Postmodernizm i Benny Hill ......
Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale w Teatrze Muzycznym w Gdyni .................. dwa dni temu okazało się, że jednak można dostać bilety na nowy spektakl w muzycznym :) Spora radość bo zazwyczaj bilety trzeba kupować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Jak się okazało te oddawane bilety zaledwie 2 tygodnie po premierze to nie był efekt pandemii grypy żołądkowej ..... mieliśmy spore oczekiwania bo to spektakl jubileuszowy i ciągle mamy w pamięci takie arcydzieła jak "Chłopi" czy "Lalka" w wykonaniu gdyńskiego teatru , które można oglądać po wielokroć, bez znużenia. Pierwszy akt przywitał dość mizernymi dekoracjami które w mało przemyślany sposób zawężały scenę i odcinały dostęp światła. W porównaniu do dekoracji i budowy planów i przestrzeni w "Lalce" to był gigantyczny regres. Podobnie mizerne były kiczowate kostiumy. Jestem gorącym zwolennikiem teorii, że kostium to nie jest rekonstrukcja historyczna stroju z epoki ale .... ale powinien uwydatniać lub przynajmniej zachowywać, proporcję i charakter pierwowzoru. Krakowiacy posiadali w tylnej części ciała wielkie pawianie zady , krakowianki paradowały w turbanach lub dziwnych naciągniętych pod pachy konstrukcjach...... stroje Górali to mix chałatu chasyda i tiary biskupa , czasem kwieciste śpiochy. Oprócz mało dynamicznego i skąpego oświetlenia coś nie do końca funkcjonowało w nagłośnieniu. Dla balansu dodam, że akt pierwszy posiadał jedną efektowną kompozycyjnie scenę "na wodzie" przybycie Górali i potem też "na wodzie" scenę pościgu. Mocno rozczarowani pierwszym aktem liczyliśmy na cud w drugim i ...... drugi akt to przykład zupełnej deformacji utworu źródłowego. Niestety tragicznie nie udanej deformacji. Na scenie wywracają się dekoracje, ekipa techniczna nosi kable i drabiny. Tancerze się potykają i wywracają, aktorki biją, kilka osób spada ze sceny, kilka traci przytomność i zalega na scenie. Efekt to synteza Beny Hilla z kabaretem Olgi Lipińskiej, prymitywne żarty, bicie po twarzy, gonitwy i aktorzy robiący sobie selfie komórkami (łał ale postmodernizm). Efekt taki, że oboje czuliśmy się zażenowani i skrępowani tym, że jesteśmy zmuszeni siedzieć na widowni i oglądać ten mizerny pokaz złego smaku i banalnych gagów . Pierwszy raz rozczarowaliśmy się tak Teatrem Muzycznym. Nie przeczę, że reżyser ma prawo do interpretacji dzieła. Warunek, że ma coś wartościowego do zaoferowania. W tym wypadku nie byli to już Krakowiacy i Górale a indywidualne odrębne "dzieło". To tak jakby na obrazie Brandta lub Malczewskiego domalować markerem lub sprayem wąsy i okulary albo ..... coś jeszcze..... i twierdzić, że to wartość, kreatywność i twórcza inwencja. Ale jak ktoś chce, niech idzie. Ludzie oddają bilety, są miejsca ..... miernota dotarła do kolejnej instytucji kultury.
16
0