowodził nim do roku 1944 i to na nim odniósł swe największe sukcesy jako dowódca operując na morzach Północnym, Śródziemnym i Arktycznym. Potwierdzony dziś bilans tych działań to zatopionych 5 jednostek handlowych o tonażu przeszło 8600 BTR i 3 barki desantowe oraz uszkodzony 1 statek.

Komandor Romanowski. Komandor Romanowski.
Pomnik Bolesława Romanowskiego przed siedzibą 3. Flotylli Okrętów. Pomnik Bolesława Romanowskiego przed siedzibą 3. Flotylli Okrętów.
W latach 1944-1946 komandor podporucznik (awans w 1944 roku) Bolesław Romanowski pełnił służbę typowo lądową, dowodząc Grupą Okrętów Podwodnych. Będąc następnie jednym z oficerów sztabowych w Kierownictwie Marynarki Wojennej, nadzorował proces rozwiązywania polskich sił morskich na zachodzie. Jako jeden z nielicznych wyższych oficerów zdecydował się na powrót do ojczyzny. Ostatecznie udało mu się skompletować załogę i jako dowódca niszczyciela ORP "Błyskawica" 4 lipca 1947 roku powrócił do kraju.

Przeniesienie do rezerwy i aresztowanie

Początkowo dalej kontynuował swą służbę, będąc najpierw dowódcą ORP "Sęp" a potem w latach 1948-1950, będąc już w stopniu komandora porucznika, dowodził Dywizjonem Okrętów Podwodnych. Był niezwykle ceniony przez podwładnych, ale niestety w nowym ustroju politycznym jego przedwojenna służba miała okazać się ciężarem. 17 września (trzeba przyznać, data dość znamienna) 1950 roku Romanowski zostaje przeniesiony do rezerwy, a krótko po tym aresztowany. Po blisko 3 miesiącach odzyskuje wolność, ale już w 1952 roku otrzymuje nakaz opuszczenia Wybrzeża. Początkowo przenosi się do Poznania, gdzie znajduje pracę w centrali drzewnej.

Następnym etapem była Bydgoszcz i praca jako urzędnik w firmie współpracującej z Polskim Rejestrem Statków. Był to niezwykle ciężki okres dla Komandora i jego rodziny, gdyż zmuszeni byli żyć w niezwykle skromnych warunkach. Zmiana przyszła wraz z odwilżą roku 1956. Romanowskiemu pozwolono powrócić do Gdyni, a w styczniu 1957 roku ponownie wcielono go do służby w polskiej flocie (w lipcu otrzymał awans do stopnia komandora). Początkowo pełnił służbę jako flagowy miner, a w latach 1959-1964 pełnił funkcję zastępcy komendanta Wyższej Szkoły Marynarki Wojennej do spraw okrętów szkolnych i praktyki morskiej.

Będąc zapalonym żeglarzem z radością przyjął prośbę komendy ZHP która poprosiła o oddelegowanie sławnego Komandora na stanowisko kapitana "Zawiszy Czarnego". Romanowski dowodził nim podczas 12 rejsów bałtyckich i po morzu Północnym. Po przeniesieniu do rezerwy 22 kwietnia 1964 roku pracował jako ławnik Izby Morskiej (wchodził również w skład komisji badającej wypadek na ORP Błyskawica z 1967 roku). Komandor Bolesław Romanowski, kawaler m.in. Orderu Virtuti Militari, zmarł 12 sierpnia 1968 roku w wieku 58 lat. Pochowano go na gdyńskim cmentarzu na Witominie.

Więcej pytań niż odpowiedzi

Na tym można by zakończyć historię tego niezwykłego oficera, który od 12 października 1985 roku jest patronem 3. Flotylli Okrętów, gdyby nie pewne - do dziś nie wyjaśnione - wydarzenia.

Nocą 20 czerwca 1940 ORP "Wilk" znajdował się na patrolu na Morzu Północnym. O godzinie 0:25 będący na pomoście kapitan Romanowski zauważył niedaleko dziobu zarys niezidentyfikowanego obiektu. Szybko zdecydował, że to najprawdopodobniej U-Boot, a że odległość była zbyt mała na atak torpedowy, Romanowski zdecydował się na taranowanie. W jego wyniku "Wilk" doznał poważnych uszkodzeń na rufie - okręt stracił niemalże obydwie śruby, uszkodzono ster kierunkowy, pękł rurociąg kolektora, awarii uległ lewy silnik diesla, jak również rozregulował się kompas magnetyczny.

Istniało poważne zagrożenie że polski okręt nie dotrze o własnych siłach do bazy. Na szczęście dzięki staraniom załogi, po trudnym rejsie "Wilk" osiągnął port, mijając się z kilkoma zespołami alianckich okrętów wysłanych mu na pomoc (to ostatnie było nawet zbawienne, gdyż Anglicy mieli rozkaz zdjęcia załogi i zatopienia jednostki).

Zatopił wroga lub przyjaciela

Po pierwszej euforii zaczęto zadawać pytania co lub kogo tak naprawdę staranował "Wilk"? Początkowo sądzono, że był to albo U-102 lub U-122, ale nie znaleziono na to ostatecznego potwierdzenia. Według następnej teorii efektem decyzji Romanowskiego było zatopienie sojuszniczej jednostki holenderskiej O-13.

Historycy przez wiele lat spierali się o to, która hipoteza jest prawdziwa. Przeciw tej drugiej teorii miały świadczyć wspomnienia wachty polskiego okrętu, która twierdziła, że "Wilk" uderzył dziobem w okolicach działa dziobowego wrogiej jednostki a holenderski okręt nie posiadał działa pokładowego. Dziś, badając dostępne materiały i opracowania możemy stwierdzić, że "Wilk" uderzył najprawdopodobniej w boję.

Do końca swych dni Romanowski twierdził, że polski okręt staranował i najprawdopodobniej zatopił nieprzyjaciela. Aby zrozumieć jego postawę musimy spojrzeć na sytuację polskiego okrętu - od czasu szczęśliwego przejścia przez Cieśniny Duńskie "Wilk" nie odniósł żadnego znaczącego sukcesu, morale załogi coraz bardziej spadało. Potrzeby był sukces, nawet taki wirtualny, by na nowo tchnąc ducha bojowego. I to udało się Romanowskiemu osiągnąć, niezależnie od tego na co tak naprawdę "Wilk" wpadł.

Opinie (17)

  • Panie Lipka! (7)

    Zanim spłodzisz Pan kolejną kretyńską teorię o zatopieniu boi, to niech Pan się 2 razy zastanowi.
    Najlepiej podczas rejsu w sztormową noc na pokładzie okrętu podwodnego.
    Wtedy pogadamy

    • 31 17

    • Minus za niegrzeczną odpowiedź (5)

      Gdyby Pan emerytowany Bosman, odpowiedział merytorycznie, dlaczego staranowanie boi jest niedorzeczne to i szczury lądowe coś by zrozumiały i poziom dyskusji byłby duzo lepszy.

      • 16 7

      • Zgadzam sie z przed mowca;: (1)

        • 7 3

        • A co miałeś z ortografii?

          Bo słabo ci wyszło - gimbus, odłóż telefon. Są wakacje!

          • 4 2

      • Wiesz, jak mówią bosmani, rzadko po polsku, częściej po łacinie (2)

        Skoro nie rozumiesz, co napisałem, to ci wyjaśnię jak nowemu na okręcie podwodnym.
        Kiosk okrętu wystaje raptem kilka metrów nad wodę - i o ile przy spokojnym morzu widać na kilka kilometrów, to już przy sztormie i szkwale, a zwłaszcza w nocy - raptem na kilkadziesiąt metrów. Wtedy, a mowa jest o czasie wojny, nie ma czasu na rozmyślania - nie odpalisz torpedy - centrala nie zdąży przeliczyć namiarów, a obsługa odpalić (jak odchodziłem na rentę po 20 latach służby na op, to nikt jeszcze nie słyszał o internecie, a komputery były na amerykańskich lotniskowcach). OP nie ma bomb głębinowych, więc zostaje tylko taranowanie i ryzyko, że trafisz i zatopisz, albo on zdąży uciec i sam odpali torpedę.
        Jak widzicie - załoga Wilka nie miała alternatywy. Mogli albo zaatakować zauważony obiekt licząc na sukces, albo go ominąć i mieć nadzieję, że ich nie zauważą - bardzo ryzykowne.

        • 10 1

        • Aha

          Nadal nie rozumiem jednak o co ci chodzi?! Co maja twoje madrosci do tego co napisal autor? Poszperalem w necie i jak sie okazuje to do dzis nie wiadomo w co walnal Wilk. Przez ladnych kilka lat podejrzewano ze zatopil sojusznika. Romanowski bez jakiegokolwiek rozpoznania w mysl huzia na juzia dal cala naprzod i w cos przywalil. Zatem nie podniecaj sie tak bo ci cisnienie emerycie skoczy tylko orzyjrzyj sie faktom-ma gosc szczescie ze to byla boja a nie holenderski op

          • 0 5

        • czyli widząć boję podejmuje jedyną słuszna decyzję... ATAK!!

          • 0 0

    • Boja wielkości kiosku okrętu podwodnego?

      Gdzie, kiedy? W dodatku boja o tak dużym zanurzeniu że rozwala śruby okretu podwodnego

      • 1 0

  • Pytanie o uszkodzenia ORP WILK (1)

    Co to jest " ...pęknięcie rurociągu kolektora"? Jakież straszne to uszkodzenie i co spowodowało? Uszkodzenie Rury w rurze?

    • 1 1

    • jedyny kolektor o jakim słyszałem to kolektor ściekowy

      • 0 0

  • Pamietam Romanowskiego jak przyszedl do naszej szkoly podstawowej w Gdyni.

    I opowiadal o swoich morskich przezyciach z czasow wojny. Bardzo wstrzasnela nami wiadomosc o jego naglej przedwczesnej smierci kilka lat potem.

    • 4 0

  • (1)

    Male sprostowanie: kmdr Romanowski nie tyle pracował w fimie współpracujacej z Polskim Rejestrem Statków, co w Placówce Bydgoszcz Polskiego Rejestru Statków, w latach 1952-56. Polski Rejestr Statków w początkach lat 50 przyjmował do pracy oficerów i marynarzy usuwanych z floty handlowej i wojennej, takich jak komandorzy Bolesław Romanowski, Zbigniew Węglarz (oficer na okrętach "Burza', "Piorun" i "Błyskawica"), Marian Wojcieszek (który cudem uniknął śmierci po procesie przed Naczelnym Sądem Wojskowym), Konstanty Maciejewicz (przedwojenny dowódca "Daru Pomorza"), Stanisław Rymszewicz (przed wojną nadzorował we Francji budowę polskich okrętów wojennych).

    • 4 0

    • Przez 15 lat

      byłem Gdyni sąsiadem komandora Romanowskiego. Bardzo zacny człowiek. Ciekawostka , na tym samym piętrze co komandor Romanowski mieszkał Franciszek Walicki ( Jacek Grań) twórca polskiego rocka . A ja także pracowałem przez kilka lat w Polskim Rejestrze Statków. Tak to się w życiu plecie ....

      • 0 0

  • Patroni, to była Vera. Kochanica dyrektora Lalewicza.

    Komandor Romanowski, to PATRON 3. Flotylli Okrętów z Gdyni!

    • 3 0

  • Teoria o boi.

    Jeśli powstała teoria, że "Wilk" staranował boję, to niech mi ktoś powie co to za boja musiała być, żeby okręt odniósł takie zniszczenia?
    Może to była boja bojowa?! ;)

    • 5 0

  • Pierdołki Pan pisze

    Tak boją rozwalił pół okrętu. To musiała być inna jednostka, a ci co pełnili wachtę
    czy sam B Romanowski chyba najlepiej wiedział w co i gdzie przyłożył.
    Okręty sprzymierzonych działały w sektorach i raczej na siebie nie wchodziły, a
    jak pisze autor zawsze trzymał się swojego sektora gdzie był przydzielony rozkazem.
    Tak że myślę że jednak był to okręt typu U i wierzę w tej kwestii komandorowi.
    Niestety kamer na okrętach w tamtych czasach nie było.

    • 3 1

  • przerywacz trałów

    Chodzi opinia, że najechano na ochraniacz zagród minowych, służący do niszczenia trałów. Zawierał on materiał wybuchowy (nie tyle jednak co mina, ale co najmniej kilka kg) i miał wybuchnąć pomiędzy śrubami

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Majówkowe zwiedzanie Stoczni vol.7

20 zł
spacer

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku powstała w Gdyni pierwsza firma oferująca turystom przejażdżki motorówką?

 

Najczęściej czytane