zdrada
~zabij skina
(17 lat temu)
Zdrada jest zdrada i zdrowemu umyslowo czlowiekowi trudno jest zrozumiec jak
moglo do tego dojsc.Wiem, poniewaz sama bylam osoba zdradzana.Moj maz mial
przede mna xxxliczbe kobiet na koncie.Jego pierwsze malzenstwo rozpadlo sie
wlasnie z tego powodu.Zdradzal z kim i gdzie popadlo.Kiedy go poznalam uwazalam
go za stabilnego , zorganizowanego czlowieka, ktorego zona jednym slowem
zrobila w trabe.Po wielu latach pozycia malzenskiego spotkala odpowiedniego
czlowieka i odeszla.Wtedy obwinialam ja za rozpad rodziny, cierpiace z tego powodu
dzieci.Po kilku latach wyszlo na jaw jakim czlowiekiem byl moj ideal.Zdradzal
mnie juz od momentu naszej pierwszej randki.Myslalam, ze to dlatego, bo miedzy
nami jeszcze wtedy do zblizen nie dochodzilo.Mialam za soba nieudane
malzenstwo i nie chcialam sie zbyt szybko pakowac w milosc.Nasze spotkania byly
romantyczne, cieple, wypelniane opowiesciami o przeszlosci i wysnuwaniem planow na
przyszlosc.Bylismy tak bardzo do siebie podobni.Wspolne zainteresowan
ia, idee, marzenia.Zakochalam sie po same uszy, z wzajemnoscia jak wtedy
myslalam.No i stalo sie.Kochalismy sie i bylo cudownie.Mielismy taki sam
temperament, wiec jakze mogloby byc inaczej.Zdrada?nigdy bym go o to nie
podejrzewala.Niestety rzeczywistosc okazala sie brutalna.Planowalismy juz slub, kiedy
dotarly do mnie szokujace informacje od jego zony, kolegow, naszych wspolnych
znajomych.Probowal zaprzeczac, na nic sie to zdalo.W koncu przyznal sie do zarzutow i
tlumaczyl slaboscia , nadarzajaca sie okazja, babkami wskakujacymi mu do
lozka, czy tez takimi, z ktorymi utrzymywal kontakty nieustannie.Pierwszy raz
wybaczylam.Z milosci i wiary w poprawe??Moze i tak.On ze lzami w oczach przepraszal
tak wiarygodnie, ba jakze bylo mu nie wybaczyc.Potem pojawialy sie kolejne
"kobiety", z ktorymi zabawial sie oklamujac mnie perfidnie.Potrafil tuz po
stosunku z inna szybko do mnie zadzwonic z zapewnieniem, jak bardzo mu mnie
brakuje.W tym samym czasie ta druga zmywala z siebie slady spermy.Po
kazywal tez czesto moje zdjecia przed albo po wyskoku, zeby te inne widzialy
jaka ma fajna i pomimo tego wierna przyszla zone.Znowu wyszlo na
jaw.Przyplacilam to zalamaniem nerwowym i chyba tylko Bog pomogl mi sie z tego
wykaraskac.Tkwilam z nim nadal, wciaz wierzac, ze sie zmieni.Niestety w tym czasie nic
nie uleglo zmianie.Ale przeciez myslal o mnie zawsze kiedy skonczyl sie
pier.... !Kochal mnie i nie wyobrazal zycia beze mnie.Plakal i padal blady na
wznak, kiedy chcialam odejsc.Znowu bylam slaba i balam sie , ze sobie cos zrobi jak
odejde.Szantaz emocjonalny, to chyba dobre okreslenie.Tlumaczyl sie okropnym
dziecinstwem, brakiem milosci i przyzwyczajeniami do takiego stylu zycia.Nic
jednak nie robil, zeby to zmienic.Kiedys zobaczylam w komputerze zdjecia
pornograficzne , filmy, urywki jego wypowiedzi z czatow.Obrzydlistwo.Mowil, ze z tym
skonczyl.Gowno prawda.Kiedy dalam mu ostatnia szanse i stwierdzilam, ze jest
chory, pokornie sie do tego przyznal i postanowil sie leczyc.Terapii je
dnak nie podjal, bo ponoc sam sie ze wszystkim uporal, czego ja nigdy nie
bede pewna.Kochalam go i widzialam jak stara sie , zebym mu uwierzyla.I stalo sie
.Wzielismy slub.Moj maz jest naprawde kochanym czlowiekiem.Czuly, delikatny, z
klasa.Czy aby napewno?Takim widze go kazdego dnia, takim chce zeby
byl.Sprzeczki sa miedzy nami rzadkoscia i najczesciej o sprawy minione, ktore wam tu po
krotce naswietlilam.powinnam byc szczesliwa, bo nosi mnie na rekach, niemalze
wszedzie musze byc przy nim obecna, zebym tylko nie myslala, ze mnie
zdradza.Niestety ja nie potrafie byc spokojna, nie potrafie mu zaufac, bo zbytnio mnie
zranil.Jedyne czego w naszym zwiazku brakuje, to zaufanie.Jedyne, a jak wiele
znaczy.Nie chce byc wiecej upokorzona, nie chce chorob wenerycznych, nie chce
rozpadu naszego zwiazku...Nauczylam sie o tym nie mowic, nie moge jednak przestac
myslec.To zabija mnie od srodka.delektuje sie dniami, kiedy nie napadaja mnie
natretne mysli, ale one pojawiaja sie w najbardziej nieoczekiwanych m
omentach.Wiem, ze powinnam byc bardzo szczesliwa, mam dom, dzieci z
poprzedniego malzenstw, ktore poza nim swiata nie widza..mam jednak tyle zalu i
niepewnosci w sobie, ze niekiedy chcialabym zatrzasnac za soba drzwi i nigdy nie
wrocic.Ktos patrzac na moje malzenstwo i jednoczesnie widzac co pisze , popukalby
sie w czolo i spytal "czego ci babo brakuje, no czego?"A mnie brakuje
poprostu milosci czystej, wiary w meza i nasze uczucie.Coz bowiem znaczy slowo
KOCHAM ?wypowiadal je wczesniej tak czesto.Zonglujac moimi uczuciami zniszczyl
wiare w jego milosc bezpowrotnie.Wychodzac za niego za maz mialam nadzieje, ze
mu wybaczylam, staralam sie zapomniec.Nic z tego.Jedyne co sie zmienilo to
moja reakcja na "stary temat".Nie krzycze juz dzisiaj i nie wypominam jak
dawniej.On podsmiewuje sie i cieszy z takiego obrotu sprawy, bo ponoc zbyt
dlugo bylam dla niego surowa i niesprawiedliwa.To dobija mnie jeszcze bardziej
i umacnia w wierze, ze ...
0
0