• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Autorka "Klanu": Czy podoba mi się ten świat? Nie

Borys Kossakowski
30 maja 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
- Na pewno bardziej jestem widzem "House of cards" niż "Klanu". Ale moje seriale nie mają za zadanie  być nowatorskie, tylko, mówiąc brutalnie, jak najlepiej się sprzedać - mówi Ilona Łepkowska. - Na pewno bardziej jestem widzem "House of cards" niż "Klanu". Ale moje seriale nie mają za zadanie  być nowatorskie, tylko, mówiąc brutalnie, jak najlepiej się sprzedać - mówi Ilona Łepkowska.

- Napisaliśmy z kolegą scenariusz komedii dziejącej się w przeważającej części w Trójmieście. Czeka od kilku lat na realizację i przy wszystkich rozmowach na ten temat pojawia się problem: no dobrze, ale ile będą kosztowały zdjęcia w Sopocie czy Gdańsku? I kiedy je kręcić, skoro jest pełno turystów? - mówi Ilona Łepkowska, autorka scenariuszy do "Klanu", "M jak miłość" czy "Radio romans". W poniedziałek o godz. 18 w Empiku w Galerii Bałtyckiej będzie promować swą powieść "Pani mnie z kimś pomyliła".



Jaki serial Ilony Łepkowskiej oglądałeś/aś najchętniej?

Borys Kossakowski: Na początek proponuję małą wycieczkę w czasie, a dokładnie do "Radia Romans". Dla pani to pewnie prehistoria, ale serialowi współscenarzyści: Anna Czekanowicz, Władysław Zawistowski oraz aktorzy Dorota Kolak i Mirosław Baka obecnie w Trójmieście pełnią ważne role - polityczne, społeczne czy artystyczne. Jak pani wspomina tamte czasy, współpracę z tymi ludźmi, samo Trójmiasto?

Ilona Łepkowska: Bardzo, bardzo miło. Do dziś mam z aktorami z "Radia Romans" kontakty, wielu z nich pracowało lub nadal pracuje ze mną - choćby Dorota Kolak, która od lat gra w "Barwach szczęścia". Kiedyś miałam zaszczyt wręczać jej nagrodę na Festiwalu w Gdyni i była to dla mnie wielka radość. Trójmiasto zawsze lubiłam, dlatego wizyty na planie były samą przyjemnością.

Można zaryzykować stwierdzenie, że pani dzieła widział praktycznie każdy Polak. Jak pani odnosi się do podziału na sukces artystyczny i sukces komercyjny? Co jest ważniejsze: liczba widzów czy oryginalność i nowatorstwo przekazu?

Nie jestem artystą, tylko rzemieślnikiem. Robię - w przeważającej większości - rzeczy użytkowe. One nie mają za zadanie zmieniać świata i być nowatorskie, tylko, mówiąc brutalnie - jak najlepiej się sprzedać. Sukces sprzedaży mierzy się liczbą widzów. Czy mi to wystarczy, czy zadowala w pełni? W ramach tych form, jakie były obszarem mojej dotychczasowej pracy, oczywiście tak, bo czego, jak czego, ale widzów to mi na pewno nie brakuje. Ale oczywiście chciałabym zrobić jeszcze w życiu coś oryginalniejszego, ambitniejszego. Ale i wtedy za porażkę uznałabym brak publiczności. Może nie liczyłabym na miliony, ale sukces artystyczny, który nie spotyka się z widownią, to jednak moim zdaniem porażka. Przynajmniej w tej dziedzinie, w jakiej działam.

- Nigdy nie byłam tak sławna, jak bohaterka mojej powieści. I całe szczęście! Czy płakałam? Nie jestem szczególnie płaczliwa, ale bywały momenty bardzo trudne - mówi autorka "Pani mnie z kimś pomyliła". - Nigdy nie byłam tak sławna, jak bohaterka mojej powieści. I całe szczęście! Czy płakałam? Nie jestem szczególnie płaczliwa, ale bywały momenty bardzo trudne - mówi autorka "Pani mnie z kimś pomyliła".
Jakie pytania się pojawiają w głowie scenarzystki serialu, który ogląda kilka milionów ludzi? Wyobrażam sobie, że to rodzi ogromne napięcie - oglądalność, reklamy itd. Czy to się spodoba? Jak zareagują widzowie?

Po tylu latach pracy takich niepokojów jest mniej, bo doświadczenie mam dużo większe. Poza tym naturalną koleją rzeczy człowiek w pewnym stopniu przywyka do codziennych stresów związanych z pracą. Serial ma też tę zaletę, że kiedy widzimy, że jakiś wątek czy postać się nie podoba, można to zmienić, skorygować. To cały czas praca w toku i to jest akurat fajne. Można skręcić w inną stronę, zmienić negatywnego bohatera w anioła albo odwrotnie. W zamkniętych formach to niemożliwe.

Praca nad "Wszystko gra" trwała kilka lat, a scenariusz miał chyba z dwadzieścia wersji.
Jest pani producentem kreatywnym musicalu "Wszystko gra", który ostatnio szturmem podbijał kina. Będzie się pani częściej pojawiała na srebrnym ekranie?

Praca z młodymi producentami z firmy Scorpio była dla mnie odświeżająca i bardzo miła, choć trwała kilka lat, zanim film trafił na ekrany, a scenariusz miał chyba z dwadzieścia wersji. Wiem dziś, jak trudno zrobić film muzyczny, to najważniejsze doświadczenie. Nie pojawiam się w filmie polskim sporadycznie - rok temu na ekrany kin wszedł film "Warsaw by night", w którym byłam współproducentem i to takim prawdziwym, bo dołożyłam do filmu własne pieniądze. Byłam przez rok szefem komisji eksperckiej w PISF. Jestem więc obecna w różnych rolach i to mi bardzo odpowiada. Trudno jednak o większą aktywność w fabule, gdy produkowało się serial, który ma pięć odcinków tygodniowo. Proszę wierzyć, to dość pracy dla kilku osób.

Tematem pani książki pt. "Pani mnie z kimś pomyliła" jest między innymi sława. Już na wstępie poznajemy jej gorzki smak, gdy główna bohaterka, pozując na tarasie do sesji zdjęciowej, ma ochotę rzucić się z osiemnastego piętra. Choć jest pani współautorką sukcesu wielu seriali, jak się domyślam, nie zapłaciła pani takiej ceny jak aktorzy grający w nich główne role. Płakała pani kiedyś z powodu sławy?

Po pierwsze - nigdy nie byłam tak sławna, jak bohaterka mojej powieści. I całe szczęście! Czy płakałam? Nie jestem szczególnie płaczliwa, ale bywały momenty bardzo trudne, a nie miałam wtedy koło siebie nikogo bliskiego, który na co dzień by mnie wspierał. No i zmęczenie, okropne zmęczenie pracą, odpowiedzialnością, ciągle goniącymi terminami. Ale tak ma wielu ludzi, pracujących niekoniecznie w mojej branży. Nie ma co się żalić.

Koszty sławy bywają ogromne. Amy Winehouse, Robin Williams, Whitney Houston, Michael Jackson zapłacili najwyższą cenę. A jednak kolejka do stoiska "status celebryty" tylko się wydłuża. Skąd w ludziach taki pęd, żeby być w centrum zainteresowań?

Myślę, że nie ma na to jednej odpowiedzi. Czasem bez tej celebryckiej otoczki trudno sprzedać więcej płyt czy zagrać więcej ról. Albo przynajmniej tak nam się wydaje, że będzie trudniej, więc idzie się "na skróty" wedle zasady, że nie ważne, co o nas mówią, ważne, że po nazwisku. Na pewno jeśli ktoś wrażliwy zostaje celebrytą, to prędzej czy później zdaje sobie sprawę, co przez to stracił i chce to odzyskać - prywatność, swobodę, wolność wyboru, anonimowość. Tylko często wtedy już bardzo trudno tego dokonać.

Pani książka porusza także temat internetowego hejtu, który jest utrapieniem każdego portalu. Z jednej strony budzi złe emocje, a z drugiej napędza ruch. Nawet pani ostatni wywiad został podchwycony przez "pudelki".

Na początku hejt skierowany bezpośrednio we mnie był bardzo przykry, do czasu, aż przestałam to czytać i się przejmować. Przyzwyczaiłam się do wyjmowania z kontekstu jednego zdania i robienia z niego materiału na pierwszą stronę tabloidu. Seriale mają w internecie tyle samo (albo i więcej) wielbicieli, co hejterów. Czy podoba mi się ten świat? Nie. Ale mogę go albo nie zauważać, nie śledzić, albo kompletnie wycofać się z życia publicznego, nie udzielać wywiadów, nie pokazywać się na premierach. Inaczej i tak napiszą o mnie, co zechcą.

Mówiła pani, że pisanie na potrzeby serialu to jak niewola. Czy pisanie "Pani mnie z kimś pomyliła" było dla odmiany wolnością?

W porównaniu z serialami - wielką! Ale dość się, mimo wszystko, pilnowałam. Dyscyplina w pisaniu scenariuszy weszła mi w krew i nie pozwalałam sobie na wodolejstwo, rozwlekłość akcji. Chciałam, żeby się działo. Dużo i szybko.

Czy ogląda pani seriale nowej fali, takie jak "Fargo", "Gra o tron" czy "House of cards"?

Na pewno bardziej jestem widzem "House of cards" niż "Klanu". Nie oglądam wszystkiego, ale zdarza mi się weekend z całym sezonem jakiejś produkcji. To są zazwyczaj wielkie, drogie produkcje z udziałem doskonałych aktorów. A wielość odcinków czy sezonów zaspokaja u widzów to, czego nie mogą im dać filmy kinowe, nawet produkowane w seriach jak "Gwiezdne wojny" czy "Bond". Mamy w jednym pudełku czy na jednym dysku od razu ileś godzin historii, która nam się podoba, która nas wciągnęła bez reszty. Nie musimy czekać! To jest na wyciągnięcie ręki od razu! A my dziś nie lubimy czekać na przyjemności.

Wróćmy do Trójmiasta. Czy jest ono atrakcyjnym miejscem akcji filmu lub serialu? Czy inspiruje panią?

Niestety, ze względu na bardzo ograniczone budżety seriali i filmów zdjęcia lokuje się tam, gdzie jest największa baza produkcyjna, najwięcej twórców i aktorów - w ten sposób minimalizuje się koszty. Łatwiej jest sprowadzić na kilka dni aktora z Trójmiasta, niż przenosić tam na okres zdjęć całą ekipę. Wpływa to rzecz jasna na pewną unifikację tej produkcji. Most Świętokrzyski czy Siekierkowski w Warszawie były już pokazane w filmach niemiłosierną liczbę razy. Czy wolałabym plenery w Trójmieście? Na pewno wolałabym mieć wybór. A w wypadku serialu nie mam nawet wyboru dzielnicy Warszawy - staramy się lokować obiekty zdjęciowe jak najbliżej hali, gdzie jest nasza baza. Przykre ograniczenie, ale takie jest życie. Napisaliśmy z kolegą scenariusz komedii dziejącej się w przeważającej części w Trójmieście. Czeka od kilku lat na realizację i przy wszystkich rozmowach na ten temat pojawia się problem: no dobrze, ale ile będą kosztowały zdjęcia w Sopocie czy Gdańsku? I kiedy je kręcić, skoro jest pełno turystów? Straszny kłopot. A jak nie ma turystów? Straszna pogoda. No i między innymi dlatego, póki co, film nie powstał.

Wydarzenia

Ilona Łepkowska - spotkanie

spotkanie

Miejsca

Opinie (31) 3 zablokowane

  • Kiedy coś dla mężczyzn? (1)

    • 14 1

    • Mężczyzna hipster?

      Ciekawa antylogia :)

      • 6 3

  • (2)

    Ankieta: a gdzie odpowiedź "żaden"?

    • 65 2

    • ja uwielbiam jej ..Isaure..

      • 4 3

    • no na pewno nikt ich nie widział

      • 1 3

  • (1)

    no to juz wiem kto odpowiada za te gnioty.

    • 54 2

    • jak sie jej nie podoba to niech spada

      • 4 4

  • A więc to jest osoba odpowiedizlana za upadek kultury wśród Polaków. (3)

    Ta bezsensowna papka serwowana w serialach tej Pani skutecznie ogłupia społeczeństwo przedstawiając nierealny świat bohaterów oderwanych od rzeczywistości.

    Kiedyś TV promowała szeroko pojętą kulturę, a teraz oferuje się nam całkowicie pozbawione sensu i pomysłu seriale ewidentnie pisane na siłe.

    • 70 4

    • sa tacy, to nie zart

      dla ktorych jestes wart.. mniej niz zero.. mniej niz zero

      • 7 6

    • A czy społeczeństwo jest bezwolną masą, którą byle pańcia od scenariuszy może ogłupiać? (1)

      Pełna zgoda co do tego, że TV odwróciło się od treści kulturalnych - bo sprzedają się słabo, bo trzeba myśleć, włożyć nieco wysiłku w odbiór i przetworzenie podanej treści. TV nie jest jednak jedyną dostępną alternatywą. Zasada jest prosta - widzisz kolejny głupawy serial lub show o tych co śpiewają/tańczą, to przełączasz na inny kanał w poszukiwaniu treści bardziej odpowiedniej. Ci co nie przełączają należą do grupy, której taka treść odpowiada, a Pani z artykułu powyżej (która sama o sobie mówi, że jest jedynie sprawnym rzemieślnikiem) ma za zadanie nie edukowanie i ukulturalnianie społeczeństwa, a produkcję dobrze sprzedającego się produktu. I zadanie to wykonuje nader sprawnie.

      Problemem w dzisiejszym świecie nie jest dostęp do informacji, lecz umiejętność wyselekcjonowania tych wartościowych. Poziom wyrobienia odbiorcy kształtuje on sam, dobierając treści które przyswaja. Masz pilota w ręku, masz możliwość wyboru. Nie jesteś skazany na klan czy inne badziewie.

      Zresztą wybór TV w poszukiwaniu treści kulturalnych przypomina nieco czytanie wp lub onetu w poszukiwaniu rzetelnego źródła wiedzy o dzisiejszym świecie. Zupełnie bez sensu.

      A za upadek kultury (choć może zasadniej będzie powiedzieć - obniżenie jej poziomu) wśród Polaków odpowiadają oni sami, indywidualnie i jednostkowo ujęci, a nie jakieś seriale dla nudzących się przedpołudniami gospodyń domowych.

      • 15 3

      • W tym sęk że większosc społeczeństwa JEST bezwolną masą

        . Większosc ludzi nie rozumie wiadomości podawanych w serwisach informacyjnych a jeszcze mniej potrafi samodzielnie zastanowić się nad tym co usłyszeli. Do takich ludzi trafiają seriale jak tej Pani. Bez żadnej treści, stylu, pomysłu, bez niczego co mogłoby sprawić że widz ruszy choć odrobinę neuronami. Ma być serial do kotleta żeby z rodziną nie trzeba było przy obiedzie rozmawiać.

        • 9 6

  • Przecież jej seriale to totalny syf.

    Pomysły na fabułę skończyły się po trzecim odcinku.

    • 57 1

  • Radio Romans (1)

    lubiłam ten serial :]

    • 7 15

    • Infantylny.

      • 5 2

  • ona prawie do każdego serialu dodaje postać "pozytywnego homoseksualisty" (3)

    tak tęczowa propaganda.

    • 34 23

    • Tęczowi to około 5% społeczeństwa, więc średnio 1/20 postaci może spokojnie się trafić. (2)

      A to ze zwracasz na takich uwagę świadczy jedynie o Tobie.

      • 11 13

      • a jaki procent społeczeństwa stanowią seryjni zabójcy?

        • 11 2

      • stop nachalnej propagandzie LGBT!.

        • 18 12

  • bożena, macius i rychu rulez :D

    • 14 3

  • Jaki serial Ilony Łepkowskiej oglądałeś/aś najchętniej?a gdzie odpowiedz żaden!

    Mam własne zycie i nie trace czasu na oglądanie tasiemca który nic pożytecznego w nie nie wnosi.

    • 37 3

  • tej pani dziękujemy

    Pani Łepkowskiej już dziękujemy.
    A Trójmiasto zostawcie w spokoju z plenerami filmowymi!

    • 33 10

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane