• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Na swoim. Sękacz z Mazur w Trójmieście - pomysł na biznes Dawida Gryniewicza

Wioletta Kakowska-Mehring
19 sierpnia 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
Sam sękacz jest wdzięcznym ciastem. Na metrowej długości ciasto przypada aż 100 dużych jaj. To taka... jajecznica na słodko - mówi Dawid Gryniewicz. Sam sękacz jest wdzięcznym ciastem. Na metrowej długości ciasto przypada aż 100 dużych jaj. To taka... jajecznica na słodko - mówi Dawid Gryniewicz.

O tym, że warto realizować pomysły nawet wówczas, gdy sceptyczni znajomi pukają się w czoło, należy jednak zabrać się za coś, o czym mamy pojęcie, a także o tym, że najprostsze sprawy najczęściej wykładają nawet wielkie biznesy i o tym, że wcale nie tak łatwo być pracodawcą rozmawiamy z Dawidem Gryniewiczem prowadzącym sieć cukierni Manufaktura Mojej Mamy, którego twarz pewnie wielu kojarzy z reklamy telewizyjnej jednego z banków. W poprzednim odcinku cyklu "Jak to jest na swoim" rozmawialiśmy z Magdą Benedą współprowadzącą gdańską Galerię Sztuk Różnych, a już za tydzień rozmowa z Krystyną Idzior, właścicielką Akademii Przedszkolaka i Little Umbrella.



Manufaktura Mojej Mamy, ta nazwa budzi sympatyczne skojarzenia. Kto ją wymyślił?
(...) i tak pocztą pantoflową roznosiła się informacja, że Gryniewicze robią świetne sękacze. Na Mazurach wielu ludzi je robi, ale... większość chciała kupować u nas.

Dawid Gryniewicz: - Ja. Nie jest to jednak pusta nazwa. Powstała w hołdzie dla mojej mamy. U nas w domu zawsze pachniało ciastami i przetworami różnego rodzaju, nie tylko cukierniczymi. Mama dużo piekła. Szukałem nazwy powiązanej głównie z produkcją sękacza, bo od tego zaczynałem. Od początku moim założeniem było to, żeby firma zawsze produkowała w sposób ręczny i w sposób naturalny. Z taką ręczną produkcją kojarzyło mi się słowo "manufaktura", a z wyrobami naturalnymi i zdrowymi "mama". Dobra mama przecież nie karmi nas chemią, daje tylko to, co najlepsze. Połączyłem te skojarzenia, słowa i... jest Manufaktura Mojej Mamy. Ku mojej radości, jest ona bardzo ciepło odbierana.

A co na to pana mama?
 
- Na początku mówiła: broń Boże nie otwieraj cukierni, bo na tym nie da się zarobić, ludzie sami pieką ciastka, albo szukają najtańszych. Jednak została naszym... patronem medialnym. Przede wszystkim jednak opieramy się na jej przepisach. 
 
A dlaczego zaczynał pan akurat od sękaczy?
 
- Pochodzę z Mazur, a tam jest to bardzo popularne ciasto, ale nie tylko dlatego. W mojej rodzinie sękacze wytwarzało się od lat. Naszą recepturę dostaliśmy od starszej pani, która przekazała ją mamie, a mama z kolei przekazała ją mnie. W domu zawsze pachniało sękaczem, a to z okazji imienin, urodzin, chrzcin, czy też wszystkich świąt. To było takie ciasto, bez którego nie mogła odbyć się żadna impreza. Najpierw mama piekła dla rodziny, potem dla sąsiadów i znajomych, i tak pocztą pantoflową roznosiła się informacja, że Gryniewicze robią świetne sękacze. Na Mazurach wielu ludzi je robi, ale... większość chciała kupować u nas. Robiliśmy je metodą chałupniczą. Tata jest konstruktorem, więc własnymi siłami zrobił maszynę do wypieku sękaczy. Takie urządzenie, które umożliwia obrót wałka i opiekanie. Postanowiłem skorzystać z dobrodziejstwa, czyli receptury. W Gdańsku jestem od 12 lat. Tu poznałem Alicję, moją życiową partnerkę, z którą prowadzę biznes. Ona ma ogromne doświadczenie w branży, sprzedaży detalicznej, posiada niesamowite wyczucie rynku i smaku - zawsze w tej kwestii ustępowałem jej miejsca. Śmiejemy się, że jestem głową, ale szyja... należy do niej. Jak powiedziałem znajomym, którzy są z Pomorza, że będę piekł mazurskie sękacze i zakładam w związku z tym firmę, pukali się w czoło. Po co to robisz, nie szkoda ci pieniędzy, tu nikt nie je sękaczy. Wbrew wszystkim głosom doszedłem do wniosku, że ten biznes będzie miał powodzenie, ale trzeba włożyć w niego dużo serca i czasu. Trochę się tego bałem, ale... udało się. Sam sękacz jest wdzięcznym ciastem. Na metrowej długości ciasto przypada aż 100 dużych jaj. To taka... jajecznica na słodko.

Pierwsza była cukiernia przy ul. Myśliwskiej, potem kolejne, dziś jest sześć w Trójmieście. Pierwsza była cukiernia przy ul. Myśliwskiej, potem kolejne, dziś jest sześć w Trójmieście.
 
Przepis na sękacz to rodzinny skarb. A pozostałe wyroby?
 
- Wszystkie tradycyjne ciasta to przepisy z zeszytów mamy i cioć. Mało tego. Pracownicy też przynoszą swoje. Cała masa pomysłów pochodzi od Alicji, która kontroluje próby, zanim wyroby ujrzą światło dzienne. Staramy się też eksperymentować i stąd u nas można kupić też ciasto z marchewką czy z czerwonym burakiem. Chcemy iść z duchem czasu i z szacunkiem do tradycji. Jedno jest niezmienne, produkcja ma być naturalna. Chcielibyśmy, żeby tak było, nawet po naszej śmierci. Śmiejemy się, że jak będzie coś nie tak, to będziemy straszyć swoich spadkobierców.
 
Jak to się stało, że chłopak z Mazur i przedsiębiorca z Gdańska trafił do ogólnopolskiej kampanii reklamującej produkt jednego z banków?
Próbowaliśmy też współpracować z delikatesami (...) Zrezygnowaliśmy, dlatego że doszliśmy do wniosku, że chcemy mieć stuprocentową kontrolę nad tym, co się sprzedaje i w jaki sposób. 

- Byłem klientem tego banku i zainteresowałem się jednym z ich produktów, czyli pożyczką dla przedsiębiorców. Jednym z warunków jej przyznania było poparcie wniosku biznesplanem. Trzeba było opisać pomysł, przedstawić ideę biznesu. Opisałem, wysłałem i... udało się. Najlepsze projekty otrzymały wsparcie marketingowe. Były trzy grupy wsparcia, czyli reklama w lokalnej prasie, reklama w prasie ogólnopolskiej, najwyższym poziomem był cały pakiet z reklamą w telewizji włącznie. Wygraliśmy pakiet. W sumie 1600 emisji 30-sekundowego spotu w 34 stacjach. Były artykuły w prasie lokalnej i w Forbesie. Były też billboardy we wszystkich większych miastach w Polsce. A spot? Dwadzieścia kilka osób, dwa dni kręcenia i... tylko 30 sekund. Ale możemy z niego korzystać. W każdym z naszych punktów jest on emitowany z monitora tuż przy kasie. Klienci jak są u nas pierwszy raz, to zwykle komentują: o popatrz, pamiętam, to było w telewizji. Rozpoznają. Oddźwięk był duży. Nie byliśmy na to przygotowani. Absolutnie. Dobrze by było, gdybyśmy w tamtym momencie mieli sieć sklepów w całej Polsce, 200-osobową firmę i ogromną produkcję. My byliśmy na początku drogi. Od razu zaczęły się telefony, zamówienia, których nie byliśmy w stanie obrobić.

Ale zadziałało?
 
- Tak, zadziałało. Zgłaszały się do nas przeróżne firmy i instytucje, np. menedżer reprezentacji siatkówki, który zamówił sękacze na powitanie drużyny wracającej z rozgrywek w Hiszpanii. Pomyśleliśmy: fajnie, tylko jak to wysłać?
 
Udało się?
 
Tak, dojechały na czas i w jednym kawałku. Trochę na wariata, ale... to było naprawdę bardzo fajne przeżycie. Potem było jeszcze zamówienie dla reprezentacji koszykówki. Do tej reklamy nie byliśmy przygotowani, nie wiedzieliśmy, jak to działa. Dziś, mając bagaż doświadczeń, inaczej bym to wykorzystał.
 
Jak duża jest sieć?
Zaczynając zaklinałem się, że nigdy w życiu nie będziemy produkować pieczywa. Pieczywo to jest coś, co się robi w nocy, do tego potrzebni są fachowcy, których na rynku brakuje. I... w grudniu podjęliśmy decyzję, że wprowadzamy swoje pieczywo.
 
- Pierwsza była cukiernia przy ul. Myśliwskiej, potem kolejne, dziś jest sześć w Trójmieście. Próbowaliśmy też współpracować z delikatesami. Obsługiwaliśmy 13 marketów jednej z renomowanych sieci. Zrezygnowaliśmy, dlatego że doszliśmy do wniosku, że chcemy mieć stuprocentową kontrolę nad tym, co się sprzedaje i w jaki sposób. To jest dla nas szalenie istotne. Firma zewnętrzna kupując coś chce optymalnie wykorzystać swoją inwestycję. Chce sprzedawać do ostatniego dnia. Może się zdarzyć, że coś nie będzie już takiej jakości, jak byśmy chcieli, klient będzie niezadowolony i zrazi się do nas. Wolimy sami decydować, w którym momencie wycofać produkt. Dostarczamy jeszcze produkty do restauracji i hoteli, ale teraz postanowiliśmy skupić się na budowaniu własnej marki i sieci sklepów. Nie była to łatwa decyzja, ale stwierdziliśmy z Alicją, że tak będzie lepiej.
 
W każdy mieście są piekarnie i cukiernie, takie od lat, takie, które pamiętamy z dzieciństwa, takie, które prowadzą rody o szanowanych w społeczności lokalnej nazwiskach. Jak się przebić?
 
- W Polsce jest ok. 12 tys. zakładów cukierniczych i piekarniczych. Niby dużo, ale proszę mi wierzyć, wszyscy się znają. Też znam to środowisko, bo zanim otworzyłem cukiernię, to przez 8 lat pracowałem w przemyśle cukierniczym i piekarskim. Dostarczałem i projektowałem ciągi techniczne i technologiczne dla przemysłu spożywczego. Pracowałem z włoskimi producentami i dostarczałem np. instalacje silosowe do transportu pneumatycznego makro- i mikroskładników, linie do obróbki ciast, tunele mroźnicze. Wiele cukierni i piekarni z Polski oraz samego Trójmiasta pracuje na instalacjach, które im sprzedałem. Uważam jednak, że rynek jest na tyle duży, że wystarczy miejsca dla każdego. Ważny jest pomysł, sposób, w jaki podaje się produkt klientowi, i co mu się podaje. Bardzo o to dbamy, wkładamy w to dużo serca.
 
Czyli nie jest pan informatykiem czy księgowym, który rzucił pracę w korporacji, aby zostać cukiernikiem?
Konkurencja jest dobra, jeżeli jest zdrowa. My nie działamy agresywnie. Często może na tym tracimy, ale nie zabijamy się o klienta, dajemy wybór.
 
- Moje poprzednie zajęcie było bardziej techniczne, ale obracałem się w środowisku piekarzy, cukierników i tego cięższego przemysłu spożywczego. Widziałem, jak inni to robią, choć jak się dotyka wszystkiego samemu, to nie jest to już takie oczywiste i proste. Obserwowałem ten rynek i wiedziałem, czego nie chcę robić. Widziałem, z czym oni na co dzień się borykają. Zaczynając zaklinałem się, że nigdy w życiu nie będziemy produkować pieczywa. Pieczywo to jest coś, co się robi w nocy, do tego potrzebni są fachowcy, których na rynku brakuje. I... w grudniu podjęliśmy decyzję, że wprowadzamy swoje pieczywo. W trzy tygodnie otworzyliśmy piekarnię. W tym momencie mamy największy wybór pieczywa wysokogatunkowego w Trójmieście, czyli ok. 60 gatunków, wszystko w 100 procentach naturalnie, na zakwasie. To samo mówiliśmy o tortach.
 
I pewnie są w ofercie?
 
- Już są. Klienci wymusili. Weselne, komunijne, piętrowe, dla dzieci. Mamy bardzo dużo zamówień. Robimy je w naturalny sposób. U nas jednak ciasto o wymiarach 20 na 20 waży kilogram, a u konkurencji połowę tego. Różnica polega jednak na tym, że u nas nie ma ani grama chemii. Często klienci wychodząc od nas z dużym rachunkiem nie do końca rozumieją dlaczego. Proszę sobie jednak przypomnieć, ile ważyły domowe, naturalne wypieki mamy czy babci. Prawdziwy ser waży. My nie spulchniamy. U nas serniki są zbite, jak w domu. Klienci jedząc nasze ciasta przypominają sobie smak wypieków z dzieciństwa. A wracając do konkurencji. Konkurencja jest dobra, jeżeli jest zdrowa. My nie działamy agresywnie. Często może na tym tracimy, ale nie zabijamy się o klienta, dajemy wybór.
Nie trzeba być pod każdym blokiem. Mamy klientów, którzy specjalnie do nas przyjeżdżają z drugiego końca miasta. Idziemy w stronę własnych punktów, budujemy sieć, ale bez przesady, nie ogólnopolską.

Co było dla pana najtrudniejsze?

- Wcale nie było łatwo zostać pracodawcą. Wychowano mnie w myśl zasady, że jak się na coś z kimś umawiam, to choćbym miał stracić, wywiążę się z tej umowy. Z niektórymi pracownikami bywa różnie w tej kwestii. Poza tym zawsze byłem wolnym strzelcem, sam dyktowałem sobie rytm pracy, czas pracy. Zatrudniając ludzi w pierwszej kolejności trzeba myśleć o innych, a potem planować swoje zajęcia. W 2013 roku pracowały trzy osoby, dziś 40. Zanosi się na to, że za chwilę będzie więcej, bo mamy plany rozwojowe. Jednak teraz wszelkiego rodzaju działania realizujemy z własnych środków.
 
Już nie kredyt?
 
- Kredyty kosztują, są dla zamożnych ludzi. Jestem po zarządzaniu finansami przedsiębiorstw, wiem, że każdą złotówkę trzeba dwa razy obejrzeć, zanim się ją wyda.
 
Takie wykształcenie na pewno się przydaje w biznesie?

- Tak. Po drodze jeszcze była geoinformatyka i inżynieria sanitarna. Każda z tych dziedzin mi się przydała. Przez dwa lata np. pracowałem w geodezji. To doświadczenie związane z działkami i budownictwem przydaje mi się dzisiaj przy wyborze lokalizacji czy w sprawach technicznych związanych z rozbudową firmy. Nic nie było po nic. Każde doświadczenie się przydaje. Trzeba się znać na tym, co się robi. Ja uważałem, że znam branżę i... bardzo dużo pokory zdobyłem otwierając swój biznes. Na pewno staniemy na rozdrożu i będzie trzeba podjąć decyzje o rozbudowie.
 
Powoli, systematycznie, ale za swoje?
 
- Tak. Obserwujemy konkurencję, jak dynamicznie wchodzi na rynek i zastanawiamy się, jak oni to robią. Zaczynaliśmy z kilkoma tysiącami w kieszeni. Wszystko budowaliśmy z racjonalnego obracania złotówkami. Każdą nową lokalizację pieczołowicie badamy, czy jest tam dla nas potencjał. Nie trzeba być pod każdym blokiem. Mamy klientów, którzy specjalnie do nas przyjeżdżają z drugiego końca miasta. Idziemy w stronę własnych punktów, budujemy sieć, ale bez przesady, nie ogólnopolską. Choć... pieczywa i tortów też miało nie być.
Nikt nie jest mistrzem świata we wszystkim. Zadawanie nawet najprostszych pytań jest mądre. Najprostsze sprawy najczęściej wykładają nawet wielkie biznesy. 

W reklamie mówi pan, że chciałby sękaczami zawojować świat?
 
- Eksportujemy. Na razie to mała część naszej działalności, ale jest. Nasze produkty są dostępne w Anglii, Niemczech, Irlandii i Szwecji.
 
Jakaś rada dla początkujących? Na co uważać, na czym się skupić?
 
- Wpadając na jakikolwiek pomysł radziłbym, aby każdy zadał sobie jedno pytanie: czy się na tym znam? Jeżeli nie, to trzeba szukać czegoś innego. Jeżeli tak, to trzeba sprawę solidnie przeanalizować i pytać. Zatrudniając ludzi, najbardziej boimy się tych, którzy nie mają pytań. To są najbardziej niebezpieczni pracownicy. Nikt nie jest mistrzem świata we wszystkim. Zadawanie nawet najprostszych pytań jest mądre. Najprostsze sprawy najczęściej wykładają nawet wielkie biznesy. Trzeba też kochać to, co się robi. Jak poświęca się czemuś dobę - zwłaszcza na początku - to nie można tego nie lubić. Musi też być czas na życie, na hobby. Choćby zostawała tylko godzina, dajmy na to od 4 do 5 rano.
 
Hobby?
 
- Szybowce i... praca. Kiedyś dopytywałem jednego z piekarzy o szczegóły produkcyjne. Nie znał odpowiedzi, zdziwiłem się, jak w takim razie może prowadzić ten biznes, a o na to: czy słyszał pan o tym, aby prezes kopalni zjeżdżał pod ziemię? Dla mnie takie prowadzenie firmy nie wchodzi w grę. 


Podobno najlepiej uczyć się na cudzych błędach. Zdecydowanie lepiej słuchać mądrych rad. Własny biznes to często trudny kawałek chleba, ale - jak postaramy się pokazać - warto spróbować. Dla tych, którzy wolą rady rozpoczynamy nasz cykl rozmów z doświadczonymi przedsiębiorcami - "Jak to jest na swoim". Co tydzień garść nieocenionej wiedzy od praktyków w biznesie.

Miejsca

Opinie (93) 4 zablokowane

  • Powodzenia w biznesie! Sękacz to pyszne ciasto :)

    • 87 6

  • mniam???? (1)

    Hmm takie smaki -owaki sękacz suchar

    • 4 43

    • ale to nie artykul o Twoim sniadaniu !

      • 19 1

  • autorze! a Gdynia? (2)

    a oddział w Gdyni na kamrowskiego?

    • 16 4

    • (1)

      W Gdyni przy Biedronce - Wzgórze Bernadowo

      • 4 1

      • W miejscu po dawnej piekarni Raszczyk.

        • 2 1

  • (3)

    Musicie być Państwo fajnymi ludźmi. Bardzo podoba mi się podejście do pracy i szacunek do innych. Może jutro podejdę do waszej cukierni na Myśliwskiej, choć zawsze wydawało mi się, że tam był Czernis. I ulotkę o Was tez kiedyś znalazłam w skrzynce ;)

    Powodzenia!

    • 48 6

    • Dobra reklama :-)

      Gratuluję.
      Daleko zajdziecie...

      • 8 2

    • Są.

      Serniki, ciasta "maziaste", chleb są równie smaczne jak sękacz =].Kiedyś spotkałam Pana Gryniewicza w Gdyni w cukierni chwilkę z nim porozmawiałam.Nie dziwię się,że biznes mu kwitnie, to człowiek z wielką charyzmą i pozytywnym nastawieniem do swoich spraw. Powodzenia.

      • 0 0

    • Fajni ludzie

      Fajnie pan opowiada ,a jaka jest prawdo o traktowaniu pracowników i rozliczeniach z dostawcami surowców.

      • 2 2

  • Nigdy nie jadłam (8)

    Sękacza...

    • 6 27

    • Wie Pan, to, że tamten Piekarz odpowiedział Panu " Nie znam się " itd. (2)

      Nie musi jednoznacznie oznaczać, że się nie znał, być może nie chciał o wszystkim rozmawiać...

      Jak ja " lubię" ludzi, którzy o wszystko wypytują... Chcieliby za free poznać rzeczy do których inni dochodzlili latami, pokoleniami... a i jeszcze po wypytaniu otworzyć konkurencyjny biznes w tym samym mieście, albo i pod nosem...

      podobnie z różnymi znajomymi i znajomkami, spotykam takiego gdzieś na mieście a on niczym karabin maszynowy zadaje serię pytań i po zaspokojeniu swojej ciekawości rzuca " Śpieszę się, muszę już lecieć.."

      Trzeba posiadać wyczucie i takt w życiu.

      Długi temat.

      • 14 5

      • Fakt. A gdy ktoś mi zadaje milion pytań j.w., stosuj właśnie (j.w.) : (1)

        "och, przepraszam, już ta godzina....spieszę się..., lecę..., do zobaczenia " :-)

        • 3 2

        • Dobra rada.

          Dziękuję.

          • 2 2

    • pyszne ciasto ! (4)

      • 5 0

      • lubie sekacze )))

        Czy maja punkt we Wrzeszczu ?

        • 4 0

      • cytat " Po co to robisz, nie szkoda ci pieniędzy, tu nikt nie je sękaczy " ? (1)

        Panscy znajomi sa dziwni, kazdy kogo znam z 3miasta je sekacze !

        • 9 4

        • a oni nie wiedzą, ze robi to dla pracy - pieniędzy ?

          Nie słyszeli o słowie Nisza?
          Nie we wszystko trzeba wierzyć co napisano w sponsorowanym artykule...

          • 3 5

      • może kiedyś spróbuję.

        :-))

        • 1 0

  • Sekacz jest bardzo kaloryczny i niezdrowy (7)

    sklada sie glownie z jajek i cukru

    • 12 58

    • no tak bo jajka sa niezdrowe hahaha

      • 14 1

    • sękacz jest pyszny, przez co jest zdrowy- gdy jesz, wytwarzają się endorfiny :-) (1)

      • 23 1

      • Tak samo jak przy seksie ;)

        • 13 1

    • Jak każe ciasto...

      ...a jeszcze mąka :P

      • 3 1

    • Niunia, nie musisz go jeść.

      Ty wsuwaj sobie kiełki i popijaj wodą mineralną niegazowaną.

      • 21 2

    • Życie jest niezdrowe...A taki sękacz potrafi je chociaż na krótką chwile osłodzić

      • 16 1

    • To..

      zakup sobie proszkowy sękacz z gdańskich piekarni...smacznego i do lekarza.

      • 6 0

  • Jeżeli naprawdę "jak u mamy"- zatem tej 100 jaj to jajka, a nie proszek jajeczny ....używany masowo w piekarnictwioe, (2)

    wierzę w to co Pan mówi, spróbuję tego ciasta.

    • 35 1

    • (1)

      Wszystko robi się tam na jajkach, byłem i widziałem to w ich zakładzie w Kolbudach.
      Robią tam nie tylko sękacze, bardzo przyzwoite smażą tam tez pączki oraz inne ciasta tzw "domowe".

      P.S. Pan Dawid bardzo sympatyczny człowiek jest, żadnej sodówki u niego nie spotkasz, jak np w przypadku niektórych "gastronomów ą, ę" z trójmiejskich lokali.

      • 26 1

      • to prawda

        szczegolnie jak u stawickiego z hiltona

        • 0 0

  • Sękacz wspaniałe ciasto (2)

    Ale tylko jeśli jest świeże. Sentyment do niego zapewne dlatego ze rodzina pochodzi z Mazur, a tam sękacz obecny na każdej większej uroczystości rodzinnej :)

    Najlepszy jaki jadłem był na moim weselu :D

    • 24 1

    • twardy

      twardy sekacz najlepiej smakuje z mlekiem

      • 0 2

    • Nie zgodzę się

      Proszę spróbować z ciepłą kawą, mlekiem, herbatą - rozpływa się w ustach.

      • 6 0

  • Braki w smakach z dzieciństwa (1)

    Wszedłem do cukierni, zachęcony napisami na witrynie, niestety nie było smaku z dzieciństwa, czyli "ponczówki" - ciastka ponczowego, czyli małej babeczki z wgłębieniem na konfiturę i bitą śmietanę, całość była nasączona ponczem, pycha. Czekam na takie w ofercie, powodzenia.

    • 14 10

    • ponczówki

      najlepsze na Wajdeloty u Paradowskiego

      • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Ludzie biznesu

Grzegorz Bierecki

Grzegorz Bierecki urodzony 28 października 1963 roku. Od 1990 prezes Fundacji na Rzecz Polskich...

Najczęściej czytane