• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Test Smaku: Doskonała Krew i Woda

Beata Testsmaku
12 sierpnia 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Test Smaku: niebanalne i smaczne Dwie Zmiany

W kolejnym odcinku cyklu Test Smaku odwiedzamy restaurację Pieterwas Krew i Woda zobacz na mapie Gdyni w Gdyni. Ostatnio pisaliśmy o Groni di Rucola w Sopocie. Od czerwca do września recenzje publikowane będą co dwa tygodnie w środę - następnym razem opiszemy nasze wrażenia z restauracji A la française w Gdańsku (już tam byliśmy). Nasze recenzje są subiektywne, ale szczere - wszystkie restauracje odwiedzamy anonimowo, bez zapowiedzi i na własny koszt.



Krew i Woda to nowa restauracja doświadczonego szefa kuchni Mariusza Pieterwasa. Cieszę się, że swój kulinarny talent postanowił pokazać szerszemu gronu miłośników wyszukanych połączeń smakowych. Wcześniej między innymi karmił swoich gości w niewielkim lokalu na obrzeżach miasta. Krew i Woda znajduje się przy ul. Abrahama w Gdyni, więc w ścisłym centrum. Swoją drogą powstaje tutaj coraz więcej ciekawych miejsc, które z pewnością niebawem odwiedzimy.

Krew i Woda powstała w miejscu, gdzie przez jakiś czas funkcjonowała inna restauracja. Nie cieszyła się wielką popularnością. Być może skutecznie odstraszał gości nadęty wystrój, białe obrusy na stołach i wysokie ceny. Na szczęście teraz jest inaczej. Zmieniła się aranżacja. Obecnie dominują ciepłe kolory i jasne drewno. Uwagę przyciągają ogromne półki z winami, homarium i otwarta kuchnia, w której cały czas coś się dzieje. W sumie nic dziwnego, skoro w restauracji jest mnóstwo gości. Jedyny minus, który raczej poczuliśmy, aniżeli zobaczyliśmy, to intensywny zapach, z którym nie radziły sobie wentylatory. Nad tym trzeba popracować, bo goście niekoniecznie chcą pachnieć wszystkim, co przygotowuje się w restauracji.

Trzeba przyznać, że menu robi wrażenie. Niespotykane nigdzie połączenia składników, oryginalny dobór dodatków oraz kreatywne podejście do przypraw to walory, które wyróżniają to miejsce. Na uwagę zasługuje duży wybór owoców morza i ryb, które przyrządzane są w wymyślny sposób. Oczywiście można liczyć też na dania mięsne i wegetariańskie. Muszę wspomnieć o tym, że szef kuchni preferuje dietę bezmięsną, co - jak widać - nie przeszkadza mu w przygotowywaniu bardzo smacznych potraw dla swoich mięsożernych gości. Osobiście znamy tylko jedną osobę z takimi umiejętnościami, więc niewątpliwie jest to niecodzienne i godne podziwu. Imponujący jest wybór win oraz piw rzemieślniczych. Oprócz potraw z karty możemy zdecydować się na propozycje dań dnia, które wypisano na kredowej tablicy tuż przy wejściu.

Zamówiliśmy:

- Chłodnik z botwiny (12 zł);
- Śledzia bałtyckiego po gdyńsku (14 zł);
- Wątróbki drobiowe w czerwonym winie (15 zł);
- Risotto z krewetkami, kalmarami i zielonym pieprzem (34 zł);
- Curry Madras z kurczakiem (36 zł);
- Brownie z lodami waniliowymi i sosem brzoskwiniowym z martini (16 zł).

Na początek chłodnik. Wyborny, orzeźwiający, idealny na letnie upalne popołudnie. Doskonale zbilansowany smak słodki i kwaśny. Ze świetnie ugotowaną botwiną i młodymi ziemniakami. Pyszny, jeden z lepszych chłodników, jakie jedliśmy. Szczerze mówiąc zbliżył się do maminego, perfekcyjnego, jak dotąd przez nikogo niedoścignionego. Brawo.
 
"Śledź po gdyńsku" - poezja. Upieczony, następnie zamarynowany w zalewie octowej. Przepyszny, miękki, nie za kwaśny. Przypominał tak popularną na Pomorzu kaszubską przekąskę ze śledzia "Hylyng". Uważam, że to tylko z pozoru prosta i niewyrafinowana przystawka. Jeśli odpowiednio ją przygotujemy, może zaskoczyć i zaspokoić nawet najbardziej wymagające podniebienia.
 
Wątróbki drobiowe w czerwonym winie to przystawka wybitna. Tak znakomitych wątróbek nie jedliśmy od dawna. Doskonale miękkie, z wysublimowanym, delikatnym posmakiem czerwonego wina. Smak nawiązuje do tradycyjnej wersji tego dania, gdzie mocno wyczuwalne są słodkie nuty, jednakże sos, dodatki i przyprawy znacząco wzbogacają doznania. Polecamy każdemu, nawet tym, którzy dotąd stronili od wątróbki. W takim wydaniu ją pokochacie.
  
Pierwsze z dań głównych to risotto z krewetkami, kalmarami i zielonym pieprzem. Ryż był aksamitny, miękki, maślany, o wyrazistym smaku, doskonale ugotowany. Jak dla mnie dodano za dużo zielonego pieprzu, ale dla osób, które lubią pikantne, wręcz ostre jedzenie, to danie będzie bez zarzutu. Kalmary często po ugotowaniu stają się gumiaste, ale nie tutaj. Te były miękkie, rozpływające się w ustach. Krewetki soczyste. Porcja satysfakcjonująca i cena jak najbardziej na plus.
 
Curry Madras z kurczakiem to kolejne bezbłędnie przygotowane danie. Wyśmienity, soczysty, bogaty w smaki i aromaty kurczak. Znakomicie doprawiony ryż. I mimo, że kolendra nie należy do moich ulubionych ziół, to tutaj nie przeszkadzała, a wręcz była niezbędna.  Na szczęście dodano jej tyle, aby nie zdominowała całej potrawy. I nie dajcie się zmylić pozornie niewielkiej porcji.  Ta potrawa jest naprawdę sycąca i spokojnie można się nią najeść. Zwłaszcza, gdy wcześniej zjecie zupę lub przystawkę.
 
Na koniec, mimo braku miejsca w żołądku, zjedliśmy przepyszny deser. Można by rzec podręcznikowe brownie, bo wszystko w nim było doskonałe. Mocno czekoladowe, umiarkowanie słodkie, z chrupiącą skórkę i wilgotnym środkiem. I do tego orzeźwiające waniliowe lody (wyrób oczywiście tutejszy), które świetnie dopełniły smak ciasta. Takie słodkości mogłabym jeść codziennie.
 
Jak widać, nasza wizyta w restauracji Krew i Woda obfitowała w szereg pozytywnych kulinarnych doznań. Wszystko, czego próbowaliśmy, było wręcz doskonałe. Przygotowane z pietyzmem, zaangażowaniem i pod czujnym okiem szefa kuchni, który z niezwykłą starannością podchodzi do każdego dania. Tutaj nie ma miejsca na przypadek. Wszystko jest bowiem przemyślane i pełne pasji. Uwolniona kreatywność we własnej restauracji Pana Mariusza to gwarancja dobrego smaku. Gorąco polecamy każdemu. Godne pochwały jest również to, że ceny nie zniszczą waszych portfeli. W wielu miejscach, gdzie karmią bardzo źle, żądają za to dużo więcej.

Do tych wszystkich bardzo pozytywnych wrażeń musimy dodać małą łyżkę dziegciu. Obsługa kelnerska nie jest na najwyższym poziomie. Pani, która nas obsługiwała, była wyraźnie zagubiona i nie do końca radziła sobie z natłokiem obowiązków. Zapominała o zamówieniu, nie dostaliśmy karty win. Jednak smaki, klimat i przyjacielskie nastawienie właścicieli rekompensują te niedociągnięcia.

Podsumowanie
Krew i Woda to miejsce dla każdego. Idealne na rodzinne uroczystości, na spotkanie biznesowe, czy też lunch z przyjaciółmi.
Pyszne potrawy, ogromny wybór wina w niezbyt wygórowanych cenach.
Kreatywne, oryginalne podejście do kuchni, co jest niewątpliwym atutem.
Świetna lokalizacja. Miejsce, którego na mapie Gdyni brakowało. Polecamy z całym przekonaniem.

