• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Graeme Obree, czyli lokomotywa na dwóch kółkach

Adam Majewski
22 marca 2020 (artykuł sprzed 4 lat) 
Jazda na torze. Jazda na torze.

W czasach swojej największej aktywności, kiedy miał w sporcie jeszcze status amatora, bił rekordy w godzinnej jeździe na czas. Kolarstwo od początku traktował jako rodzaj sztuki. Wierzył, że publiczność doświadcza podobnych emocji zarówno podczas oglądania wybitnego spektaklu w teatrze, jak i kolarskiego wyścigu, np. Tour de France. Kim jest Obree? Kolarskim skandalistą czy artystą? Co mu zawdzięczają miłośnicy dwóch kółek?



Czym dla ciebie jest szybka jazda na rowerze?

Graeme Obree, znany pod przydomkiem "Latający Szkot", przyszedł na świat późnym latem 1965 r. w miejscowości... Nuneaton w centralnej Anglii. Niewielkie miasto do dziś słynie przede wszystkim z dworca kolejowego. To jedna z najstarszych stacji na Wyspach Brytyjskich, otwarta w 1847 r., a także kluczowy węzeł kolejowy dla dwóch historycznych, ale utrzymywanych do dzisiaj połączeń - "Birmingham to Peterborough Line" oraz "Trent Valley Line".

Niecałe dwa lata przed narodzinami Obree'a pasażerowie - czekający na jednym z czterech peronów stacji - po raz ostatni usłyszeli gwizd nadjeżdżającego parowozu LNER Class A3 4472 "Flying Scotsman".

Latające tony węgla



"Latający Szkot" to najbardziej zasłużona z 78. lokomotyw parowych typu LNER Class A3, wyprodukowanych w latach 1922-1935. Brytyjczycy wycofali je z eksploatacji dopiero w pierwszej połowie lat 60., czyli już w epoce załogowych lotów kosmicznych - w 1961 r. w kosmosie znalazł się pierwszy człowiek, Jurij Gagarin, z kolei w 1965 r. odbył się pierwszy spacer w przestrzeni kosmicznej z udziałem Aleksieja Leonowa. Przygotowywano także lot na Księżyc.

Do egzemplarza parowozu oznaczonego numerem 4472 i noszącego oficjalną nazwę "Latający Szkot", kursującego m.in. na liniach przecinających Nuneaton, należał osiągnięty w 1928 r. pierwszy rekord prędkości. Trasę z Paryża do Edynburga w Szkocji, nie licząc przeprawy promowej, pokonał zaledwie w 8 godzin.

Brytyjski znaczek pocztowy z "Latającym Szkotem". Brytyjski znaczek pocztowy z "Latającym Szkotem".
Wątpliwemu pod względem biznesowym przedsięwzięciu towarzyszyły niemałe koszty dla środowiska. Taki wynik dla czasu przejazdu ustanowiono dzięki spaleniu ponad 10 ton węgla. W tamtym czasie jednak nikt nie przejmował się gigantycznym zapyleniem powietrza w miastach i obszarach uprzemysłowionych, a jego wpływ na zdrowie poddanych wymykał się wyobraźni króla Jerzego V - przechadzającego się po obszernych, pustych i ogrzewanych kaskadą kotłów węglowych komnatach pałacu Buckingham.

Pęd do rekordów



Kolejny rekord prędkości na trakcji parowej ustanowiono w 1934 r., kiedy udało się rozpędzić "Latającego Szkota" do prędkości 160,9 km/h - przekroczono wówczas umowną granicę 100 mph, jeśliby posłużyć się anglosaskim systemem miar.

Graeme Obree. Graeme Obree.
Obree uważa się za Szkota i osiedlił się w Szkocji, gdzie spędził większość swojego życia. Kolarskie rekordy prędkości zaczął bić - mimo przeciwności losu i paru skandali - jako dwudziestoparolatek. Jego żelazna siła woli, upór i wytrzymałość mogły doczekać się tylko jednego trafnego porównania - do najszybszej w świecie lokomotywy. Ale po kolei...

Kolarstwo lepsze niż narkotyki



Młodemu Obree nie udało się połączyć pasji do kolarstwa z zarabianiem pieniędzy. Choć kochał tę robotę tak samo jak Szkocję, pierwsza próba w interesach, czyli prowadzenie małego sklepu i serwisu rowerowego, okazała się olbrzymim fiaskiem. Przez długi znalazł się w rozpaczliwej sytuacji. Rozpił się, do tego zaczął odurzać się acetylenem do spawania ram, jaki jeszcze pozostał mu po nieudanym biznesie. W końcu zapadł na depresję.

Jednak w całym tym szaleństwie pojawił się jeden, ważny moment, być może sekunda, kiedy ogarnęła go - z mocą manii towarzyszącej chorobie dwubiegunowej - idea pobicia rekordu świata w jeździe godzinnej na czas. Zabrał się za jej urzeczywistnianie jako amator, bez niezbędnego wsparcia sponsorów czy instytucji zajmujących się sportem. Ta fiksacja wyciągnęła go z nałogów i choroby, choć ta jeszcze będzie powracała.

Jak Szkot z Anglikiem



Kiedy w Zjednoczonym Królestwie słuchano smętnego britpopu, Obree koncentrował całą swoją uwagę na próbie pobicia kolarskiego rekordu świata w jeździe godzinnej. Dokonał tego aż dwa razy - w roku 1993 i 1994. Do tego zdobył dwukrotnie tytuł mistrza świata w jeździe na dochodzenie na torze - w 1993 i 1995. Mniej szczęścia miał w 1996 r. podczas XXVI Letnich Igrzysk Olimpijskich w Atlancie (słynnych przede wszystkim z powodu niezwykle szkaradnej maskotki Izzy), na których zajął dopiero 11. miejsce. Lista osiągnięć Szkota jest bardzo długa, ale zapamiętane zostaną przede wszystkim rekordy szybkości.

Bijąc przytoczone wcześniej rekordy w jeździe godzinnej, w pewnym sensie czuł na plecach oddech Anglika, Chrisa Boardmana. Obree 17 lipca 1993 r. przejechał na torze w Hamar (Norwegia) dystans 51,596 km, a już niecały tydzień później, 23 lipca Boardman pobił go w Bordeaux (Francja) z wynikiem 52,270 km - zrobił to podczas jednodniowej przerwy na regenerację w ramach startu w Tour de France. Dopiero 27 kwietnia 1994 r. "Latający Szkot" odegrał się, osiągając w Bordeaux wynik 52,713 km. Choć Anglik przebije wyczyn Szkota jeszcze dwukrotnie - w 1996 i 2000, niestety wszystkie te rekordy (poza należącym do Boardmana z 27 października 2000 r.) nie będą uznawane przez Międzynarodową Unię Kolarską (UCI) ze względu na użycie sprzętu, który... dopiero później zostanie zabroniony. Ale kolarski świat je wciąż pamięta.

Wyczyn z lipca 1993 r. zapisał się w annałach kolarstwa nie tylko z powodu zaciekłej rywalizacji, którą wywoła między Szkotem a Anglikiem. Obree pobił rekord należący od prawie dekady do Francesco Mosera, jednego z najbardziej utytułowanych włoskich kolarzy. Ktoś wreszcie pokonał mistrza, w dodatku amator - bez wsparcia sponsorów oraz stałej opieki trenerów, zespołu technicznego, lekarzy, dietetyków, masażystów itd.

Moser szybko udowodnił, że z weteranem zadzierać nie wolno. Ustanowił nowy rekord świata już 15 stycznia 1994 r. w Meksyku. Stołeczny Meksyk to jedna z najwyżej położonych w świecie metropolii, znajdująca się na wysokości ok. 2240 m n.p.m. (To niecałe 260 m mniej niż najwyższy punkt w Polsce - jeden z wierzchołków Rysów, znajdujący się na polsko-słowackiej granicy). Obree i Boardman bili swoje rekordy na terenach nizinnych. Jeśli ktoś jechał na rowerze na takiej wysokości (niższa gęstość powietrza), wie o czym mowa... Z drugiej strony inżynierowie Mosera słusznie zauważyli, że powietrze na takiej wysokości będzie stawiało mniejszy opór.

Upór kontra opór



Obree z maniakalnym uporem dążył do zwiększenia mocy pedałowania i ograniczenia oporu, jaki powoduje podczas jazdy "zderzenie" ciała kolarza z powietrzem. W tej swoistej krucjacie, prowadzonej odkąd skonstruowano pierwszy bicykl, wytyczył dwa fronty. Pierwszy polegał na znalezieniu odpowiedniej pozycji ciała, tzw. schowanej lub skulonej, zaś drugi na zmianie konstrukcji roweru.

Poznaj historię roweru


Na drugim froncie Obree poprowadził swoją ofensywę w następujący sposób: całkowicie zrezygnował w ramie z górnej rury (na torze wytrzymałość roweru nie jest tak istotna, jak np. w kolarstwie górskim), przeprojektował suport, zmniejszając jego szerokość (chodziło o zredukowanie oporu powietrza wytwarzanego przez nogi kolarza poprzez zbliżenie ich do siebie) i eksperymentował z łożyskami. Ponadto zmienił ułożenie siodełka, w celu lepszego wykorzystania siły nóg, oraz kierownicy - barki i klatka piersiowa ułożone w pozycji niemal leżącej dawały najmniejszy możliwy do osiągnięcia opór powietrza. Za sprawą wymuszenia przez taką konstrukcję roweru odpowiedniej pozycji ciała, punkt umieszczenia pedałów znalazł się bardziej z tyłu, co dało na nie większy nacisk. Dokonał także serii mniej widocznych poprawek, służących zmniejszeniu masy roweru.

Obree swoją konstrukcję nazwał "Old Faithful" (parafrazując: "Stary Wierny Towarzysz"). A wydał na to zaledwie 70 funtów, bo wykorzystał m.in. łożyska ze starej pralki - okazały się najlepsze.

Walka na obydwu frontach okazała się zwycięska. Ale nie dla samego Obree... UCI oficjalnie zabroniła wymyślonej przez "Latającego Szkota" pozycji ciała, jak i wykorzystywania rowerów podobnej konstrukcji. Decyzję uzasadniano koniecznością zachowania prymatu wysiłku fizycznego nad technologią.

Pod tym względem UCI postąpiła poniekąd słusznie, choć rozwój kolarskich dyscyplin sportowych nie mógłby się odbywać bez ulepszeń technicznych - jak to było choćby w kolarstwie górskim. Organizacja zakomunikowała decyzję w dość niefortunny sposób - tuż przed wyścigiem w randze mistrzostw świata w 1994 r. "Latający Szkot" nie zastosował się do nakazu sędziów i został zdyskwalifikowany.

Geniusz z podkręcanym wąsem. Twórca roweru górskiego


Szkot wymyślił jednak nową pozycję z wyciągniętymi do przodu ramionami - na tzw. "supermana". Dzięki niej zdobył mistrzostwo świata w 1995 r. w wyścigu na dochodzenie. UCI oficjalnie zabroniła również takiego ułożenia ciała. Wypracowane przez niego pozycje za każdym razem były stosunkowo niebezpieczne. To nie był dobry rok dla Obree także z powodu awantury, jaką wywołał w zespole, dzięki któremu startował w tamtym czasie jako profesjonalny kolarz. Zaproponowano mu przyjmowanie EPO (w ramach pionierskich prób) oraz innych narkotyków w celu zwiększenia wydajności. Odmówił w sposób, jaki podpowiedziało mu usposobienie twardego szkockiego wojownika.

Latająca biografia



Dziesięć lat po ustanowieniu pierwszego rekordu świata w jeździe godzinnej Graeme Obree znalazł się na okładce książki jako jej autor. Jego autobiografia nosiła wymowny, jedyny słuszny tytuł - Latający Szkot (The Flying Scotsman). Pod tym samym tytułem zrealizowano w 2006 r. film z Jonnym Lee Millerem, Billym Boydem, Brianem Coxem, Laurą Fraser i Julie Austin w obsadzie, prezentowany m.in. na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Edynburgu. Ekranizacja biografii w reżyserii Douglasa Mackinnona nie doczekała się znaczących wyróżnień. Była natomiast przesadnie oceniana przez swoich zwolenników i przeciwników.

Jego sylwetkę brali później na warsztat także dokumentaliści, choćby Dave Street. Wyreżyserowany przez niego w 2016 r. film Battle Mountain: Graeme Obree's story nie zdobył rozgłosu, choć warto go obejrzeć.

W nawiązaniu do źródła przezwiska "Latający Szkot", można rzec, że Obree dopiero w 2011 r. "dorzucił do pieca". Zaskoczył kibiców i konserwatywnych działaczy sportowych ujawnieniem w wywiadzie dla "The Sun", że jest gejem. Na szczęście kolarstwo to nie piłka nożna, gdzie homoseksualizm jest tematem tabu. Pewnie tak pozostanie na długo, w przeciwnym razie "jedyni prawdziwi kibice" poroznosiliby nie tylko trybuny...

Kolarz tłumaczył, że choroba dwubiegunowa i nawracająca depresja wynikają z niemożności pogodzenia się przez wiele lat z ukrywaną przed światem orientacją seksualną. Do tego splot bolesnych doświadczeń - niska samoocena i strach wyniesione z dzieciństwa (apodyktyczny ojciec), problemy finansowe (był ścigany za 492 funty długu za czesne na uczelni), nagła śmierć brata, rozwód (dzieci pozostały przy matce) i unieważnienie przez UCI dwóch rekordów świata w jeździe godzinnej. Późniejsza plajta stworzonej przez niego manufaktury, produkującej kierownice do pozycji "supermana", musiała dotknąć go szczególnie mocno. UCI pozmieniała regulaminy sportowe w taki sposób, że produkowana przez Obree kierownica okazała się nikomu niepotrzebna.

Choroba uniemożliwiła Obree, mimo ogromnej otwartości na ludzi i sportową rywalizację, ponownie wzbić się na wyżyny sztuki kolarskiej. Jego wysiłek i wkład w kolarstwo został jednak doceniony. Poświęcono mu część stałej ekspozycji w Muzeum Narodowym Szkocji, gdzie można podziwiać jego niezwykły rower "Old Faithful". Replika sprzętu, zbudowana na potrzeby filmu Latający Szkot, trafiła do muzeum w Glasgow. Kolejną replikę wykorzystywał do testów zespół Mercedes-Benz F1. W marciu 2010 r. wprowadzono jego nazwisko do Scottish Sports Hall of Fame.

Opinie (3)

  • (1)

    Bardzo ciekawy i kompleksowy artykuł. W tym koronawirusowym okresie czas odświeżyć sobie film z 2006...

    • 8 0

    • Film bardzo dobry, bo i historia ciekawa.

      • 4 0

  • Oczywiście, ideologiczny wtręt musiał być razem z urojeniami dot. kibiców

    "Na szczęście kolarstwo to nie piłka nożna, gdzie homoseksualizm jest tematem tabu. Pewnie tak pozostanie na długo, w przeciwnym razie "jedyni prawdziwi kibice" poroznosiliby nie tylko trybuny..."
    Panie Adamie, każdy kto nie umie grać w piłkę i był ostatni wybierany w szkole do drużyny ma kompleks i uraz do końca życia. Współczuję.

    • 3 3

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Forum

Wydarzenia

Wystawa budowli z klocków Lego (2 opinie)

(2 opinie)
33 - 35 zł
wystawa

Wystawa dinozaurów Di­no­world (4 opinie)

(4 opinie)
45 zł
wystawa

Unikaj statków, gdzie nie mają zwierząt. Zwierzęta na Darze Pomorza - wystawa czasowa (1 opinia)

(1 opinia)
28 zł
wystawa

Najczęściej czytane