• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wyśpiewać marzenia. Recenzja filmu "La La Land"

Tomasz Zacharczuk
20 stycznia 2017 (artykuł sprzed 7 lat) 

Rozśpiewane widowisko hołdujące wielkim musicalowym klasykom, opatrzone zjawiskowymi kreacjami aktorskimi i zachwycające estetyką wykonania to murowany kandydat do miana najpiękniejszego filmu tego roku. "La La Land" naprzemiennie serwuje nam miłosną, intymną balladę i przebojowo wybrzmiewający hymn na cześć artystycznych marzeń. Całość tworzy symfonię ekranowej magii, spośród której przebija się od czasu do czasu gorzki realizm.



Musical twórcy przebojowego "Whiplash" można oczywiście potraktować bardzo powierzchownie: jako banalną miłosną opowiastkę przysypaną toną ekranowego lukru w postaci nasyconych kolorami kadrów i chwytliwych piosenek, które gdy wpadną jednym uchem, za nic nie chcą wyjść tym drugim. Jeżeli jednak wykażemy choć odrobinę dobrej woli, chwycimy wyciągniętą przez twórców filmu rękę i damy się porwać w wir fabularnych piruetów, nie będziemy chcieli wyjść z tych ekranowych tańców przed czasem. Bo zwyczajnie nie wypada. "La La Land" to majstersztyk zapomnianego gatunku, który spełni marzenia i oczekiwania fanów musicali, a nieprzekonanych do tej konwencji zaskoczy lekkością oraz wciągającą opowieścią.

Losy zapalonego muzyka jazzowego i marzącej o karierze niedoszłej aktorki krzyżują się w momencie, gdy oboje tracą powoli wiarę w realizację marzeń. Rodzące się uczucie każdemu z nich przywróci wiarę w realizację własnych pragnień. Nic jednak nie przyjdzie za darmo. Losy zapalonego muzyka jazzowego i marzącej o karierze niedoszłej aktorki krzyżują się w momencie, gdy oboje tracą powoli wiarę w realizację marzeń. Rodzące się uczucie każdemu z nich przywróci wiarę w realizację własnych pragnień. Nic jednak nie przyjdzie za darmo.
Zaczyna się dość niepozornie. Widzimy gigantyczny korek na amerykańskiej autostradzie i znudzonych kierowców wypatrujących choć metra wolnej jezdni. Gdy przed oczami już staje nam znerwicowany Michael Douglas z "Upadku", nagle gęste od samochodowych spalin powietrze przeszywa dźwięczny kobiecy głos. Kolejni pasażerowie energicznie wyskakują ze swoich pojazdów i przyłączają się do wspólnego śpiewania. Kolorowy tłum układa się w efektowną choreografię uchwyconą jednym, ciągłym, iście mistrzowskim ujęciem kamery, która rzuca nas niemal w sam środek tego energetycznego zbiegowiska. To tylko przedsmak dynamicznego widowiska, pośród którego z gracją i wyczuciem rodzi się romantyczna opowieść o dwójce marzycieli.

Ona (Emma Stone) to dorabiająca kelnerka z prowincji, marząca o aktorskiej karierze sympatyczna dziewczyna, której codzienny harmonogram wypełniają niezliczone castingi. On (Ryan Gosling) jest jazzowym fanatykiem, który nieustannie rozmyśla o własnym klubie, choć na co dzień trudni się chałturzeniem w podrzędnych lokalach. Oboje łączy naturalna pasja i niepoprawne marzycielstwo, które wkrótce zwiąże Sebastiana i Mię płomiennym uczuciem. Rozkwitająca miłość pozwoli nadać nierealnym planom rzeczywistych kształtów, wystawiając jednak związek bohaterów na ciężką próbę. Niespełniony muzyk i niedoszła aktorka będą zmuszeni do gorzkiej kalkulacji: czy w imię miłości warto poświęcić marzenia i które z tych pragnień bardziej się opłaca.

Damien Chazelle bezbłędnie oddał klimat klasycznych musicali rodem z Hollywood. Zachował przy tym odpowiedni umiar i wyczucie, dzięki czemu nawet nieprzekonany do takiej konwencji widz szybko zapomni o tym, że musicale to nie jego bajka. Damien Chazelle bezbłędnie oddał klimat klasycznych musicali rodem z Hollywood. Zachował przy tym odpowiedni umiar i wyczucie, dzięki czemu nawet nieprzekonany do takiej konwencji widz szybko zapomni o tym, że musicale to nie jego bajka.
Wbrew pozorom Damien Chazelle nie tworzy jednowymiarowego romansu, który ociekać będzie słodkimi uniesieniami głównych bohaterów, prowadząc jednocześnie widza w kierunku oczywistego happy-endu. "La La Land" bowiem miejscami bardziej od miłosnej opowieści przypomina słodko-gorzki traktat o konfrontacji marzeń i pielęgnowanych wewnątrz pragnień z dość szorstką rzeczywistością. Twórcy filmu w pouczający sposób dywagują nad istotą dojrzałości, sprawdzają, czy wspólne marzenia dwójki bliskich sobie osób czasami nie przekreślają szans na realizację ich indywidualnych planów. Stąd w "La La Land" całkiem sporo ukrytej nostalgii i niedopowiedzeń, które są szczególnym atutem świetnie rozplanowanej sceny finałowej.

