• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Mirella Stech - ''siatkówka była przygodą''.

10 września 2001 (artykuł sprzed 22 lat) 
Po 23 latach siatkarskiej przygody Mirella Stech powiedziała "pas". W minioną sobotę jej pożegnanie ze sportem uświetniła reprezentacja Polski, wicemistrzynie kraju z Banku Pocztowego Bydgoszcz oraz koleżanki z Gedanii. Sympatycy jej talentu pośpieszyli z pucharami, upominkami i kwiatami. Beneficjantka nawet w takiej chwili popisała się tradycyjną skromnością.

- Gdy kierownictwu Gedanii zakomunikowałam swoją decyzję, prosiłam, aby nie zawracali sobie głowy uroczystościami. Nie widziałam takiej potrzeby. Chciałam spokojnie przejść do innej życiowej roli. Dlatego to, co się wydarzyło, jest dla mnie zaskoczeniem. Dodam od razu, że miłym.

- Da się pani namówić na wspomnienia z pani kariery?

- W odniesieniu do siebie nigdy nie używałam słowa "kariera". Uważam, że w tym kontekście mogą mówić o sobie politycy czy amerykańscy aktorzy. Dla mnie siatkówka była raczej przygodą, sposobem na życie.

- A w sporcie nie można zrobić kariery?

- Udaje się to tylko nielicznym, na przykład Adamowi Małyszowi. A jeśli chodzi o siatkówkę, to karierę zrobił chyba tylko Hubert Wagner, który doprowadził Polaków do . złotego medalu olimpijskiego i mistrzostw świata.

- Zazwyczaj mówiła pani, że jest zadowolona z tego, co osiągnęła w siatkówce. Wyczuwam jednak, że wielkich międzynarodowych sukcesów pani brakuje...

- Nigdy się nie skarżyłam. Może po prostu
grałam w niewłaściwym okresie, który nie sprzyjał polskiej siatkówce?

- Nie zapytam zatem o największy sukces, ale najlepiej zapamiętamy mecz z pani sportowej przeszłości.

- To było chyba w 1987 roku. W Bielsku było wszystko przygotowane na zdobycie przez tamtejszą drużynę mistrzostwa Polski. A jednak to my, Czarne Słupsk, zabrałyśmy złote medale.

- Skoro jesteśmy przy Czarnych, czy boli panią upadek siatkówki w Słupsku?

- Z tego co wiem, miasto przeżywa obecnie poważne kłopoty. Wielu ludzi nie ma pracy. Dlatego myślę, że bez sportu można żyć, ale bez pieniędzy nie. W latach osiemdziesiątych sytuacja była diametralnie inna. Wspólnie z bokserami miałyśmy promować miasto. Klub wspomagało wiele zakładów pracy. Były środki na sprowadzenie najlepszych zawodniczek z Polski.

- Do Gedanii miała pani aż trzy podejścia.

- Najpierw Gdańsk skusił mnie uczelnią. Później przyszłam na zasadzie łączenia... rodzin, gdyż mąż miał tutaj pracę. Za trzecim razem wróciłam do Gedanii po zakończeniu gry w Niemczech.

- I za każdym razem spotykała pani w Gedanii trenera Jerzego Skrobeckiego. Czy można stwierdzić, że był on dla pani najważniejszym szkoleniowcem?

- Ważny był ten pierwszy, czyli Henryk Borowski, który zaprowadził mnie na siatkarski trening. Dużo zawdzięczam Andrzejowi Dulskiemu. Później ważny był rzeczywiście Skrobecki. To on sprawił, że w siatkówkę grałam o rok dłużej, gdyż zamierzałam zrezygnować po poprzednim sezonie.

- Wraz z pani odejściem Gedania straciła dobrego ducha zespołu?

- Nie wiem, na czym to polega. Starałam się tylko wszystkich traktować jednakowo, bez względu na to, czy była to młodziutka siatkarka czy doświadczona. Starałam się być sprawiedliwa i życzliwa dla wszystkich.

- Zdzisław Stankiewicz, prezes Gedanii, zachęcał, aby młode adeptki siatkówki brały z pani przykład. Do czego namawiałaby je pani?

- Niech prowadzą sportowy tryb życia i w każdym okresie przygody siatkarskiej podchodzą profesjonalnie do tego, co robią. Trzeba być zaangażowanym i zdyscyplinowanym w pracy treningowej. Ponadto warto wytyczać sobie cele i zmierzać do ich osiągnięcia.

Rozmawiał: Jacek Główczyński



Głos Wybrzeża

Zobacz także

Opinie

Relacje LIVE

Najczęściej czytane