Pierwsze wrażenie: 100 proc.
Aranżacja/wystrój: 90 proc.
Atmosfera: 100 proc.
Obsługa: 80 proc.
Estetyka dań: 100 proc.
Toalety: 100 proc.
Dla maluchów: 70 proc.
Smak: 100 proc.
Cena/zadowolenie: 100 proc.

Ocena ogólna: 4.8


Cykl "Test Smaku" powstaje we współpracy z serwisem testsmaku.pl. Odwiedzając restauracje, bez zapowiedzi i na własny koszt, chcemy prezentować szczere spojrzenie na trójmiejską gastronomię. Doradzimy, gdzie warto się wybrać, a które miejsca omijać. W okresie od czerwca do września nowa recenzja co dwa tygodnie w środę!
Beata Testsmaku

Miejsca

Opinie (111) 2 zablokowane

  • proszę cię (9)

    Naprawdę proszę, aż mnie brzuch rozbolał od treści.

    • 43 11

    • Ja tam się nie piszę

      Po co tam isć jak człowiek i tak nie wiedziałby ja te frykasy jesc.Malo tego za takie pieniadze to zjesc i potem przez rzyć przepuscic.

      • 4 20

    • Jak z najtańszych dostępnych na rynku składników zrobić obiad za prawie 150 zyla dla dwóch osób (7)

      sprzedać go i jeszcze udawać wykwintność w stylu "ąę" ;-)

      Śledź, wątróbki, botwina, ciemny placek .....
      Gratulacje za wyczucie kosztów w biznesie.
      Wartość produktowa tego obiadu przy zaprezentowanych porcjach na zdjęciach to ok. 12-15PLN. Przebitka 10-krotna. Nieźle.

      • 20 20

      • Nocoty

        Przechodzi pojęcie jaka tu trollownia się gnieździ. Przeczytaj ze zrozumieniem. Wyjdź poza swój ciasny rozumek i przeczytaj ponownie. 12-15 zł...

        • 10 7

      • (5)

        a pracownicy, lokal, inne koszta, zapłacą się same. wymieszaj se w wiadrze te składniki i zjedz z gazety. suma pozostanie nadal 15 PLN.

        • 21 7

        • No to chodź i płać za wynajem lokalu właścicielowi. Kto ci broni. (4)

          Jeśli się nie umie samemu przyrządzić tak prostych (nie powiedzieć prostackich) potraw, to nie ma wyjścia.

          • 4 8

          • (3)

            chodzę i płacę. jeśli ktoś lubi babrać się w kuchni, super. ja wolę, żeby mi to przygotowano i podano. przygotować osobiście potrafię oczywiście, i często to robię. ale czasem wolę nie.

            • 14 2

            • Ja tam nie lubię jak mi obcy ludzie przygotowują jedzenie, a (2)

              studenci z łapanki udają, że znają się na kelnerowaniu.

              Kiedyś też chodziłem, ale standard obsługi i jakość jedzenia tak podupadły w gdańskich lokalach, nawet w miejscach, które kiedyś były moimi ulubionymi, że aż przykro podawać przykłady. Główne nastawienie to jednorazowi turyści, więc ani o jakość ani o obsługę nie trzeba dbać. Przyjdzie, zapłaci, wyjdzie, wracać nie musi ergo nie chodzę, a za te ceny wątróbek i chłodników czy innych dań "kuchni sezonowej" (czyt. na co tam była promocja na giełdzie warzywnej) mogę w domu zrobić dowolne dania z tzw. "wyższej półki" jakościowo - produktowej doprawione wedle własnego smaku i gustu.

              • 5 7

              • (1)

                niestety, to poniekąd prawda w bardzo, bardzo wielu miejscach :/

                • 2 0

              • to jest syndrom polski (sowieckiego pochodzenia)

                dopóki nie zmieni się mentalność
                nie będzie ani właściwej obsługi
                ani właściwej jakości

                byle cham próbuje w usługach
                i wychodzi jak zwykle

                • 1 1

  • A prawda jest taka (8)

    Ze jakby skrytykowała Pieterwasa, to by jej łeb urwali :)

    • 96 14

    • (6)

      Tego się obawiałem: "... zbliżył się (mowa o chłodniku) do maminego, perfekcyjnego, jak dotąd przez nikogo niedościgniętego. Teraz widać jak obiektywne są oceny pani Beaty. Jej wzorcem jest smak "maminej" kuchni.

      • 42 7

      • (1)

        komuś o nicku "seb", "mamina kuchnia", "duże porcje", "smaczne papu", "swojskie żarełko" wydawać się może - powinny kojarzyć się, zgodnie z plebejskim charakterem żywienia w tym kraju, raczej pozytywnie? na każdej budzie odgrzewającej 50-kilogramowe wory "kotletów" z MACRO tak piszą? na wycieczkę w kierunku szanownej rodzicielki przedmówcy prywatną się nie wybiorę, ale tu herr Freud z pewnością wiele by mógł mieć do powiedzienia!

        • 8 30

        • Ho, ho

          dyżurny troll wszedł w fazę maniakalną.

          • 10 2

      • (1)

        a do tego ta składnia - dziwnie się to czyta "maminego, perfekcyjnego, jak dotąd przez nikogo niedościgniętego"

        • 22 6

        • zdania bardziej skomplikowane niż nierozwinięte ich równoważniki sprawiają kłopoty? bywa, kiedy się najgorsze cztery lata życia spędziło w trzeciej klasie podstawówki....

          • 13 17

      • Oj Seba Seba... czytaj ze zrozumieniem. (1)

        "Nasze recenzje są subiektywne,..."

        • 8 3

        • "seba" i "zrozumienie" w jednym zdaniu to oksymoron.

          • 17 8

    • Słyszałem, że jest bardzo wpływowy.

      • 0 0

  • Naprawdę klasowe restauracje to są w Paryżu,Nowym Jorku. Ja tam jadam to wiem co piszę. (4)

    W trójmieście jedyna topowa restauracja jaka była to zapiekanki pod wierzbami w Sopocie, ale już jej nie ma.

    • 27 33

    • taaaaaaaa

      jakoś nie podziewałam się innej opinii...

      • 13 7

    • Pod wierzbą...

      Jak Grzesiu zrobił zapiekankę to lepszej nie było :-)

      • 5 2

    • McDonald w Paryżu, McDonald w NY ... jak rozumiem to o takich "restauracjach" mówimy? (1)

      • 6 0

      • Tak dokładnie. To są te restauracje, gdzie zajadam się wykwintną kuchnią. La specialite szefa kuchni. Z frytkami.

        • 2 0

  • Słabo sie robi od maminich opisów, normalnie kisiel nogawkami leci. (3)

    Gałka lodów i kosteczka zwykłego brownie za 16 zł? Toż to musi być samobiczowanie mentalne.

    Fajnie wydać 150 zł za obiad i wyjść z restauracji przesiąkniętym "zapachem" smażonego śledzia.

    • 69 12

    • ale tam jest jeszcze kieliszek Martini (2)

      Ceny tam jak na restauracje z wyższej półki są stosunkowo niskie.

      • 3 4

      • (1)

        A to jest wyższa półka?
        Wyższa półka to restauracja gdzie wszystko jest świeże, najwyżej wczoraj zbierane czy ubite, tu zaś zaopatrzenie towarowe jest jak w zwykłych hipermarketach.

        • 9 1

        • Skąd takie informacje?

          • 2 1

  • (9)

    trzy, dwa, jeden, zero! zaczynamy narzekania, że za garsteczkę ryżu w tym lokalu mozesz dostać osiem połci słoniny i pół świńskiego zadu i dwadzieścia choddogów z IKEA, a do tego zalać to wszystko połową beczki spirytusowego "piwa"! Prawdziwy Polak (TM) idzie do restauracji by przetestować wytrzymałość kichy stolcowej na pęknięcie, NIGDY by delektować się kunsztem kucharza! cały ten kraj, plus minus błąd statystyczny, żyje normalnie w piwnicy piramidy Maslowa.....

    • 69 35

    • i jeszcze nugetsiki dla milusińskich, i picca z nutellą!

      • 23 7

    • (5)

      No ty to akurat zdecydowanie sie zaliczasz do koneserow o wyrafinowanych gustach. Sadzac po twoich postach dnia bez kawy specjalnie sprowadzanej z malej manufaktury gdzies w Ekwadorze czy Brazyli - nie zaczynasz. A wieczorem tylko wysokiej klasy kino ewentualnie ksiazka nagrodzona najlepiej kilkoma literackimmi Noblami (jeden to za malo - to dla plebsu) i przed snem dla relaksu (rownie wykwintnego) kapiel w alabastrowej wannie. Po czym budzisz sie i czar pryska - i nadal klepiesz posty na zwyklym ci poziomie.

      • 32 5

      • nie wiem do kogo to było adresowane, więc na wszelki wypadek zalajkowałem, bo pasuje do wszystkich :)

        • 15 9

      • (3)

        nie karm trolla. ten nakofeinizowany troglodyta nie zasługuje na uwagę.

        • 10 3

        • dziwne, że ten trol uruchamia sie tak nadaktywnie...

          ...tylko przy niektórych artykułach. Tutaj daje popis. Może pracuje w tym klasowym wyszynku i broni go za wszelką cenę. Pan dyrektor Wąs na pewno to doceni.

          • 12 2

        • nakofeinizowany

          brawo

          • 5 2

        • Niektórzy nadal nie rozumieją, że forumowych bulimików o trollowych zapędach

          należy ignorować - żadnych lajków, żadnych komentarzy, a ich onanizm będzie uprawiany gdzie indziej.

          • 10 3

    • W końcu ktoś normalny sięodezwał :)

      • 4 2

    • Exactly

      ...jak wyżej

      • 2 0

  • Dziś opinii o lokalu nie skomentuję (7)

    ... ale za to widząc, że p. Beata lubi wchodzić w cudze buty, kilka cytatów z ostatnich dni.
    W sobotę p. Maciejewicz z GW dała wywiad z szefem Unilever na środkową Europę Holendrem który się zowie Harm Goossens. Ten światowy koncern ma kilka znanych marek towarowych, produkuje także zupy w proszku oraz gotowe w puszkach, i tu fragment tego wywiadu:
    "... Deserów nie unikacie, ale to głównie są ciasta.
    - Bo je ciągle sami pieczemy.
    - Nie tylko ciasta! Pewnie uzna pani to za normalne, dla mnie nie jest: w Polsce wszyscy gotują własne zupy.
    - To normalne.
    - No właśnie. Kogo nie zapytam, tutaj w biurze, nawet młode osoby: gotują sami. W Holandii nikt nie gotuje zupy. Otwiera się puszkę. Moja mama, gdy byłem mały, też gotowała, dziś kupuje sobie to, na co ma ochotę.
    - Dziwne.
    - Dla mojej mamy też było dziwne 30 lat temu."

    Czy zatem dziwi pozycjonowanie w sumie średnich a może nawet i zbyt zawyżona ocena, wobec lokali jakie nam tu prezentuje p. Beata, wobec pewnej próżności, braku wiary w własne siły czy też lekko mówiąc, lenistwa.
    Co by nie mówić, p. Beata wbrew temu co chce usłyszeć, reprezentuje właśnie szefa Unilevera promując jego towary.
    Oczywiście są osoby zdecydowanie trzeźwo widzące sprawę, i pod tym artykułem wart odnotowania jest komentarz niejakiej "asperamanki" i tu on w całości:
    - Fajny wywiad, bo pokazuje na jakie wyżyny abstrakcji jest w stanie się wspiąć korporacyjny biurokrata robiący za "wybitnego managera". Ten facet tym, co opowiada sprawia wrażenie że mu się zerwała łączność między półkulami i sam siebie własnym kopem w pupę wystrzelił w kosmos, a teraz orbitując opowiada nam, jak ludożercom w Papui, że nie powinni wrzucać do kotła misjonarza, bo on ma dla nich bulionetkę z syropu glukozowego oleju palmowego o smaku ludziny, w wersji smakowej z habitem i bez ;-)

    Co do meritum, pańskie "luksusowe" zupki w puszce by nam Pan wcisnął, Panie Managerze, 20 lat temu, gdybyśmy mieli wtedy pieniądze. Dziś wsród dużej części konsumentów świadomość żywnościowa jest już taka, że tej "nowoczesności" nie kupimy. A jeśli musimy coś zjeść na szybko, to kupimy chińskie nudle - taki sam syf, jak pańskie zupki, ale kosztują połowę. To samo dotyczy pańskich "extrazdrowych" chemicznych lodów, margaryny z oleju palmowego, i całej reszty tego sztucznego syfu.

    Cóż tu więcej dodać.
    Oczywiście za chwilę będą tu komentarze, że przecież jest zupełnie inaczej, że tu świetnie i zdrowo gotują itd, tylko że mnie zawsze zastanawia gdy się pochodzi po tych kuchniach, wielkie ilości sproszkowanego Knorr'a.

    • 45 10

    • zjadłbym ludzinę. mimo wszystko, to jedna gwałcąca tę nieszczęsną planetę małpa mniej.

      • 4 6

    • Błagam, nie przypominaj wywiadu z tym imbecylem. (1)

      Na samo wspomnienie nóż mi się w kieszeni otwiera. Idiota sądzi, że wszyscy są jemu podobnymi debilami i będą z nabożeństwem paść się jego chemią w puszkach. Chyba przespał okres fascynacji w Polsce wszystkim co chamerykańskie i nie zauważył, że teraz raczej większość woli produkty naturalne, lokalne i domowe, zamiast gotowej paszy dla tuczników.

      • 13 1

      • Dobrze, że ten wywiad jest tu przypomniany, bo jest po prostu clou pewnego podejścia do tematu. Właśnie gdyby wszyscy jadali zupy w puszkach, wówczas byle co podawane w restauracjach jak w powyższym artykule p. Beaty, uchodziłoby za rarytas wart każdej ceny. No i jest problem, że póki co Polacy tego śmieciowego jedzenia na razie nie łykają a na zupki w lokalach reagują śmiechem.

        • 7 1

    • Nie wiem co to za restauracje gdzie knorra dodają (1)

      Może jakiś "zajazd" dla kierowców tirów "U Janusza" takie rzeczy robi, ale żadna szanująca się knajpa nie robi takich numerów. Zresztą po co?!
      Druga sprawa, że można gotować samemu i jednocześnie od czasu do czasu pójść sobie do restauracji. Dla innych smaków, poznać inną kuchnie. Co to ma wspólnego z żarciem z puszki?

      • 4 2

      • A tych innych kuchni to nie lepiej poznać w miejscu skąd pochodzą. Samolot czasem tańszy niż wejście do restauracji w Polsce.

        • 0 1

    • przepraszam coś ty za jeden? poważnie (1)

      Czytasz Wyborczą?

      • 0 3

      • Akurat ten wywiad był w necie wielokrotnie podawany jako przykład "odjazdu", więc tu zdaje się Wyborcza czy jej czytanie ma niewiele wspólnego z treścią samego wywiadu.

        • 3 0

  • Jakiś pozytyw... (10)

    Nie ma jak "hejtować" wszystkich i wszystko od samego rana.
    Żadnego komentarza dotyczącego kuchni, smaków, szefa kuchni itd.
    Może ktoś z czytelników odwiedził ww. restaurację i ma coś CIEKAWEGO do powiedzenia...

    • 30 10

    • he he, kto tu odwiedza restauracje, wszyscy w "swojskim papu" zamawiają duże porcje i dwa portery, a żywo!

      • 9 5

    • (1)

      Tak, odwiedziłem. Udko z kaczki confit, a delikatne bynajmniej nie było, do tego pięć gniochi i całość flambirowana w porto, czyli lekko słodka, o czym mowy w karcie nie było. Cena 45 zł. Nie wrócę raczej. Czuć nadęcie i oczy pani właścicielki na plecach. Miejsce dość formalne. Tyle.

      • 17 5

      • ha

        Pewnie miałeś głupi napis na plecach!

        • 5 9

    • Byłam i wrócę

      A ja odwiedziłam tę restaurację w ubiegłą sobote i wrócę tam z pewnością. Jedzenie bardzo mi smakowało, kelner bardzo miły, ludzi sporo. Jedlismy danie główne i deser i niesamowicie się najadłam. Do tego pyszna kawa. Miejsce warte odwiedzenia. Minus to z pewnością starszny gorać w lokalu ( upał na zewnątrz + otwarta kuchnia robią swoje ) .

      • 10 5

    • Byłam (3)

      Byłam w zeszłym tygodniu. Na przystawkę zamówiłam wspomnianego w teście śledzia po gdyńsku. Rewelacyjny, nie spodziewałam się czegoś takiego. Bardzo mile mnie zaskoczył, w 100% opis p. Beaty zgodny ze stanem faktycznym. Jako główne danie jadłam dorsza z risotto z chorizo, szpinakiem i sosem buerre-blanc. Cudo! Pani Beata może żałować, że się na niego nie zdecydowała :) Dorsz idealnie wysmażony, delikatne mięso, chrupiąca skórka. Do tego risotto z chorizo + sos - mega zaskoczenie połączeniem smaków. Muszę przyznać, że już baaaardzo dawno nie jadłam tak dobrej ryby, o którą nad morzem przecież powinno być łatwo, a okazuje się że wcale nie jest. Mąż zdecydował się na tagliatelle z wołowiną smażoną i również był zachwycony. Kiedyś tam jeszcze wrócę spróbować innych dań.

      • 11 4

      • (2)

        Na lato jeść zestawy zimowe a przynajmniej jesienne, wobec faktu szczytu sezonu na świeżutkie warzywa dostępne wszędzie i to od ręki.
        Co to za restauracja tworząca menu na produktach mrożonych czy przywożonych z zza granicy i przechodzących przez wielu pośredników.
        Snobizm i paranoja.

        • 6 5

        • (1)

          chyba akurat odwrotność snobizmu w tym przypadku. warto zapoznać się ze znaczeniem słów, których się używa ;)

          • 1 0

          • przeważyła paranoja nad semantyką

            • 2 1

    • byłam (1)

      jedzenie naprawdę wysokich lotów, zupa tajska najlepsza na miescie, szef kuchni światowy, risotto nie przepadam, ale tutaj była odpowiednio kleiste z wielkimi kawałkami kalmarów, nie żadne krążki tylko duże paski. lody domowe poezja ale za drogie

      • 7 4

      • Za risottem nie przepadam, więc zamówiłem?

        Bo taki byłby tego sens. Ja nie jadam rzeczy, których nie lubię.

        • 4 1

  • Papu papu (1)

    Może troszkę szezej co w jadlospisie jest?Bo to co zamówiliście to mało kogo interesuje.
    i malo ciekawe.Na tak reklamowana restauracjie.

    • 16 8

    • se można "szezej" wejść na "restauraciji" stronę i się zapoznać. z "papu papu."

      • 7 6

  • No fajnie w sumie to poczytc moge (2)

    Nie to zebym mial pretensje, ale dla mnie to niestety taki lokal odpada, jak podliczylem kolacja dla 2 osob to prawie 130 pln - moze bym raz w roku dal rade tam pojsc. Wiem wiem - to nie ceny sa wysokie tylko zarobki niskie. Jak powiedzial Bronek zmien prace i wez kredyt, tylko z ta praca to slabiutko, a kredyt za mieszkanie zzera prawie wszystko

    • 26 6

    • (1)

      czyli tyle co wszędzie, poza odgrzewającymi mom z MACRO "restauracjami" (tzn. obskurnymi knajpami) przydrożnymi dla TIRowców i osób o podobnych "gustach" i potrzebach żywieniowych.

      • 3 6

      • No co zrobic - wiadomo, ze kosztowac musi

        Szkoda tylko ze praca ludzi jest dzis tak malo warta. Jak pracowalem w UK to stac mnie bylo przynajmniej raz w tygodniu wyjsc cos zjesc na miescie, wpasc na dobra kawe to nawet co dziennie, a zarabialem minimum.
        Ale ile mozna siedziec poza domem???? CO prawda czasami tesknie, najbardziej za brakiem poczucia ciezaru zycia od wyplaty do wyplaty

        • 6 0

  • polski - trudny język... (2)

    mussels, mule, hmmm.... jak to było.... a może jest na to jakiś polski odpowiednik? :D kiedyś może ktoś zlituje się i pomoże mu to przetłumaczyć ;)

    • 14 3

    • Omułki

      Tak się to nazywa po polsku.

      • 2 1

    • Małże

      • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane