• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Soundrive Fest. Alternatywa w wydaniu idealnym

Łukasz Stafiej
7 września 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 

Tak było na Soundrive Fest 2014.


Dla fanów muzycznej alternatywy Soundrive Fest powinien być imprezą idealną. Póki jej formuła się nie wyczerpie, nie warto jej zmieniać.



Od czwartku do soboty w klubie B90 w Gdańsku trwała trzecia edycja festiwalu Soundrive Fest. Na dwóch scenach w surowych wnętrzach dawnej stoczniowej hali zagrały trzydzieści cztery zespoły. Za karnet kosztujący mniej niż sto złotych w świetnych warunkach akustycznych można było posłuchać niemal dwadzieścia godzin muzyki. Z tej wyjątkowej okazji skorzystało około trzy tysiące fanów muzycznej alternatywy.

Wyjątkowej, bowiem na Soundrive Fest zaproszono wielu artystów, którzy dotąd w Polsce nie mieli okazji prezentować się na żywo. Powód prozaiczny - ich niszowa muzyka niełatwo sprzedałaby się na klubowym koncercie. Arkadiusz Hronowski z ekipą Soundrive podjęli ryzyko. Dzięki nim festiwalowicze mogli wyłowić kilka muzycznych perełek.

Wulkanem energii, który eksplodował na scenie B90 nieokiełznanym rock'n'rollem okazał się dziewięciosobowy kolektyw szalonych rockmenów King Khan & The Shrines. Dowodzący nimi pół-Hindus, pół-Kanadyjczyk mógłby zwyciężyć w nieformalnych zawodach na najbardziej charyzmatycznego wokalistę festiwalu. Ubrany w pióropusz, koszulę z cekinami i bokserki porwał publiczność do szalonej zabawy. Na żadnym innym koncercie - nawet występie Planet of Zeus, hardrockowych wymiataczy z Grecji - publika tak nie napierała na barierki. Zadni inni muzycy nie mieli takiego kontaktu z widzami, jak gitarzyści Khana, którzy w pewnym momencie zeszli ze sceny i zaczęli grać na płycie klubu.

Ciekawostką okazali się młodzi Walijczycy z Islet, którzy zaczęli występ w różnych miejscach małej sali klubu. Zgromadzeni pod sceną widzowie słyszeli tylko nadchodzące z wielu stron dźwięki cymbałków. Gdy w końcu artyści dotarli na scenę, wpadli w dziwaczny, muzyczny trans. Ich koncert był zlepkiem przeróżnych stylów: od dziecięcej muzyki po gitarowy rock, od psychodelicznych improwizacji, po taneczną elektronikę. Choć pozornie mogło to sprawiać wrażenie "dźwiękowego ADHD", tak naprawdę było przemyślanym i wykonanym z dużą radością muzycznym spektaklem.

Wielbiciele elektroniki, którzy przegapili festiwal, powinni czym prędzej poszukać nagrań islandzkiego trio Samaris oraz kalifornijskiego duetu Baths. Ci pierwsi spodobają się miłośnikom Bjork, ci drudzy - fanom zespołu M83. Ciekawą psychodelię, nawiązująca do gitarowego grania z lat 60., ale niepozbawioną współczesnych inspiracji pokazało nowozelandzkie trio Unknown Mortal Orchestra.

Polska scena reprezentowana była przez kilkanaście zespołów. Warto spośród nich zapamiętać przede wszystkim Daniela Spaleniaka, mrocznego, refleksyjnego barda z akustyczną gitarą i gitarowo-perkusyjny duet Wild Books czerpiący pełnymi garściami zarówno z bluesa, jak i punk rocka.

Tytuł czarnego konia Soundrive Fest powinien przypaść jednak indierockowom z Highasakite. Ich lekkie, gitarowe ballady niepozbawione były chwytających za serce melodii i tanecznego bitu. Była to nowoczesna, dobrze przemyślana i przebojowa muzyka. Młodzi Norwegowie mimo niewielkiego stażu zagrali zdecydowanie ciekawszy koncert niż lansowana na gwiazdę festiwalu Austra. Nie dość, że Kanadyjczycy spóźnili się z rozpoczęciem koncertu niemal godzinę, to jeszcze dali dość płaski, mało porywający występ.

