• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Miłość po włosku na scenie Teatru Wybrzeże - o "Transmigrazione di fermenti d'amore"

Łukasz Rudziński
18 grudnia 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
Zdecydowanie najciekawszy w "Transmigrazione di fermenti d'amore" jest taniec Katarzyny Chmielewskiej, która imponuje świadomością ciała i łatwością w budowaniu najbardziej wyrazistych epizodów taneczno-ruchowych. Zdecydowanie najciekawszy w "Transmigrazione di fermenti d'amore" jest taniec Katarzyny Chmielewskiej, która imponuje świadomością ciała i łatwością w budowaniu najbardziej wyrazistych epizodów taneczno-ruchowych.

Artyści Teatru Dada von Bzdülöw wybrali bardzo ryzykowny temat spektaklu: miłość zamkniętą w tańcu, ruchu, pantomimie czy drobnych gestach. I choć niezwykle łatwo w takim wypadku wpaść w kicz, banał czy tandetę, "Transmigrazione di fermenti d'amore" to wyśmienity pokaz teatru i tańca, porównywalny do najlepszych spektakli Teatru Dada.



Zaczyna się dość zwyczajnie. Na tle dużego parawanu zasłaniającego większość sceny Leszek Bzdyl mówi do widzów po włosku. W czasie jego wstępu w luźnym stroju klauna paraduje obok niego Daniela Komędera, pokazując niezwykłe umiejętności ruchowe, taneczne i gimnastyczne. Gdy tylko ona zaczyna mówić do widzów po polsku, tancerz bezceremonialnie ją ucisza, zatykając jej usta. To, o czym Bzdyl mówi do publiczności jest nieistotne. Wiadomo, że czeka nas seans niezwykły, który faktycznie okaże się cyrkowo-taneczno-miłosną mieszanką umiejętności, emocji i relacji. Wstęp do spektaklu puentuje namiętny pocałunek.

Po chwili parawan jest przesunięty na bok i widać kobietę w czarnej, jednoczęściowej bieliźnie, w głęboko nasuniętym na głowę czarnym kapeluszu i młodego mężczyznę w marynarce w tle. Po chwili siedząca i ponętnie wygięta kobieta (Katarzyna Chmielewska) założy nogę na nogę i wykona porywające mini solo oparte na drobnych, nieznacznych ruchach siedzącej kobiety. Od tego momentu, choć na scenie podziwiać można czworo świetnych artystów, to właśnie ona elektryzuje, przyciąga uwagę i zachwyca. "Transmigrazione..." to zdecydowanie spektakl Katarzyny Chmielewskiej - zmysłowej, kobiecej, świadomej swojego ciała i każdego ruchu. W sekwencjach zbiorowych ona tańczy najwyraźniej, za każdym razem wyróżnia się "z tłumu", nawet jeśli nie jest tak sprawna jak wyjątkowo uzdolniona ruchowo Daniela Komędera.

Spektakl oparty jest na zamkniętych tematycznie scenach, nasyconych zmysłowością i bliskością (niekiedy pełnych wręcz filmowych obrazów, wyniesionych ze zmysłowej i cielesnej kinematografii włoskiej) i kontrapunktowanych prościutkimi animacjami, które przypominają wizualizacje z lat 90. W tych momentach sylwetka kobiety, mężczyzny lub dwóch osób (w rozmaitych konfiguracjach) stanowi ląd, na który naniesiono prognozę pogody, wykorzystując proste skojarzenie naszych stanów emocjonalnych ze zmiennymi warunkami atmosferycznymi. Poza prostymi dowcipami (np. burza z piorunami na wysokości łona i słońca na poziomie piersi) plansze z takimi mapami pogodowymi w dużej mierze informują o tym, co czeka nas za chwilę na scenie.

Miłość mieni się tu różnymi kolorami i odcieniami. Mieści w sobie pociąg erotyczny, pożądanie, namiętność, bliskość, cielesność, wzajemną fascynację, ale też rywalizację, nieustępliwość, delikatność, wrażliwość, uśmiech czy zwykłe ciepło. Ciekawe oddana jest bliskość męsko-męska. Leszek Bzdyl i Paweł Grala tańczą niezwykle intensywnie, obok siebie, ale też nie przesadnie blisko. A jednak widać od razu, że pozostają od siebie w stałej zależności. Imponująca jest też choreografia trójkąta: Leszek Bzdyl - Daniela Komędera - Paweł Grala, gdzie dziewczyna wędruje z rąk do rąk i jest tu bardziej muzą, symbolicznym wyobrażeniem bliskości niż dziewczyną, o którą rywalizować mieliby tańczący z nią i ze sobą mężczyźni. To najbardziej charakterystyczny dla Dady von Bzdülöw fragment spektaklu.

