Bańka na rynku nieruchomości już jest ale szybko nie pęknie
Ceny mieszkań odjechały ale wcale nie stanieją.
Kreacja pieniądza przez banki będzie kontynuowana, pompowanie balonika trwa, nikt nie jest zainteresowany powstrzymaniem tego. Tzn część jest, "zwykli" ludzie tyle że oni nie mają żadnego wpływu na to co robią banki.
Reszta natomiast jest zainteresowana wzrostem wartości:
- banki bo to napędza sprzedaż kredytów hipotecznych, podnosi ich wartość oraz... zwiększa bezpieczeństwo udzielanych kredytów (rośnie wartość hipoteki będącej zabezpieczeniem nieruchomości)
-właściciele mieszkań - z powodów oczywistych
-ludzie którzy się cokolwiek dorobili: wobec faktu że pieniądz jest coraz mniej warty (realna inflacja jest znacznie wyższa niż podaje GUS) uciekają z kapitałem w dobra trwałe - a co kupisz? Żarcie? Za milion, pięć milionów? Nie bardzo, chyba że kontrakty a to nie każdy, trzeba mieć wiedzę i to spekulacja. Samochody - generalnie tracą na wartości. Elektronikę - to już w ogóle. Złoto - słabo.
Jako pewne inwestycje pozostają głównie nieruchomości, to wartość zrozumiała i namacalna. I nie tak elitarna jak np obrazy, inwestowanie w sztukę.
Część te nieruchomości próbuje wynajmować, część trzyma jako lokatę kapitału, czeka na wzrost cen i/lub traktuje jako mieszkanie wakacyjne, dla siebie, znajomych, rodziny.
Developerzy w Trójmieście a zwłaszcza w Gdańsku znacznie się rozwinęli - na szczęście budują dużo - ale to i tak zdecydowanie za mało wobec popytu - oprócz "zwykłej" migracji z Kaszub, Mazur (tak jak Wrocław ma z Dolnego Śląska, Wielkopolski, a Kraków z Małopolski, Świętokrzyskiego itp) w Gdańsku (i Sopocie) nakładają się aż dwa popyty:
- lokata kapitału (do tego nadają się głównie Warszawa i właśnie Trójmiasto)
-pod wynajem,w tym dynamiczny i bardzo mocny wynajem krótkoterminowy
Do tego mamy jeszcze trend ogólnokrajowy poprawy warunków mieszkaniowych
W ostatnich latach na rynek trafiło mnóstwo mieszkań a nie osłabiło to popytu, strach pomyśleć co by było gdyby developerzy byli słabi. A właściwie to wiadomo co by było - to co stało się w latach 2006-2008r - skokowe/szokowe wzrosty cen.
Czym to się skończy? Niczym
Jeśli liczycie na bańkę to możecie się mocno przeliczyć.
Kto zmigrował i kupił nagle nie wróci na mazurską wieś
Kto poprawił sobie warunki nie wróci do gorszych, prędzej będzie gryzł ziemię, wyjedzie na saksy a mieszkanie utrzyma
Kto kupił jako lokatę też nie sprzeda bo gdzie ucieknie? Co kupi?
Kto kupił na wynajem raczej też się nie pozbędzie bo nieruchomość daje mu mały ale stabilny zysk a do tego długoterminowy wzrost nieruchomości - przy korekcie/spadkach może się część wykruszyć, przestraszyć ale większość będzie trzymać.
Banki nadal będą zainteresowane podkręcaniem rynku.
Jedynymi którzy mogliby wpłynąć na ten rynek byliby developerzy - gdyby nagle zaczęli produkować 2-3x więcej mieszkań - ale wciąż mamy przepisy, procedury sprawiające że nie da się szybko ani prosto a właściwie to w ogóle zwiększyć produkcji - ba! wprost przeciwnie, developerzy nie nadążają z produkcją sprzedają już dziury w ziemi z odbiorami za 3 lata a może i cztery lata bo większość boryka się z problemem terminowego oddania budynków.
Reasumując kierunek jest jeden choć pewnie będzie spokojniej niż w ostatnich latach.
Dla "szarego człowieka" to nadal nie są dobre czasy ale czy kiedyś były?
Kreacja pieniądza przez banki będzie kontynuowana, pompowanie balonika trwa, nikt nie jest zainteresowany powstrzymaniem tego. Tzn część jest, "zwykli" ludzie tyle że oni nie mają żadnego wpływu na to co robią banki.
Reszta natomiast jest zainteresowana wzrostem wartości:
- banki bo to napędza sprzedaż kredytów hipotecznych, podnosi ich wartość oraz... zwiększa bezpieczeństwo udzielanych kredytów (rośnie wartość hipoteki będącej zabezpieczeniem nieruchomości)
-właściciele mieszkań - z powodów oczywistych
-ludzie którzy się cokolwiek dorobili: wobec faktu że pieniądz jest coraz mniej warty (realna inflacja jest znacznie wyższa niż podaje GUS) uciekają z kapitałem w dobra trwałe - a co kupisz? Żarcie? Za milion, pięć milionów? Nie bardzo, chyba że kontrakty a to nie każdy, trzeba mieć wiedzę i to spekulacja. Samochody - generalnie tracą na wartości. Elektronikę - to już w ogóle. Złoto - słabo.
Jako pewne inwestycje pozostają głównie nieruchomości, to wartość zrozumiała i namacalna. I nie tak elitarna jak np obrazy, inwestowanie w sztukę.
Część te nieruchomości próbuje wynajmować, część trzyma jako lokatę kapitału, czeka na wzrost cen i/lub traktuje jako mieszkanie wakacyjne, dla siebie, znajomych, rodziny.
Developerzy w Trójmieście a zwłaszcza w Gdańsku znacznie się rozwinęli - na szczęście budują dużo - ale to i tak zdecydowanie za mało wobec popytu - oprócz "zwykłej" migracji z Kaszub, Mazur (tak jak Wrocław ma z Dolnego Śląska, Wielkopolski, a Kraków z Małopolski, Świętokrzyskiego itp) w Gdańsku (i Sopocie) nakładają się aż dwa popyty:
- lokata kapitału (do tego nadają się głównie Warszawa i właśnie Trójmiasto)
-pod wynajem,w tym dynamiczny i bardzo mocny wynajem krótkoterminowy
Do tego mamy jeszcze trend ogólnokrajowy poprawy warunków mieszkaniowych
W ostatnich latach na rynek trafiło mnóstwo mieszkań a nie osłabiło to popytu, strach pomyśleć co by było gdyby developerzy byli słabi. A właściwie to wiadomo co by było - to co stało się w latach 2006-2008r - skokowe/szokowe wzrosty cen.
Czym to się skończy? Niczym
Jeśli liczycie na bańkę to możecie się mocno przeliczyć.
Kto zmigrował i kupił nagle nie wróci na mazurską wieś
Kto poprawił sobie warunki nie wróci do gorszych, prędzej będzie gryzł ziemię, wyjedzie na saksy a mieszkanie utrzyma
Kto kupił jako lokatę też nie sprzeda bo gdzie ucieknie? Co kupi?
Kto kupił na wynajem raczej też się nie pozbędzie bo nieruchomość daje mu mały ale stabilny zysk a do tego długoterminowy wzrost nieruchomości - przy korekcie/spadkach może się część wykruszyć, przestraszyć ale większość będzie trzymać.
Banki nadal będą zainteresowane podkręcaniem rynku.
Jedynymi którzy mogliby wpłynąć na ten rynek byliby developerzy - gdyby nagle zaczęli produkować 2-3x więcej mieszkań - ale wciąż mamy przepisy, procedury sprawiające że nie da się szybko ani prosto a właściwie to w ogóle zwiększyć produkcji - ba! wprost przeciwnie, developerzy nie nadążają z produkcją sprzedają już dziury w ziemi z odbiorami za 3 lata a może i cztery lata bo większość boryka się z problemem terminowego oddania budynków.
Reasumując kierunek jest jeden choć pewnie będzie spokojniej niż w ostatnich latach.
Dla "szarego człowieka" to nadal nie są dobre czasy ale czy kiedyś były?