Chazelle ponadto przemyca na wielki ekran własne tęsknoty - za nieśmiertelnym klimatem starego kina czy coraz bardziej niszowym jazzem. Nieprzypadkowo Sebastian i Mia w archaicznym niemal kinie oglądają "Buntownika z wyboru", bawią się w klimatycznych knajpkach rodem z Nowego Orleanu, spacerują w otoczeniu wielkiego plenerowego studia filmowego. Nawet Los Angeles "wolne" jest od brudnych ulic, hollywoodzkiej sztampy czy hipsterskiej subkultury. Fantastycznie skręcone plenery w ogóle nie oddają przepychu wielkiej metropolii. Wszystkie te elementy składają się na niesamowite wrażenia artystyczne, nawiązujące bezpośrednio do kina lat 40. czy 50. ubiegłego stulecia.

Twórca "Whiplash" największą tęsknotę wyraża jednak za musicalem - gatunkiem, który od kilkunastu co najmniej lat przykrywa gęsty kurz, którego w dobie komputerowych widowisk i roznegliżowanych komedyjek nikt nie śmie zetrzeć w obawie przed finansową klapą takiego przedsięwzięcia. Tymczasem Chazelle stworzył musical pełną gębą - z porywającą choreografią, świetnym konceptem, kameralnie wybrzmiewającymi utworami i czarującą lekkością i rozbrajającym humorem. A przede wszystkim z wyczuciem, bo w "La La Land" wokalne i taneczne popisy są bardzo oszczędnie regulowane i trafione w punkt. Nie ma wrażenia, iż w każdej scenie za chwilę ktoś wyskoczy z szafy i zacznie od rzeczy wyśpiewywać nudnawe zwrotki. Tę kompozycję dyrygent Chazelle trzyma w ryzach od początku do końca.

"La La Land" wbrew pozorom to nie tylko miłosna opowieść o dwójce młodych ambitnych osób. To także słodko-gorzka rozprawa na temat ceny, jaką trzeba zapłacić za realizację własnych marzeń. A ta zdaje się być mocno wygórowana. "La La Land" wbrew pozorom to nie tylko miłosna opowieść o dwójce młodych ambitnych osób. To także słodko-gorzka rozprawa na temat ceny, jaką trzeba zapłacić za realizację własnych marzeń. A ta zdaje się być mocno wygórowana.
Można w nieskończoność rozpływać się nad fantastyczną płynnością kamery, pięknie skręconymi plenerami, znakomitą ścieżką dźwiękową, lecz sukcesu nie dałoby się osiągnąć bez pary fenomenalnych aktorów. Emma Stone i Ryan Gosling stworzyli magiczny wręcz duet, który porywa i oczarowuje nas od pierwszego spotkania aż do finału. To najbardziej urocza ekranowa para ostatnich lat, która z wdziękiem rozbawia podczas basenowego przyjęcia i elektryzuje w czasie domowej awantury. Nie można sobie wyobrazić Sebastiana bez Goslinga, tak jak Mii bez Stone. Popisy taneczne i wokalne to wisienka na tym aktorskim torcie. Nieśmiało intonujący "City Of Stars" Gosling powinien stoczyć fascynującą "bratobójczą" walkę o Oscara za najlepszą piosenkę z zaangażowaną Stone wyśpiewującą "The Fools Who Dream". Oboje powinni być faworytami tegorocznych nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej.

"La La Land" to filmowe dzieło, które znakomicie się ogląda, słucha i podziwia. Jeżeli film ma w sobie rozkochać widza, to ten musical jest tego najlepszym przykładem. Każde wypowiedziane słowo, każda wyśpiewana fraza i każdy wykonany taniec ma swoją wyrazistą symbolikę. To najpiękniejszy filmowy prezent na początek roku dla wszystkich romantyków i marzycieli, który pozwoli rozświetlić nawet najbardziej szarą rzeczywistość.

OCENA: 9/10

Film

6.1
56 ocen

La La Land (47 opinii)

(47 opinii)
Melodramat, Musical

Opinie (51) 1 zablokowana

  • WIdziałam. Powiem tylko, że husteczki nie były mi potrzebne... (2)

    • 20 7

    • H

      husteczki czy chusteczki? :P

      • 17 1

    • Słownik Ci potrzebny, nie chusteczki.

      • 40 1

  • (1)

    bez rewelacji, szału nie ma. Ujęcia "cukierkowe HDR" gra aktorska poprawna, fabuła przewidywalna, parę scen zerżniętych z innych produkcji.

    • 32 13

    • też zauwazyłam kilka scen dosłownie skopiowanych

      dwie nawet z bollywoodzkiego hitu sprzed kilku lat, lol, kto by pomyślał że Hollywood kopiuje z Bollywood.

      • 3 1

  • Szkoda, że nasi tłumacze tytułów nie mieli takiej weny jak zazwyczaj (4)

    "Kra kra kraj" byłby hitem.

    • 75 3

    • uwielbiam

      • 2 0

    • I tak nic nie przebije....

      tłumaczenia Terminatora - Elektroniczny Morderca. (Elektronicky Mordulec po czesku). I Dirty Dancing - Wirujący Sex

      • 3 0

    • ?

      kwa kwa kraj
      raczej

      • 4 0

    • Tego nie trzeba tłumaczyć...

      La la land to nic innego jak nazywanie Los Angeles przez tamtejszych mieszkańców. To jest jak nazwa własna.

      • 0 0

  • Bardzo dobry (1)

    Oczywiście nie dla wszystkich, ale myslę, ze fani musicali i W.Allena będą zachwyceni!
    Szkoda, że autor recenzji nie wspomina o zakoczeniu-nie, żeby miał zdradzać jedgo treść-ale powiedzięc, ze jest bardzo zyciowe...
    Polecam lubiącym dobre kino, nie tym którzy liczą na amerykańską komedię do pośmiania.

    • 17 8

    • Polemizowałabym...

      Uwielbiam dobre kino, musicale i filmy Allena, ale ten film był po prostu nudny. Podobała mi się tylko pierwsza scena i piosenka, po której miałam nadzieję, że zobaczę fajny musical ale boleśnie się rozczarowałam. Im dalej tym gorzej. Mimo wszystko doceniam jednak zdjęcia szwedzkiego operatora Linusa Sandgrena. Dzięki niemu i pierwszej piosence w mojej opinii film nie okazał się kompletną porażką. Ale podkreślam, że to tylko moja własna, subiektywna opinia.

      • 1 2

  • Raz juz zaufalam Waszej opinii o filmie. Chwaliliscie Patersona a film jest nudny jak flaki z olejem więc waszym opiniom jiz nie ufam...

    • 17 16

  • Nudny, tandetny, ograny do bólu nie wychodzi poza formę (1)

    oczywiście dla fanów gatunku to będzie hit, natomiast jeśli nie jesteś fanem musicali - szczerze odradzam bo emocje jak w tańcu z gwiazdami.

    • 26 16

    • tandeta

      jestem fanka musicali ale ten film to dno

      • 3 1

  • początek dobry, świetny dobór muzyki, a potem....sama sztampa.Jak na musical zrealizowany bardzo dobrze, ale jakoś tak...tandetnie to wygląda. Dla fanów gatunku zapewne rarytas, ale dla mnie (cham ze wsi) raczej średnie. Film zebrał znakomite opinie, więc wiele osób aby wyjść na "koneserów" je powiela, ale dla przeciętnego odbiorcy raczej nic specjalnego. Nawet tak chwalone zdjęcia, przez wszechobecny hdr i tandetne oświetlenie (charakterystyczne dla tego gatunku) jakoś nie robią wrażenia

    • 15 9

  • Do obejrzenia na żywo w teatrze muzycznym byłby hitem ale jako film nudny

    • 9 7

  • Nudny jak flaki z olejem (1)

    Po 30 minutach wyłączyłem

    • 8 9

    • W filmie jedynie ostatnie 10 minut ciekawe. Reszta słabiutka.
      Nie to co Mamma Mia

      • 1 1

  • bardzo dobry

    I to nie tylko dla fanów tego gatunku, można się przyzwyczaić do takiej konwencji, tym bardziej ze nie jest tak ze cały czas śpiewają. I oczywiście do oglądania w kinie a nie na laptopie w domu w złej jakości i dźwięku

    • 6 9

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Kina

Wydarzenia

Marzec Sopocianek (3 opinie)

(3 opinie)
projekcje filmowe, spotkanie, warsztaty, zajęcia rekreacyjne

Konfrontacje: Skąd Dokąd | Dyskusyjny Klub Filmowy UG Miłość Blondynki

15 zł
projekcje filmowe, przegląd, DKF

Kultura Dostępna: Powstaniec 1863

12,90 zł
projekcje filmowe