• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Alina Jurczyszyn o muzyce, która otwiera serca

Justyna Michalkiewicz-Waloszek
4 maja 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
Alina Jurczyszyn podczas koncertu. Alina Jurczyszyn podczas koncertu.

O sobie mówi - pieśniarka, ponieważ żyje podróżą i pieśnią. Z jej strun głosowych wybrzmiewają dźwięki tradycyjne: ukraińskie, bałkańskie, polskie, białoruskie, gruzińskie i skandynawskie. Poznajcie Alinę Jurczyszyn - nieposkromiony wulkan energii, manifestujący się m.in. w dwóch zespołach muzycznych, których jest założycielką: Laboratorium Pieśni oraz Annutarze.



Justyna Michalkiewicz: Ostatnio dużo się dzieje w twoim życiu twórczym.

Alina Jurczyszyn: To taki paradoks życia, że gdy pozwalasz sprawom toczyć się bez specjalnego napięcia, bez myślenia - co zrobić, żeby zaistnieć - wszystko układa się samo. Mówi się, że gdy wyruszamy w drogę przeznaczenia, cały kosmos nam sprzyja. Mogę to potwierdzić na swoim przykładzie. Kiedy odkryłam, że mój głos tak pięknie we mnie brzmi i jest moją ścieżką, wszystko potoczyło się we właściwym kierunku.

Jak wyglądała ta droga?

Przez lata warsztatów, zbierania doświadczeń głosowych i pracy w teatrze poczułam, że potrzebuję środowiska ludzi, z którymi mogę się podzielić pieśniami tradycyjnymi. Zbierałam te pieśni przez lata, więc bagaż stał się bogatą skrzynią, którą musiałam otworzyć przed światem. Zaczęłam się dzielić pieśniami bez żadnego planu. Na początku bardzo niewinnie, w kaszubskich chatkach drewnianych. Zebrała się wokół mnie grupka kobiet, a koła na jeziorze zaczęły zataczać coraz szersze kręgi. Z kilku dziewczyn zrobił się cały wianuszek. Nagle okazało się, że coraz więcej osób chce słuchać naszej twórczości. Po jednym z teledysków (Sztoj pa moru), który był zrealizowany bardzo spontanicznie, zadziała się magia. Do dziś nie wierzymy w to, co się wokół nas dzieje.

Nie był reżyserowany?

Kompletnie nie. To zadziało się spontanicznie. Zjadłyśmy obiad i wyszło piękne słońce. Puściłyśmy dźwięki z taśmy i zaczęłyśmy tańczyć. Marta Obiegła wzięła kamerę i zaczęła to wszystko nagrywać. Przez ten teledysk przemawia spontaniczność i radość. Jest bardzo lekki i kobiecy. Zauważyłam, że w Laboratorium Pieśni wszystko, co rodzi się z radości, ma niezwykły odbiór. Po tym teledysku mamy zaproszenia na koncerty i warsztaty z całego świata, więc płyniemy na tej fali.

Laboratorium Pieśni - Sztoj pa moru:


Jak ludzie reagują na waszą muzykę?

Niektórzy przychodzą do nas po koncercie i mówią - w waszej muzyce jest taka prawda, energia i moc. Nie wiem, skąd ta magia pochodzi. Po prostu staję na scenie, otwieram się, a głos płynie przeze mnie jak przez instrument. Czasami twórca nie wie, jak wielkie coś tworzy w perspektywie odbioru. My śpiewamy, bo sprawia nam to przyjemność i radość, a ludzie dostrzegają w tym naprawdę wielkie rzeczy. Ja sama, gdy po raz pierwszy spotkałam się z muzyką ukraińską, zalewałam się łzami. Słuchałam grupy Derevo i myślałam - o co chodzi w tych ukraińskich pieśniach, że zaczynam ronić łzy? To pytanie cały czas mi towarzyszy, również podczas naszych koncertów. Co to za magia, że gdy śpiewam to płaczę, a ludzie płaczą razem ze mną?

Może pieśni tradycyjne to rodzaj terapii?

W tym zagonionym i pędzącym świecie, stanowią przystań wolności, zatrzymania się, prawdy o naszych przodkach, naszej historii i przestrzeniach w nas samych, które upchnęliśmy do szafy. Tęsknimy za tym.

Laboratorium Pieśni to wciąż projekt muzyczny czy już styl życia?

Ja żyję tą muzyką. Ona sprawia mi autentyczną radość. Nie wyobrażam sobie życia bez pieśni. Często, w nawiązaniu do pieśniarzy, którzy żyją podróżą i pieśnią mówię o sobie, że jestem pieśniarką. Życie to dla mnie podróż w pieśni. Mam to szczęście, że znalazłam cudne istoty, które chcą żyć w podobny sposób. Od kiedy pamiętam, chciałam mieć w życiu projekt, który nazwę Laboratorium Pieśni. Marzyłam, że będę go trzymać do końca życia. Wzrastać w nim, starzeć się i umrzeć. Udało się, więc niech trwa!

Prowadzisz jeszcze drugi zespół o nazwie Annutara.

Tak, w pewnym momencie w Laboratorium Pieśni zaczęło się robić bardzo instrumentalnie. Dołączyli do nas fantastyczni muzycy, więc aranżacje były coraz bogatsze. Postanowiłam rozdzielić te działania. Dziewczyny z warsztatów, które najlepiej śpiewały zaprosiłam do Laboratorium Pieśni, a z chłopakami zrobiliśmy Annutarę. Nazwa pochodzi z sanskrytu Anuttara Samjak Sambhodi i oznacza najwyższe oświecenie, przejście do innego wymiaru. Pomyślałam, że to piękna nazwa dla naszej muzyki.

W czym oba projekty się łączą, a co je różni?

Punkty wspólne to ja i Kamila Bigus. Różnią się też płcią (śmiech). W Laboratorium są same dziewczyny. A tak poważnie - w Laboratorium śpiewamy pieśni tradycyjnie, bez instrumentów, a capella bądź z akompaniamentem bębnów szamańskich, shruti box, przeszkadzajek i dzwonków. Annutara to zespół rozbudowany instrumentalnie z gitarą, skrzypcami, akordeonem, kontrabasem, bębnami i trąbką. W moim odczuciu, Laboratorium jest muzyką do medytacji, kontemplacji. Pięknie brzmi, gdy jesteśmy w przestrzeni z lekkim pogłosem. Można zapalić świeczki I kadzidła. Annutara to muzyka żywiołowa, energiczna. Przy niej ludzie zdejmują buty i tańczą.

Z którym zespołem mocniej się utożsamiasz?

Zespoły, które sam zakładasz, są trochę jak dzieci. Nie jesteś w stanie powiedzieć, które bardziej lubisz. Każdy ma to coś, czego nie ma drugi. Ja chyba dostałam od życia nadmiar energii, bo już rodzi się trzecie dziecko. Cały czas mam nowe pomysły. Ostatnio, całe szczęście, trochę wyhamowałam i staram się rozwijać stare, zamiast produkować nowe.

Co to za trzeci, tajemniczy projekt?

Tworzymy go z moim chłopakiem [Michał Zeltman, gitarzysta Annutary - red.] i Wojtkiem Wieconkowskim. To muzyka relaksacyjna. Michał gra na gitarze lub bębnie i śpiewa. Ja śpiewam i gram z Wojtkiem na gongach, misach, dzwoneczkach, fletach i bębnach. Ludzie leżą na karimatach, przykryci śpiworami. Wokół palą się świeczki. To zupełnie inna jakość, zawieszona w przestrzeni spokoju i relaksu. Robimy to bez zupełnego spięcia, więc zobaczymy, co się wydarzy i w jaką stronę nas ten projekt zaprowadzi.

To zupełnie inne emocje. Nie masz problemu z przestrajaniem się na inną energetykę, gdy z jednego projektu musisz przejść w drugi?

To ciężka sztuka. Ostatnio po koncercie relaksacyjnym totalnie się rozpłynęłam. Chwilę po nim mieliśmy próbę z Annutarą. Ze stanu relaksu i spokoju musiałam wskoczyć na pełną energetykę. Ta umiejętność przychodzi z czasem. Musiałam się nauczyć, jak szanować higienę własnego głosu. Prawie każdego dnia mam koncert, próbę, warsztaty albo nagrania. Musiałam nauczyć się, kiedy energię należy wzmocnić, a kiedy rozpuścić. Kiedyś na każdym koncercie dawałam z siebie 100 proc., a później nie żyłam przez tydzień. Nie jestem maszyną, ale żywą istotą, która nie ma nieograniczonych zasobów. Opamiętałam się i rozpisałam na kartce procentowy rozkład energetyczny dnia. 10 proc. zostaje tylko dla mnie. To moja przestrzeń, do której nikt nie ma dostępu.

  • Laboratorium Pieśni podczas kręcenia teledysku do piosenki "Koło mego ogródecka".
  • Laboratorium Pieśni.
  • Spektakl "Puste Noce".
  • Laboratorium Pieśni podczas kręcenia teledysku do utworu "U lisi".
  • Alina Jurczyszyn.
  • Alina Jurczyszyn podczas koncertu.
  • Laboratorium Pieśni podczas kręcenia teledysku do utworu "U lisi".
  • Laboratorium Pieśni podczas warsztatów.

Jak dbasz o higienę głosu?

Moim wiodącym głosem jest sopran, więc muszę się dobrze rozgrzać przed pracą. Moja foniatra powiedziała - dziewczyno, codziennie rano serwuj sobie dwie godziny milczenia. Staram się tego przestrzegać i rano nie odzywam się do nikogo. Nie odbieram telefonów i nie mówię nawet do psa. Ponadto, piję dużo wody, zaparzam siemię lniane i odpoczywam po koncertach w milczeniu. Robię też codziennie ćwiczenia oddechowe i relaksacyjne.

A dieta? Jest dla ciebie ważna?

Tak, jestem na diecie wegetariańskiej i widzę, jak jedzenie przekłada się na moją energię życiową. Jak się wsłuchamy w siebie to powoli dojdziemy do prawdy, że warto otaczać się zdrowym jedzeniem, dobrymi ludźmi i pozytywnymi przestrzeniami. Oczywiście nie gloryfikuję w życiu tylko jasności i pozytywności. Ważna jest również ta ciemna strona naszej osobowości. Wszystkie nasze gniewy, smutki i złości. Trzeba umieć o nich mówić, nazywać je i uwalniać. To bardzo ważna część warsztatów, które prowadzę. Tam nie bawię się w psychologa, tylko dzielę się pieśniami. A ludzie mówią, że im to pomaga.

Wyglądasz na szczęśliwą. Jesteś zadowolona z miejsca, w którym się aktualnie znajdujesz?

Przez lata pracowałam z afirmacjami. Niedawno zajrzałam do moich starych zeszytów. To niesamowite, ale moje zapiski wyglądają mniej więcej tak: mam zespoły, koncertujemy po świecie, prowadzę warsztaty, żyję z muzyki, robię to, co kocham. Pomyślałam "wow, to moje tu i teraz".

Zaplanowałaś swoje życie.

Tak, ale muszę podkreślić, że przy tym bardzo ciężko pracowałam. Afirmacje są wspaniałe, ale bez ciężkiej pracy będą nieskuteczne.

Jak przezwyciężyć chwile zwątpienia?

Nie dać się światu. Bo kto nam zagwarantuje, że to życie nie jest jedynym, jakie możemy przeżyć? Zawsze, gdy mam wątpliwość do moich działań pytam - co będziesz pamiętać na łożu śmierci? Pieniądze na koncie i czas spędzony w biurze czy ludzi, którzy przychodzili do ciebie po koncercie, dziękując, że odblokowali swoje serca? To mi daje kopniaka, żeby nie marnować czasu.

Nasuwa mi się refleksja, że może muzyka jest u ciebie jedynie środkiem do celu, którym jest pomaganie ludziom?

To się okaże z czasem. Ostatnio odpadł ode mnie strach. Przestałam bać się przyszłości. Płynę z tym strumieniem. Na dzień dzisiejszy odpowiedź na to pytanie brzmi - nie wiem. Może kiedyś muzyka ode mnie odpadnie. Może będę śpiewać w kaszubskich chatach, od których wszystko się zaczęło. A może zacznę pisać? W tym roku zabieram się za pisanie książki o głosie. Od dziesięciu lat prowadzę warsztaty pieśniarskie i pomyślałam, że cudownie byłoby co dekadę wydać o tym książkę. Na przykład z odpowiedziami na najczęściej zadawane pytania. Mam również wspaniałą babcię, która widzi duchy. Od lat nagrywam jej opowieści, które byłyby dobrym materiałem na kolejną książkę.

Annutara - Ulisi

Opinie (9)

  • nudno się to czytało, nie polecam (4)

    • 6 26

    • kurczę, a mi z kolei bardzo ciekawie i jestem pod wrażeniem, dla mnie bardzo inspirująca kobieta!

      • 17 2

    • ...

      chyba żart :-)

      • 0 2

    • jak ktoś już wszystko wie to go wszystko nudzi

      tak jak mnie,
      ja na przykład już wszystko wiem
      i nie obchodzi mnie zdanie innych, którzy się dopiero uczą :)
      ale przynajmniej nie rzucam im kłód pod nogi
      tak jak ty swoimi komentarzami, a dlaczego?
      bo ja wszystko wiem na prawdę :)
      a ty na niby

      • 2 1

    • Jak nie rozumiesz to nie oceniaj...poczytaj coś o polityce lub o sporcie to artykuły na innym poziomie...choć i tak mogą być za ciężkie...chyba jednak plotki...może Fakt?

      • 1 1

  • Kiedy koncert?

    Ano 20 maja w Protokulturze zagra Annutara :)

    • 9 1

  • Serce roście

    Alina to jest taka osoba, która wchodząc do pomieszczenia rozjaśnia go swoją pozytywną energią. Bardzo miło patrzy się na to jak wzrasta i się rozwija. Brawo, Dziewczyno!

    • 21 2

  • warto posłuchać

    Alina jest bardzo energetyczną osobą. Zarażającą pozytywną energią. Byłam na warsztatach w muzeum, później na koncercie Annutary (w deszczu) i był to kawał fantastycznej, rześko wibrującej muzyki. Naprawdę warto bo to osobliwa perełka.

    • 4 1

  • laboratorium

    udało mi się parę lat temu być na cudownym jak dla mnie bardzo energetycznym i przede wszystkim folkowym koncercie Aliny oraz takiego projektu paru muzyków z Annutary i dziewczyny, które śpiewały ale po raz pierwszy widziałem, że publiczność razem z zespołem świetnie sie bawi i śpiewa pieśni; cała ta terapia, o której wspomina się w wywiadzie to prawda, każdy koncert pozostawia w sobie wiele energii. Trochę martwi mnie to, że Annutara to już nie lokalny zespół a trasę ma w całej PL bo chętnie chodziłbym na wszystkie koncerty w 3mieście. Cieszę się, że to moje małe odkrycie zaistniało w większych przestrzeniach ale dalej ciągle brak jest miejsca latem gdzie takie zespoły mogłby grać. Chatki kaszubskie ok ale to niekoniecznie komus po drodze z miasta, który konczy o 19 pracę. W 3mieście poza Protokulturą, która wg mnie nadaje sie na koncerty tak jak Teatr Szekspirowski czyli wcale się nie nadaje brakuje miejsca najlepiej pod chmurką. Coś jak w sopocie gród obok muzeum , czasem np. w czasie Nocy Muzeów otwierany dla innych..

    • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane