Świetny film o cierpieniu, które czy aby na pewno mam sens?
To bardzo dobry film. niełatwy, ciężki. Momentami wręcz dręczący, przez to co oglądamy na ekranie. Jest to film do którego można wrócić za jakiś czas, za rok, może dłużej, na pewno nie od razu. Akcja dzieje się w Irlandii, równo sto lat temu. Gdy trwała tam wojna domowa. Wojna stanowi w nim tylko odległe tło... dla wojny między dotychczas bliskimi sobie ludźmi. W filmie mamy dwóch przyjaciół, z których nagle jeden postanawia zupełnie zerwać z drugim. Bez słowa wyjaśnienia. Co oczywiście powoduje cierpienie, bo ta przyjaźń była dla drugiego - porzuconego bohatera - wszystkim, osią jego życia. Do czego to doprowadzi? Warto obejrzeć. Może do czegoś dobrego i obaj bohaterowie będą szczęśliwi..., ale może wręcz odwrotnie. I tę relację między nimi można równie dobrze zamienić na relację w związku, gdzie nagle jedna osoba porzuca drugą. Tu jest ten sam ból, ta sama walka, ta sama nadzieja. Ale jeśli ktoś przechodził przez coś takiego osobiście, to raczej wie, jak tego typu wysiłki się kończą, prawda? Może lepiej odpuścić, zamiast szamotać się w walce, która być może jest bezcelowa? I zamiast pomóc, spowoduje wręcz odwrotne skutki? Najgorsze wojny - to wojny domowe - nigdy i nigdzie nie zginęło tylu Amerykanów, co w wojnie domowej w XIX wieku. Czy najgorsza wojna między ludźmi, to aby nie ta - toczona między tymi, którzy byli sobie niegdyś najbliżsi? Nagłe porzucenie (słynny termin ghosting) drugiego człowieka to wyjątkowo podłe zachowanie. Ale ludzie się zmieniają. Zwykle na gorsze. Przypomniał mi się cytat z Małego Księcia: "Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś". Jeśli ktoś tego nie rozumie, to zamiast serca ma kamień. A tacy ludzie nie są warci złamanego grosza. Po angielsku tytuł to The Banshees of Inisherin (to też tytuł piosenki, którą Colm komponuje przez cały czas) pochodzi z irlandzkiego folkloru i oznacza duchy kobiet, które krzyczą, zawodzą i opłakują, ostrzegając w ten sposób, że członek rodziny wkrótce umrze...
28
1