- 1 Zaśmiecone gdyńskie westerplatte (71 opinii)
- 2 Jeden z pierwszych w Polsce "bliźniaków" (76 opinii)
- 3 Zapomniany minister i jego gdyńska historia (46 opinii)
- 4 Upiorne syreny i największe pożary w mieście (33 opinie)
- 5 Następcy Haffnera wchodzą cali na biało (6 opinii)
- 6 Idź na spacer śladem linii Gdynia - Kokoszki (83 opinie)
Stolarz pomógł ujawnić aferę z frankami szwajcarskimi
Druga połowa stycznia 1937 roku zaskoczyła mieszkańców Wybrzeża na wiele sposobów. Przede wszystkim późnym nadejściem zimy, zwiastowanym pojawieniem się na Bałtyku... śryżu.
Rzeczony śryż, powstający w warunkach ujemnej temperatury powietrza, przyjmuje postać kryształków lodu o kształcie igieł lub blaszek zbitych w gąbczastą, nieprzezroczystą masę i jest - po prostu - początkowym stadium tworzenia się pokrywy lodowej.
Nic dziwnego, wszak właśnie w styczniu odnotowano "pierwszy ostry mróz na Ziemi Gdańskiej", czyli temperaturę 12 stopni Celsjusza poniżej zera.
Z mrozu "skorzystała" Polska Rada Sportowa we Wrzeszczu, urządzając ślizgawkę na kortach tenisowych za Domem Akademickim.
Styczeń zaskoczył jednak nie tylko zimową aurą, o czym przekonuje nas już pierwsza strona "Gazety Gdańskiej" z 18 stycznia, krzycząca dużymi literami o "wykryciu nowej sensacyjnej afery dewizowej w Gdyni".
Za aferę odpowiadać miało "żydowskie koło czarnogiełdziarskie", skupiające aferzystów "prawdopodobnie z całej Polski". Centrum nielegalnych operacji finansowych znajdowało się właśnie na Pomorzu, w Gdańsku i Gdyni.
Szajkę zdemaskowano dzięki pomocy gdyńskiego stolarza, który otrzymał zamówienie na nogi do leżanek, przy czym zamawiający "nogi te polecił wewnątrz wydrążyć". Fakt ten wydał się uczciwemu rzemieślnikowi podejrzany i poinformował o nim policję.
Celnicy zaczęli z większą uwagą sprawdzać meble przewożone do Wolnego Miasta Gdańska i w niedługim czasie udaremniono w Kolibkach (tu znajdowało się przejście graniczne między Rzeczpospolitą Polską a Wolnym Miastem Gdańskiem) próbę przemytu pięciu tysięcy franków szwajcarskich, ukrytych w nodze od leżanki. Planowe przeszukania przeprowadzone przez policję w Gdyni zaowocowały ujawnieniem "przygotowanej do przemytu waluty obcej na sumę około 200 tys. złotych". Do przemytu, jak się okazało, wykorzystywano nie tylko meble: wśród zarekwirowanych rzeczy znaleziono między innymi obuwie z wydrążonymi obcasami.
Początek roku przyniósł również sądowy finał innej gdyńskiej afery, ochrzczonej mianem "pomarańczowego kantu". Sąd Okręgowy w Gdyni wydał wyroki skazujące Kazimierza Podlaskiego i jego wspólnika Mieczysława Szymańskiego, czyli agentów reprezentujących dwie hiszpańskie firmy owocowe, których oskarżono o przywłaszczenie "transportu pomarańcz" w liczbie dwóch tysięcy skrzyń i wystawienie dwóch fałszywych weksli.
"Niezdrową sensację" budziły afery budowlane, czego dowodzi sprawa jednego z gdyńskich domów mieszkalnych, którego fundamenty podmyła woda. Zdarzenie to wywołało falę rozmaitych spekulacji. Według niektórych doniesień prasowych, dom miał być już w tak złym stanie, że jego ściany pękały z hukiem i niebezpiecznie pochylały się ku chodnikowi, co - zdaniem "Gazety" - było jednak grubą przesadą, bo przecież "gonienie za sensacją musi mieć jakieś granice".
Innym rodzajem "sensacji", wzbudzającym w każdym czasie nadmierne,, być może zainteresowanie Czytelników, przynoszą kroniki wypadków: jest coś takiego w naturze człowieczej, że nieszczęścia innych budzą w nas niezdrową ciekawość.
Jedno z nieszczęście zdarzyło się na torach "między Grabówkiem a portem drzewnym", gdzie manewrujący parowóz potrącił śmiertelnie 48-letniego robotnika kolejowego. Robotnik ów - co ciekawe - nazywał się Jan Wiśniewski. Ciekawa zbieżność nazwisk, nie tylko dla gdynian... (na marginesie warto przypomnieć, że bohaterem "Ballady o Janku Wiśniewskim" jest Zbyszek Godlewski: po prostu autor ballady, nie znając prawdziwego nazwiska poległego, nazwał go Jankiem Wiśniewskim).
Pozostając w tematyce kolejowej, przywołajmy teraz kolejną informację "Gazety", tym razem dotyczącą początków trójmiejskiej kolei miejskiej: "z dniem 10 stycznia dyrekcja O.K.P. w Toruniu" uruchomiła "tymczasowe pociągi miejskie między stacjami Gdynia-Gdynia Dworzec (trzeba podkreślić, że tymczasem Gdańsk dysponował całkiem sprawnie funkcjonującą i rozbudowaną, jak na ówczesne czasy, koleją miejską).
Władze kolejowe poinformowały również o zmianach w funkcjonowaniu pociągów towarowych do Gdyni i Gdańska (pociągi przyspieszono).
Ale i Gdańsk miał też swoją "niezdrową sensację". Tym razem chodziło o oszustwo natury matrymonialnej, którego dopuścił się niejaki Johann Hans Herzberg z "Sopotów", który "nawiązywał znajomości drogą ogłoszeń matrymonialnych". Johann omamił "pewną młodą pannę" obietnicą małżeństwa, "pożyczając" od niej znaczną sumę pieniędzy. Jego ofiarą padło ponadto "6 kobiet w Gdańsku i 3 na Pomorzu. To jednak nie koniec miłosnych podbojów sopockiego Casanovy, który okazał się być również bigamistą, zawarł bowiem "na Ziemi Gdańskiej i Pomorzu" cztery związki małżeńskie.
Najlepszym podsumowaniem zdaje się być w tej sytuacji tytuł filmu wyświetlanego w gdyńskim kinie "Bajka" w styczniu roku 1937. A więc: "kto ostatni całuje"?
Źródło: "Gazeta Gdańska" nr 14 z 18 stycznia 1937 r. Skany pochodzą z Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej.
Opinie (17) 7 zablokowanych
-
2017-01-20 13:09
W tekście "Podlewski", a w artykułach z epoki "Podlaski". Niby podobne, ale jednak to nie to samo.
Odpowiedź redakcji:
Dziękujemy za sugestię. Treść została poprawiona.
- 1 0
-
2017-01-22 18:11
brawo redakcja
jak widac dzilo sie i to sporo w dwudziestoleciu międzywojennym
- 1 0
-
2018-04-04 09:51
Ciekawe ze przewozili pieniadze tylko w jednym kierunku : z Polski do W.M.Gdanska do tych niedobrych Niemcow ....A dzielna Polska ich lapala i im ich wlasnosc rabowala ...Dlaczego ?
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.