Odpowiadasz na:

Re: Czy ktoś żałuje zakupu mieszkania na kredyt?

Nie wiedziałem, że nadejdzie taki dzień, że się z nim zgodzę. Ale to chyba wynika z tego, że żyje z wynajmu.

To jest argument niesamowicie lekceważony (królem jest wysokość ratki,...
Nie wiedziałem, że nadejdzie taki dzień, że się z nim zgodzę. Ale to chyba wynika z tego, że żyje z wynajmu.

To jest argument niesamowicie lekceważony (królem jest wysokość ratki, królową wyprowadzka od rodziców) przez w zasadzie zdecydowaną większość kupujących / wynajmujących. Ktoś kto dąży do tego aby się rozwijać (w każdej płaszczyźnie) a przede wszystkim spłacić kredyt szybciej / uzbierać na wkład własny, będzie szedł tam, gdzie lepsza praca. Niestety większość Polaków ma ambicję na zasadzie weekend z kiełbą i piwem z Biedry, i to im wystarczy - podobnie podchodzą do spłacania kredytu (na razie jest ok - a że na wakacjach nie byli od lat, to szczegół) i zamiast zmieniać pracę i robić nadwyżki, to zanurzają się w przeciętniactwie, spłacają sobie te raty, dopóty dopóki nie następuje bum i problem z płynnością. A wtedy puka Pan rzeczoznawca i mieszkanie nie jest warte 350 tys. wg wyceny z 2006 roku, a 280 tys. wg wyceny z tego roku, więc trzeba będzie jeszcze płacić po powrocie do mamy.

Mam niemało znajomych, którzy obrali drogę szukania coraz to lepszej pracy i często po powrocie do Trójmiasta po np. 5 latach na południu Polski, mają 50% wkładu na mieszkanie. A im większy wkład i lepsza pozycja zawodowa, tym bardziej opłaca się tę resztę kwoty dobrać z kredytu. Ale brać kredyt już na starcie, bez pewnej lub perspektywicznej posady, bez rezerwy na min. kilka miesięcy jest pospolitą głupotą. I takie podejście niestety dominuje. Wynajem jest zarąbisty na start. A jak ktoś jest obrotny, to nie będzie potrzebował nawet 5 lat żeby się ustabilizować. Stabilizacja to słowo klucz.
rozwiń

9 lat temu ~meribel
  • Polityka prywatności