Była to jednak jedyna organizacyjna wpadka tegorocznej edycji. Pozostałe zespoły startowały punktualnie, półgodzinne interwały pomiędzy kolejnymi występami na obu scenach zdały egzamin - dzięki temu można było posłuchać każdej kapeli. Na piątkę spisali się projektanci zlokalizowanego przed wejściem do klubu miasteczka festiwalowego zbudowanego ze starych, pociągowych siedzeń i europalet. Tam przez trzy dni kwitło festiwalowe życie towarzyskie, a wstęp miał każdy - bilety sprawdzano dopiero przy wejściu do wnętrza klubu.

Organizatorzy Soundrive Fest zdołali zbudować imprezę o bardzo sprecyzowanym charakterze. Nie szukają zbędnego poklasku, nie silą się na lansowanie komercyjnych gwiazd, za to prezentują muzyczne ciekawostki z całego świata, starając się podzielić nimi, niczym dobry kumpel pożyczający swoją ulubioną płytę. Taka koncepcja trafia do świadomych muzycznie odbiorców, którzy tworzą kameralną i przyjazną atmosferę ludzi połączonych wspólną pasją odkrywania muzyki. Dlatego dla fanów muzycznej alternatywy Soundrive Fest powinien być imprezą idealną. Póki jej formuła się nie wyczerpie, nie warto jej w najbliższym czasie zmieniać.

Miejsca

  • B90 Gdańsk, Elektryków

Wydarzenia

Zobacz także

Opinie (25) 6 zablokowanych

  • Nie było z tą punktualnością tak różowo, trzeciego dnia na głównej scenie obsuwa rosła powoli od kilkuminutowej na początku do 40 minut przy ostatnim koncercie. Ale organizacyjnie i tak wiele polskich imprez może SF sporo zazdrościć. Muzycznie bardzo udana edycja, frekwencja na pewno lepsza niż rok temu, sensowniej to też rozplanowane było.

    I jedna uwaga dla autora: Baths to nie jest duet.

    • 10 1

  • Baths (3)

    to nie duet. Baths to sam Will, a ten Pan, który z nim grał tylko mu pomagał.

    • 5 0

    • Dwie osoby na scenie to chyba duet? (2)

      Mądralo.

      • 0 2

      • grali w duecie

        ale sam projekt Baths jest realizowany przez jednego człowieka.

        • 1 0

      • A jak Madonna występuje z 10 osobami na scenie, to gra zespół Madonna?

        • 2 0

  • Szarpidruty...

    • 3 7

  • Druga połowa koncertu Austry była świetna, ciekawe czy redaktor w ogóle dotrwał ;) W piątek najlepszy Baths, w sobotę King Khan. Fajne wydarzenie, choć czasem dziwił rozkład frekwencji na koncertach, zwłaszcza na małej scenie. Za tak niewielkie pieniądze żal by było przegapić.

    • 13 0

  • Austra bardzo dobry koncert, nie wiem dlaczego twierdzi redaktor ze ponizej oczekiwan.

    • 13 6

  • AUSTRA brzmiała genialnie. Pan autor chyba był zmęczony.

    Sobota, pogoda genialna, więc co z tego że obsuwa.Było niesamowicie

    • 15 6

  • Austra słaba

    były o niebo lepsze koncerty

    • 7 8

  • alternatywa? nie powiedziałbym... samo indie...

    • 1 12

  • Slaved

    Też było dobre.

    • 3 0

  • na +

    Dobra edycja. Dobry patent z 1 dniem dla noname'ów. Obsługa i organizacja nadal na poziomie. Nagłośnienie b. spoko, choć nie zawsze, np. gitarowe zespoły na dużej scenie. Minusik mały za to, że na zewnątrz juz nie było muzyki, jak rok temu. To w sumie tez robiło imprezę.

    PS. Najlepsze sztosy z dni 1 i 2: Freuders, Esthetics, Baths, UMO, Sunlit Earth.

    • 4 1

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane