• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

"Szczepienie daje nam szansę na przeżycie, ale bezpieczeństwo zależy od ludzi wokół nas"

Piotr Kallalas
22 listopada 2021 (artykuł sprzed 2 lat) 
- Na COVID-19 zmarło w Polsce do tej pory 78 tys. osób, to połowa liczby ofiar cywilnych w powstaniu warszawskim. Jeśli nie chcemy się szczepić, to nie dziwmy się, że w szpitalach umierają również osoby zaszczepione np. z niedoborami odporności spowodowanymi bardzo podeszłym wiekiem lub np. przeszczepem narządowym lub dializoterapią - zaznacza Tomasz Smiatacz. - Na COVID-19 zmarło w Polsce do tej pory 78 tys. osób, to połowa liczby ofiar cywilnych w powstaniu warszawskim. Jeśli nie chcemy się szczepić, to nie dziwmy się, że w szpitalach umierają również osoby zaszczepione np. z niedoborami odporności spowodowanymi bardzo podeszłym wiekiem lub np. przeszczepem narządowym lub dializoterapią - zaznacza Tomasz Smiatacz.

- Żadne szczepienie na poziomie indywidualnym nie daje gwarancji czegokolwiek. Szczepiąc się, jedynie zmniejszamy ryzyko w większym lub mniejszym stopniu, w zależności m.in. od wieku i chorób towarzyszących, a przede wszystkim występowania problemów z układem immunologicznym. Gwarancja bezpieczeństwa jest uruchamiana dopiero na poziomie populacyjnym - przekonuje prof. Tomasz Smiatacz, wojewódzki konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych. Rozmawialiśmy o prognozach dalszego rozwoju epidemii, problemie braku zainteresowania profilaktyką COVID-19, perspektywie leczenia i restrykcjach dla niezaszczepionych.



Szczepienia przeciw COVID-19 w Trójmieście. Znajdź punkt szczepień


W jakim momencie czwartej fali zakażeń znajdujemy się obecnie?

Czy mimo szczepienia wykryto u ciebie zakażenie koronawirusem?

Prof. Tomasz Smiatacz, wojewódzki konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych: Czwarta fala zakażeń z pewnością ma odmienny charakter od poprzednich. Głównym czynnikiem różnicującym jest pojawienie się wariantu Delta, który podwoił swoją zdolność do transmisji. Z drugiej strony, szczepienia istotnie wpływają na dynamikę rozwoju tej fali, ta rozpoczęła się też z niższego poziomu liczby rozpoznawanych infekcji. Zakażenia na początku narastały wolniej, mieliśmy też więcej dostępnych łóżek, ale wydaje się, że obecna fala może być dłuższa od poprzednich. Opieram się tu między innymi na obserwacjach naszych kolegów z Izraela, gdzie szczyt zakażeń został osiągnięty mniej więcej po trzech miesiącach. W takim scenariuszu maksimum zachorowań w Polsce wystąpiłoby w połowie grudnia. Każda populacja jest jednak inna, dlatego są to jedynie pewne prognozy, do których trzeba podchodzić z dystansem.

Jak wygląda obecnie sytuacja na Pomorzu?

Na Pomorzu zwiększa się liczba zajętych łóżek - te wypełniają się pacjentami błyskawicznie zaraz po ich uruchomieniu w placówkach specjalistycznych. Rozmowy na temat szpitala tymczasowego cały czas są prowadzone, ale faktycznie decyzje nie zostały jeszcze podjęte. Obecnie radzimy sobie, przekształcając łóżka np. internistyczne w miejsca covidowe, co odbywa się oczywiście kosztem innych pacjentów. Ten bufor działa, aczkolwiek podkreślam - szybko rośnie liczba zajętych łóżek.

Czy można mieć nadzieję, że podobnie jak w zeszłym roku epidemia odpuści w grudniu?

Byłbym ostrożny. To prawda, że mamy ponad 50 proc. wyszczepionej populacji, a także wiele osób przechorowało COVID-19, nabierając odporności, ale obecnie wszystko wokół nas funkcjonuje tak, jakby żadnej pandemii nie było. Szkoły, restauracje, szpitale czy siłownie działają prawie normalnie, a to w zestawieniu z dwukrotnie bardziej zakaźnym patogenem będzie się przekładało na sytuację epidemiologiczną. Bez szczepień bylibyśmy na pewno w dużo gorszym położeniu niż w ubiegłym roku. Od kilku tygodni jednak łóżka covidowe ponownie zapełniają się pacjentami.

Na własne życzenie?

Aby wyeliminować zakażenia, konieczne jest wyszczepienie ok. 90 proc. populacji. Podniesienie transmisyjności wirusa niestety podniosło również próg odporności populacyjnej. W takiej sytuacji jesteśmy daleko od skutecznego zabezpieczenia społeczeństwa.

Czytaj też: Coraz więcej pacjentów z COVID-19. Potrzebny szpital tymczasowy?

Ministerstwo Zdrowia wskazuje, że na obecne wzrosty składa się również spadek odporności spowodowany upływem czasu po drugiej dawce.

Z Izraela i USA napływają dane wskazujące, że po 6 miesiącach od przyjęcia drugiej dawki odporność rzeczywiście spada. Jest to spowodowane pojawieniem się wariantu Delta - przy pierwotnym wariancie taka sytuacja nie była aż tak odczuwalna. Wydaje się również, że od początku powinniśmy traktować szczepienie przeciw COVID-19 jako trójdawkowe. Historia szczepień pokazuje, że jednodawkowe preparaty są skuteczne jedynie w przypadku żywych szczepionek. Inne szczepienia wymagały trzech dawek lub więcej w podstawowym schemacie. Być może byliśmy zbyt optymistyczni i producenci szczepionek powinni byli uwzględnić również takie dawkowanie (trudne logistycznie) w badaniach klinicznych.

Antyszczepionkowcy przekonują, że to wymysł firm farmaceutycznych.

Spisek wyjaśni niektórym wszystko, łącznie ze złą pogodą w listopadzie. Opinie może mieć każdy, natomiast fakty są jednoznaczne i z nimi bym nie dyskutował.

W przestrzeni publicznej pojawia się coraz więcej stwierdzeń, że w szpitalach są leczeni również zaszczepieni, zaszczepieni również mogą umrzeć. Szczepienie wobec tego nie daje gwarancji.

Żadne szczepienie na poziomie indywidualnym nie daje żadnych gwarancji czegokolwiek. Szczepiąc się, jedynie zmniejszamy ryzyko w większym lub mniejszym stopniu w zależności między innymi od wieku i chorób towarzyszących, a przede wszystkim występowania problemów z układem immunologicznym. Gwarancja bezpieczeństwa jest uruchamiana dopiero na poziomie populacyjnym. Mamy gwarancję, że nie zachorujemy i nie umrzemy dopiero wtedy, gdy prawie wszyscy się zaszczepimy. Wtedy nawet tak wysoce zakaźny patogen, jakim jest wariant Delta, nie ma szansy krążyć w populacji i nawet dotrzeć do osób z obniżoną odpornością, które same nie odpowiedziały na szczepienie.

Czytaj też: Niemal 25 tys. uczniów na kwarantannie. Będzie więcej?

Statystyki umieralności, zresztą nieuwzględniające jakichkolwiek czynników, stały się obecnie prawdziwym orężem antyszczepionkowców.

Na COVID-19 zmarło w Polsce do tej pory 78 tys. osób, to połowa liczby ofiar cywilnych w powstaniu warszawskim. Jeśli nie chcemy się szczepić, to nie dziwmy się, że w szpitalach umierają również osoby zaszczepione np. z niedoborami odporności spowodowanymi bardzo podeszłym wiekiem lub np. przeszczepem narządowym lub dializoterapią. Podchodzę do tego bardzo poważnie - śmierć osób zakażonych jest efektem sumy decyzji tych, którzy nie zdecydowali się na szczepienie, a nie tylko następstwem przypadkowego pecha w życiu. Populacyjnie i indywidualnie szczepienie daje nam szansę na przeżycie, jednak indywidualnie do końca nie możemy mieć pewności, że choroby współistniejące nie wpłyną negatywnie na skuteczność szczepienia.

Dlatego nasze bezpieczeństwo w dużym stopniu zależy również od decyzji ludzi, którzy są wokół nas. Natomiast pech osoby, która zmarła, a była uprzednio zaszczepiona, może polegać na tym, że znalazła się w otoczeniu ludzi, którzy się nie zaszczepili. Zaryzykuję twierdzenie, że większość zgonów, które nastąpiły od lipca, są zgonami, których mogliśmy uniknąć. Bezpośrednio i pośrednio spowodowały to decyzje o rezygnacji ze szczepień.

W kontekście popularności szczepień przeciw COVID-19 Polska jest na końcu listy europejskich krajów. Winny jest brak edukacji w tym zakresie?

To jest coś więcej niż problem z edukacją. To jest pewne podejście do życia niebiorące pod uwagę bezpieczeństwa innych osób. W Polsce połowa społeczeństwa zaszczepiła się, a połowa nie. Nawet jeśli ktoś sam przechoruje łagodnie, to również w podatkach ponosi koszt problemów służby zdrowia. Trzeba mieć świadomość, że bezpośrednio lub pośrednio epidemia dotyka każdego z nas.

Czytaj też: Restrykcje dla niezaszczepionych? "To nieuniknione w skutecznej walce z epidemią"

52 proc. zaszczepionych nie zatrzyma pandemii. Jak potoczy się dalej realizacja programu szczepień?

Jestem pesymistą, bowiem racjonalne argumenty nie działają. Można powiedzieć, że zrobiliśmy nawet krok wstecz, bowiem rok temu wszystkie obiekty i instytucje publiczne podlegały radykalniejszym obostrzeniom. Obecnie reżim noszenia maseczek jest też znacznie słabiej egzekwowany. Staramy się nie dostrzegać pandemii. Nie dziwmy się więc, że sytuacja znowu robi się fatalna, tym bardziej że koronawirus wykonał swoją pracę w drugą stronę - zwiększył swoje możliwości transmisji.

Lockdown dla wszystkich czy dla niezaszczepionych?

Zawsze jestem zwolennikiem wprowadzania jedynie dobrze uzasadnionych restrykcji. Trzeba dostrzegać ogólny bilans - np. zamykanie plaż, parków czy myjni samochodowych nie wydaje mi się dobrym rozwiązaniem - ryzyko transmisji jest tam minimalne, a ograniczenie swobód dokuczliwe. Z drugiej strony jestem za wykorzystaniem paszportów covidowych w życiu codziennym i życiu zawodowym - w szczególności jeśli chodzi o pracę medyków.

Medyk nie może zagrażać pacjentowi i to ryzyko należy ograniczyć do absolutnego minimum. Nie wiem natomiast, czy ograniczenia, które zastosowano w krajach zachodnich, sprawdzą się w Polsce, my nadal stosunkowo rzadko korzystamy np. z restauracji. To wymaga pełnej analizy. Tu dodam, że jestem krytyczny wobec osób, które z jednej strony nie szczepią się, a z drugiej strony korzystają ze wszystkich swobód, stwarzając zagrożenie dla innych.

Czy w najbliższym czasie możemy liczyć na wprowadzenie skutecznych leków?

Dużymi krokami zbliżamy się do uzyskania skutecznych leków. Największe nadzieje wiążemy z preparatami doustnymi, których zaletą jest fakt, że będziemy mogli ich użyć wcześnie, w domu. Leki jednak nie zastąpią szczepionek, a będą jedynie uzupełniać nasze narzędzia walki z epidemią. Spodziewamy się, że na początku przyszłego roku zostaną wprowadzone na rynek pierwsze preparaty. Warto jednak zwrócić uwagę, że publikacji dotyczących leków jest stosunkowo niewiele i w tym momencie opieramy się głównie na oświadczeniach prasowych koncernów farmaceutycznych.

Czytaj też: Certyfikat COVID przedłużony na rok po trzeciej dawce

- Aby wyeliminować zakażenia, konieczne jest wyszczepienie ok. 90 proc. populacji. Podniesienie transmisyjnośći wirusa niestety podniosło również próg odporności populacyjnej - mówi prof. Tomasz Smiatacz. - Aby wyeliminować zakażenia, konieczne jest wyszczepienie ok. 90 proc. populacji. Podniesienie transmisyjnośći wirusa niestety podniosło również próg odporności populacyjnej - mówi prof. Tomasz Smiatacz.
Co z obniżeniem progu wiekowego pacjentów mogących się zaszczepić?

Obecnie są prowadzone badania kliniczne dotyczące szczepień w wieku 5-11 lat, wyniki są dobre. W USA zostało to już zaakceptowane, a EMA obecnie rozpatruje wniosek o rejestrację szczepień w tym przedziale wiekowym. Skuteczne i bezpieczne szczepienia dzieci i młodzieży byłyby korzystne, ponieważ dałyby szansę na normalne funkcjonowanie szkół i idąc dalej - również rodziców. Liczymy na to, że również te decyzje zostaną podjęte przed końcem tego roku.

Czy są uzasadnione obawy dotyczące nowych mutacji?

Tak, pojawienie się nowych wariantów to na pewno kwestia czasu. Boimy się najbardziej wariantów, które będą omijały nasze zabezpieczenia w postaci odporności pochorobowej i poszczepiennej. Pojawił się już wariant mutacji, który jednak przegrał konkurencję z wariantem Delta ze względu na niską transmisyjność. W dłuższej perspektywie tego typu warianty mogą się pojawiać, a wtedy my tę walkę z wirusem będziemy zaczynać praktycznie od początku.

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (315)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Forum

Wydarzenia

Wystawa budowli z klocków Lego (2 opinie)

(2 opinie)
33 - 35 zł
wystawa

Wystawa dinozaurów Di­no­world (5 opinii)

(5 opinii)
45 zł
wystawa

Unikaj statków, gdzie nie mają zwierząt. Zwierzęta na Darze Pomorza - wystawa czasowa (2 opinie)

(2 opinie)
28 zł
wystawa

Najczęściej czytane