Czy jestem naiwna?
Ciągle wierzę, że spotkam kogoś, z kim zbuduję partnerski związek oparty na szczerości. Mam za sobą kilka nieudanych prób, w każdym układzie były jakieś kłamstwa, z czasem wszystko rozpadało się jak domek z kart.
Obserwuję otoczenie. W parach, o których wiem więcej - zdrada i kłamstwa. Na palcach jednej ręki liczę zgodne małżeństwa...
Niby wszyscy chcą tego samego, chcą dobrze. Ale jakoś niewielu się udaje.
Coraz trudniej mi zwalczać smutną myśl o spędzeniu reszty życia w samotności. Czasem się zastanawiam, czy nie powinnam była pójść sama ze sobą na kompromis i tkwić w związku, w którym nie byłam do końca szczęśliwa. Bo może takiego szczęścia "do końca" w ogóle nie ma?
Obserwuję otoczenie. W parach, o których wiem więcej - zdrada i kłamstwa. Na palcach jednej ręki liczę zgodne małżeństwa...
Niby wszyscy chcą tego samego, chcą dobrze. Ale jakoś niewielu się udaje.
Coraz trudniej mi zwalczać smutną myśl o spędzeniu reszty życia w samotności. Czasem się zastanawiam, czy nie powinnam była pójść sama ze sobą na kompromis i tkwić w związku, w którym nie byłam do końca szczęśliwa. Bo może takiego szczęścia "do końca" w ogóle nie ma?