Do tej pory nie miałem żadnych zastrzeżeń do kierowców z zza wschodniej granicy pracujących na aplikacji Ubera. Słyszałem, że oszukują, przyjeżdżają w miejsca niedostępne, anulują kursy pobierając opłatę itp., itd. Ale uważałem, że - „między bajki włożyc”
Aż do dzisiaj.
Na przyjeciu ze znajomymi mojego Taty - rocznik 1939- „Klienci Taksówkowi” "jąłem” wychwalac zalety używania aplikacji UBER - to że taniej, prosto, na czas itp, itd. No i po biesiadzie „wylegliśmy” w ilości 30 osób, - „aby obaczyc” co też Jarosław wymyślił. Zamówiłem kurs z „bananem” na twarzy. Okazało się, że rydwan przybędzie za 4 minuty. I za 4 minuty otrzymałem komunikat „jestem na miejscu”. Z tym samym „bananem” na twarzy obiegłem okolice i niestety. Ale co tam – ludzie patrzą – trzymam fason. Napisałem wiadomośc - gdzie dokładnie jestem, chociaż ciężko nie zauważyc 30 osób na wąskiej ulicy. Zero odpowiedzi. Co tam - dzwonię - 14 razy !!!!!!!! Kierowca nie odbiera. O !!!!! Cudownie !!!! Po 20 minutach wstydu kierowca anulował.
No więc właścicielu aplikacji UBER dzięki Panu Dmytro, jeżdżącemu Renault Megan, który miał wykonac kurs /Filtowa 66- Ogrodowa 43 warszawa/ 03.05 o godzinie 17:48 straciłeś 31 Klientów.
Blokujcie chociaż takich kierowców którzy nie odbierają telefonu od pasażera.

Zjedz snikersa

Mi taka sytuacja się nie zdarzyła, a kilka razy już korzystałem. Za to raz jechałem z gościem który przez całą drogę nawijał przez telefon, drugą ręką zmieniał biegi i jechał jak po prochach. Nikt takich kierowców nie weryfikuje, więc wszystko jest możliwe ;)
Z drugiej strony - raz jechałem taxi trasa Sopot-Gdansk i zostałem przewieziony najdłuższa z możliwych tras.