Przez większość spektaklu scenki taneczno-ruchowe przedzielane są wspomnianymi animacjami. W pewnym jednak momencie artyści przestają korzystać z wielkiego parawanu. Scena w scenę przechodzi płynnie, zaś fragment, gdy każdy zdejmuje górną cześć garderoby, staje tyłem do widowni i wykonuje niezwykły taniec mięśni grzbietu i barków należy do niezwykłych momentów wstrzymania tempa. Ponownie zdecydowanie najbardziej zachwyca Katarzyna Chmielewska. Ta intymna, półnaga przecież scena odbywa się przy taktownym wyciemnieniu i nieostrym punktowym świetle (dobra reżyseria świateł w wykonaniu Michała Kołodzieja). Świetnie z klimatem na scenie (nie tylko w tym momencie spektaklu) komponuje się muzyka Mikołaja Trzaski. Po długim "tańcu pleców" każdego z tancerzy scena jest brutalnie przerwana, urywa się muzyka, pojawia się górne światło a tancerze ubierają się. Sporo wdzięku ma scena pantomimiczna między Leszkiem Bzdylem a Katarzyną Chmielewską.

Właściwie jedynym kompozycyjnym zgrzytem jest solo Danieli Komędery i następujące po nim solo Pawła Grali, gdy nagle muzyka cichnie zupełnie, a artyści tańczący w tym momencie razem na scenie (choć całkowicie inne układy) tańczą w ciszy przez kilka minut. Występy pozbawione muzycznego tła są żałośnie ubogie w stosunku do pozostałych fragmentów przedstawienia.

Poza tym fragmentem to spektakl błyskotliwy, długimi momentami wykonany perfekcyjnie i ujmujący symboliczną, przemyślaną treścią. Kolejny raz okazało się, że Teatr Dada (spektakl jest koprodukcją z Teatrem Wybrzeże) zdecydowanie najlepsze spektakle tworzy wtedy, gdy na scenie występuje dwójka jego liderów i założycieli - Leszek Bzdyl i Katarzyna Chmielewska. "Transmigrazione..." jest tego doskonałym przykładem.

Opinie (11) 3 zablokowane

  • Panie Łukaszu, proszę zmienić branżę...

    • 20 4

  • Nie wiem jak teatr tańca może się podobać. Nudy, nudy, nudy.

    • 12 15

  • Moja prywatna opinia

    Nie podobało mi się. Niestety choć jestem fanem Leszka i Kasi, uważam, że ten spektakl jest niestety słaby. W tym przypadku mam wrażenie, że krytycy traktują Dadę jak świętą krowę. Nawet jeżeli spektakl jest zły to w ich opinii musi być dobry no bo jak to możliwie, żeby był zły. Pierwsza część owszem ciekawa. Chodzi mi o część włoską. Potem jest coraz gorzej. Spektakl złożony z obrazków scenek okraszonych etiudami tanecznymi. I niestety żałosne wizualizacje, do których artyści odnoszę się bezpłciowo. Skrzynia jest chyba elementem przypadkowym, trzeba było coś wstawić na czym można usiąść. Kostium młodej aktorki to w zasadzie mierny kostium. A już sytuacja w której ewidentnie widać brak pomysłu - czyli końcówka spektaklu - gdzie wszyscy coś improwizujemy byle na temat miłości pokazuje, że wystarczy mieć określony status artystyczny, żeby nie przemyślane przedstawienie urosło do rangi sukcesu. Wiadomo, że każda opinia jest subiektywna. Mnie to nie rusza.
    A wyginanie pleców, pokazywanie umięśnionego ciała wg. mnie nie jest wstrzymaniem tempa, tylko brakiem pomysłu. Zgadzam się tylko z tym, że Kasia Chmielewska to klasa sama w sobie, na którą można patrzeć godzinami. Może wobec tego wystarczy sama Kasia?

    • 19 8

  • Błąd w opisie zdjęcia (1)

    Daniela Komędera, nie Dominika... I jednak odmieniajmy: Danielą Komenderą.

    Odpowiedź redakcji:

    Dziękujemy za sugestię. Treść została poprawiona.

    • 9 2

    • oto dziennikarstwo:)

      • 7 2

  • Wrażenia

    Właśnie wróciłam z Malarni. Pierwszy raz wybrałam się na tego typu spektakl teatr tańca tak po prostu z czystej ciekawości. Pierwszy raz oglądałam na scenie tych tancerzy/aktorów, nie znam ich dorobku artystycznego. Co mogę powiedzieć, co przede wszystkim zwróciło moją uwagę? Otóż z całej tej czwórki jedynie dziewczyna w krótkich włosach (jak sprawdziłam to Pani Katarzyna Chmielewska) ma w sobie naturalny wdzięk i taką hmm prawdziwą iskrę. Czułam że jako jedyna ma prawdziwy kontakt z publicznością, ze sceną i z kolegami i koleżanką na scenie. Jak patrzy na publiczność czy na partnerkę/partnera w tańcu to patrzy naprawdę. To się po prostu czuje, ja to przynajmniej czułam. Jak dotyka człowieka na scenie to naprawdę dotyka. Widać jej niezwykłą świadomość samej siebie, własnego ciała, ducha, drugiego człowieka, hmm na pewno jest to kwestia też jakiejś wewnętrznej dojrzałości, otwarcia na siebie i na drugiego człowieka. Jak pojawiła się na scenie, to w zasadzie pozostała trójka tancerzy dla mnie znikała. Próbowałam śledzić wzrokiem resztę, naprawdę chciałam patrząc na nich na ich taniec Coś poczuć, ale niestety nic z tego. Może i technicznie był to taniec przyzwoity (nie wiem nie znam się ) ale nie było w nim magii, chemii między nimi w tańcu i między nimi a publicznością. Miałam wrażenie że jest to tylko zbiór jakiś połamańców, wygibasów wytańczony dla siebie w zachwycie nad samym sobą. Pozostała trójka tańczyła jakby dla siebie, do siebie, jakby za szklaną ścianą. Na szczęście była ta jedna iskra, za co bardzo dziękuję:)To tyle. Przepraszam za długaśny wpis, ciągnący się pewnie jak makaron ;)

    • 6 6

  • Pani na lekcji geografii:
    Napisz gdzie leżą włoski.

    • 1 1

  • Szmira (3)

    Uwielbiam teatr i taniec, jak również tematy kontrowersyjne, ale to co zobaczyłam to nic innego niż szmira! Pierwszy raz chciałam wyjść podczas spektaklu, nie mogąc doczekać się końca tej nudy... Więc zdecydowanie nie polecam, co więcej nie wiem skąd taka pozytywna opinia...

    • 9 7

    • pozytywna opinia, bo nie rusza się świętych krów (2)

      Drogi widzu.
      To bardzo proste. Pozytywna opinia wystawiona jest przez:
      1. recenzenta, który nie odważy się skrytykować tego teatru bo nie daj Boże, jeszcze go posądzą o to, że nie zrozumiał tej sztuki
      2. recenzenta, który tak naprawdę nie zna się na teatrze, a na teatrze tańca zwłaszcza.
      3. Najgorsze jest to, że ewidentnie nie zrobiony spektakl oceniany jest jako wybitne dzieło. I dlatego tych recenzji nie powinno się czytać.

      • 4 8

      • drogi bursztynie (1)

        To bardzo fajny spektakl, z pewnością jeden z najlepszych spektakli Dady w ostatnich latach. Jak każdy spektakl tego teatru wymaga myślenia, skupienia i elementarnej wrażliwości na taniec. To nic wstydliwego, że nie zrozumiałeś i że Ci się nie podobało. Masz prawo do swojej opinii. Ale czemu na recenzenta przerzucasz swoje rozczarowanie spektaklem? Obejrzyj inne spektakle Dady. Może po prostu to rozrywka nie dla Ciebie? W kinie puszczają nowego Hobbita. Może to lepszy pomysł niż wizyta na pokazach teatru tańca?

        • 6 2

        • drogi drugi widzu

          To Twoja opinia, że to z pewnością jeden z najlepszych spektakli Dady. Nie zarzucaj mi braku myślenia, skupienia i elementarnej wrażliwości na taniec. I nie wstydzę się, że nie zrozumiałem bo co właściwie miałem zrozumieć? Inne spektakle Dady widziałem, kilka jest rewelacyjnych, ale też jest kilka gniotów. I co mam się wszystkim zachwycać skoro mi się nie podoba? Na Hobbita z pewnością pójdę, ale co to ma do rzeczy. Czyżby w Twojej opinii osoby oglądające tego typu filmy były mniej wrażliwe na inny rodzaj sztuki? Poza tym używasz słowa "pokazy teatru tańca" - masz rację pokazy to pokazy i nie są spektaklami. W tym pokazie brakuje teatru - jeżeli nie wiesz co to znaczy teatr to odsyłam choćby do słownika terminów literackich. Zobacz sobie spektakl "Place w wykonaniu Anny Laguny i Michaiła Barysznikowa w choreografii, którą zrealizował Maks Ek. Oczywiście to są mistrzowie, ale gdyby w spektaklu Dady zobaczył chociaż 1/3 teatru byłbym szczęśliwy. Może trzeba trochę popracować na spektaklem a nie robić go w trzy tygodnie albo skupiać się na corocznym świętowaniu urodzin teatru.

          • 1 3

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane