• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Magdalena Witkiewicz: Lubię bajki dla dorosłych

Łukasz Stafiej
31 stycznia 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Magdalena Witkiewicz: - Zawsze sądziłam, że piszę klasyczne romanse, ale "Pierwsza na liście" to pierwsza moja książka, w której relacje damsko-męskie nie wysuwają się na pierwszy plan. Magdalena Witkiewicz: - Zawsze sądziłam, że piszę klasyczne romanse, ale "Pierwsza na liście" to pierwsza moja książka, w której relacje damsko-męskie nie wysuwają się na pierwszy plan.

- Jestem specjalistką od szczęśliwych zakończeń. Lubię czytać książki, które dobrze się kończą. Przyznam, że bardzo często zaglądam na koniec, czy książka ma happy end. Jak się kończy źle, to nie czytam. Tak już mam, bo lubię, gdy literatura mnie uszczęśliwia, a nie wprawia w przygnębienie - mówi gdańska pisarka Magdalena Witkiewicz, która właśnie wydała swoją jedenastą powieść pt. "Pierwsza na liście".



Łukasz Stafiej: Lubi pani podglądać ludzi?

Magdalena Witkiewicz: Bardzo. Mam to od dziecka. Szłam ulicą i zaglądałam ludziom w okna. Jak pociąg przejeżdżał, to patrzyłam i zastanawiałam się, co robią pasażerowie. Nadal mi się to zdarza. Czasami zobaczę kogoś oryginalnego na ulicy, ktoś coś ciekawego powie czy nietypowo zachowa się, a ja to od razu wyłapuję i zapamiętuję. Moi znajomi też się w książkach odnajdują.

To życie pisze historie w pani książkach?

Mogłoby się tak wydawać, jednak większość mojej najnowszej książki pt. "Pierwsza na liście" to sytuacje wymyślone. Jednak motyw przewodni jest prawdziwy. Jakiś czas temu byłam w szpitalu i czekałam na diagnozę. Nie wiedziałam, jaka ona będzie, więc zaczęłam się zastanawiać, co bym zrobiła, gdybym miała za rok umrzeć. Pomyślałam, że bym napisała list do moich bliskich. Wokół tego motywu zbudowałam całą opowieść. To były jak najbardziej prawdziwe emocje, wtedy nie wiedziałam, co ze mną będzie.

Choroba, widmo śmierci - to nie są łatwe tematy.

Lubię książki, które traktują o poważnych sprawach w lekki sposób. Zbieg okoliczności sprawił, że tłem do fabuły "Pierwszej na liście" stał się temat białaczki i zostania potencjalnym dawcą szpiku kostnego .

Zbieg okoliczności?

Pewnego dnia wydawca zaproponował mi rozmowę z Urszulą Jaworską, która prowadzi Bank Dawców Szpiku Kostnego. Nie miałam o tym żadnego pojęcia, ale stwierdziłam, że może to być ciekawe doświadczenie. Myślałam, że pobranie szpiku polega na bolesnym wbiciu szpili w kręgosłup. Dowiedziałam się jednak, że jest to niegroźny i niemal bezbolesny zabieg. Innym razem nocowałam u znajomej. Okazało się, że jest ona potencjalnym dawcą i następnego dnia ma mieć szczegółowe badania. Przegadałam z nią pół nocy. Potem okazało się, że na dzień przed premierą mojej książki ma pobierany szpik dla jakiejś Włoszki.

Chciała pani nagłośnić temat przeszczepów?

Mam przeróżne czytelniczki: od lekarek, przez fryzjerki, po kasjerki. Podejrzewam, że większość z nich nie zwróciłaby uwagi na program publicystyczny czy informator o białaczce, dawcach i przeszczepach. Przecież nikt nie będzie na własne życzenie czytać o smutnych rzeczach. Te ważne treści mogę przemycić dzięki literaturze. Nie zamierzałam jednak pisać jakiegoś manifestu namawiającego do zostania dawcą.

Ale to zdominowało tę książkę.

Wszyscy mi to mówią, a ja się wciąż boję, że jak się powie, że książka jest o białaczce, to nikt tego nie będzie chciał czytać. To tak jak z moim mężem. Namawiałam go, żeby zobaczył ze mną film "Nietykalni" i powiedziałam, że jest to bardzo śmieszna komedia o facecie, który jest sparaliżowany od szyi w dół. Mąż się załamał, że ja mu chcę taki film fundować.

Nie jest chyba tak źle. Damsko-męskich historii, do których przywykły pani czytelniczki, w "Pierwszej na liście" nie brakuje.

Zawsze sądziłam, że piszę klasyczne romanse, ale to pierwsza moja książka, w której relacje damsko-męskie nie wysuwają się na pierwszy plan. Tutaj nawet nie miało być wątku romantycznego, ale oczywiście wyszło jak zwykle.

Mężczyźni są tutaj jednak na dalekim planie. Najważniejsza jest relacja między dwoma dawnymi przyjaciółkami, które spotykają się po latach.

Inspiracją dla historii tej przyjaźni była piosenka Krystyny Prońko i Majki Jeżowskiej z tekstem: "Przyjaciółko mego serca wróć, mam pusty dom, on nie kochał nigdy żadnej z nas, nie kochał nas". Podejrzewam, że nie potrafiłabym się nawet wczuć w rolę mężczyzny. Nie wiem, czy jest to feministyczna książka, ale nie ukrywam, że jest ona przede wszystkim dla kobiet.

Książki zmieniają życie pani czytelniczek?

Tak bywa. Kiedyś napisałam książkę "Opowieść niewiernej" o oddalającym się od siebie małżeństwie. W pewnym momencie ona zdradza męża ze swoim chłopakiem z młodości. Po publikacji dostałam maila od kobiety, która napisała, że ta książka otworzyła jej oczy i zmotywowała do porzucenia nieudanego małżeństwa i rozpoczęcia życia na nowo. Nie chcę powiedzieć, że namawiam do takich czynów. Mam jednak wrażenie, że dzięki moim książkom niektóre kobiety zaczynają dostrzegać sprawy, na które wcześniej nie zwracały uwagi. Nowa książka też coś zmieniła. Wiem już, że co najmniej cztery moje czytelniczki zgłosiły się do bazy potencjalnych dawców szpiku kostnego. Uważam, że to jest sukces.

Niektórzy mówią, że zmiany zawsze są na lepsze.

Ja tak nie uważam, ale jeśli się czegoś pragnie, to nie można się poddawać. Trzeba postawić pierwszy krok.

Ale pani chyba lubi happy end.

Jestem specjalistką od szczęśliwych zakończeń. Lubię czytać książki, które dobrze się kończą. Przyznam, że bardzo często zaglądam na koniec, czy książka ma happy end. Jak się kończy źle, to nie czytam. Tak już mam, bo lubię, gdy literatura mnie uszczęśliwia, a nie wprawia w przygnębienie.

Nie napisała pani nigdy nieszczęśliwego zakończenia?

Miałam ochotę to zrobić w jednym z moich opowiadań. W lutym będzie można je przeczytać w zbiorze, w którym polskie pisarki napisały opowiadania inspirowane opowiadaniami Janusza Leona Wiśniewskiego. Miałam straszną ochotę zakończyć mój tekst źle, ale redaktorka mi nie pozwoliła. Myślę, że większości czytelniczek to by się nie spodobało. Mam jednak jedną, która cały czas mnie męczy, żebym napisała smutne zakończenie. Obiecałam, że kiedyś to zrobię specjalnie dla niej.

W planach następna książka?

Tym razem, żeby odreagować - śmieszna. Sinusoida musi się wyrównać. Będzie o ginekologu, którego wredna mamuśka zadecydowała, że zostanie lekarzem. Będzie też trochę o współczesnym Kopciuszku. Bo ja lubię bajki dla dorosłych.

Opinie (18) 3 zablokowane

  • Ja też lubię bajki dla dorosłych. Jestem uzależniona od tych spraw (1)

    • 5 5

    • opwiem ci bajkę

      jak zapalisz fajkę

      • 4 0

  • Pyt. do prowadzącego wywiad (3)

    Czy pan Stafiej przeczytał choć jedną książkę M. Witkiewicz? Pytania są tendencyjne, wiele już takich zostało zadanych np. przez blogerki... Do wywiadu trzeba się solidniej przygotować!

    • 6 11

    • Zdziwiłbym się, gdyby przeczytał...

      Nie ma po co! Przecież wiadomo, że on i ona skończą szczęśliwie. Taki substytut telewizyjnych seriali.

      • 12 1

    • Odpowiedź od prowadzącego wywiad (1)

      Zaspokajając Pani ciekawość - książkę przeczytałem.

      PS. Dziękuję za niezwykle cenną radę.

      • 7 1

      • PS

        Po PS nie stawia się kropki

        • 1 0

  • (1)

    Miłość do szczęśliwych zakończeń to samooszukiwanie. Potrzebne jest słabym istotom, które muszą się trzymać wymyślonych bzdur, żeby nie utonąć w depresji. A prawda jest taka, że każde życie kończy się śmiercią i nie ma w tym nic szczęśliwego.

    • 11 4

    • Ależ tragizowanie śmierci jest iście złudne i nieco zakłamane. Starsi ludzi oczekują odejścia ze stoickim spokojem, a im prędzej człowiek sobie uświadomi, że tkwi na cienkiej nitce życia, tym lepiej dla niego. Kult życia to po prostu wynik naszej kultury nastawionej na gloryfikowanie życia. A ten, kto złudnie myśli, że nic mu nie grozi, może się szybko zdziwić, jak nagle jego światło zgaśnie.

      • 1 0

  • No dobrze jest pomarzyć sobie.

    • 0 0

  • Teraz każdy książki pisać może, jeden lepiej drugi gorzej :) (1)

    Nie czytam dla zasady :)

    • 4 4

    • nie ma czym sie chwalić!

      j.w.

      • 2 0

  • Ale ta autorka wypowiada się prostym i nieskładnym językiem.

    • 11 4

  • "Sinusoida musi się wyrównać"

    Pe reł ka. Pe re łka.

    • 10 5

  • (1)

    "Po publikacji dostałam maila od kobiety, która napisała, że ta książka otworzyła jej oczy i zmotywowała do porzucenia nieudanego małżeństwa i rozpoczęcia życia na nowo." nie wiem czy bym się czymś takim pochwaliła, mi by raczej było wstyd, że mam czytelników, którzy pod wpływem czytadła zmieniają życie.

    • 10 2

    • och, akurat to jest urocze:))

      • 0 1

  • Jak lubisz bajki dla dorosłych to posłuchaj polityków. Oni pięknie umieją bajać.

    • 4 0

  • słabiutko

    Nie rozumiem powodu, dla którego tak głośno ostatnio o tej pożalsięboże "twórczości" tej pani (M.W.), przecież ona nie ma nic do powiedzenia, powiela jakieś schematy z popularnych niegdyś H.Fielding, K.Grocholi, robiąc to tak stylistycznie prymitywnym językiem, ze blogi gimnazjalistek wypadają lepiej przy książkach napisanych przez M.W.

    • 2 1

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane