Re: Dzień bez samochodu :-)
Scarface, trochę mieszasz pojęcia.
Dzięki temu eurokołchozowi w centrach miast można sobie spokojnie pospacerować, jest miejsce na ładną architekturę, a gdy się już musi gdzieś dojechać do centrum autem, to przynajmniej jest gdzie wtedy zaparkować. Idealnym przykładem jest Gdynia - przed wprowadzeniem strefy, przyjeżdżając do centrum w środku dnia do urzędu/firmy/szpitala/sklepu, trzeba było stracić kwadrans i więcej na szukanie miejsca, aby często na koniec i tak wcisnąć się gdzieś na nielegalu na trawniku. Teraz - przyjeżdżasz, parkujesz pod instytucją, pod którą chcesz, wrrzucasz 50gr i szybko załatwiasz sprawę. To jest główna idea płatnego parkowania w centrum, przychody do budżetu (w Gdyni mogą być przez dłuższy czas wątpliwe) to sprawa drugorzędna.
Jak najbardziej się z Tobą zgadzam, że w normalnych warunkach (tzn. nie zakorkowanym mieście - np. Gdynia od jakichś 2 lat zdecydowanie nie jest zakorkowana, poza grożącym komunikacyjną katastrofą Chwarznem & okolicami), auto jest zdecydowanie bardziej komfortowe. Jest tylko taki jeden mały problem - ten komfort jest teraz dostępny niemal dla każdego... Centra miast i tak są już zupełnie zawalone autami, czy chcielibyśmy sobie z tym problemem radzić wybetonowaniem resztek trawników i skwerów i poszerzeniem wszystkich ulic do 2x3 pasów? Przecież mieszkamy w środku Europy,kolebki kultury, nie gdzieś w Trzecim Świecie. Tu centra miast oddaje się z powrotem ludziom, ograniczając ruch aut i tworząc deptaki - nawet małe, zapyziałe miasteczka dzięki temu odzyskują blask i poprawia się jakość życia mieszkańców, po prostu w takich miastach żyje się przyjemniej. Efekt betonowania i asfaltowania centum i tak byłby mierny, czego przykładem jest mocno "azjatycka" Warszawa, posztkowana szerokimi arteriami i zawalona autami, a jednocześnie całkowicie nieprzejezdna. Jedynym wyjściem jest kształowanie zrównoważonej polityki transportowej - aby jak najwięcej ludzi przekonało się, że można obejść się bez auta. Przecież nie wszyscy mają kilkoro dzieci do rozwiezienia do szkoły (swoją drogą nieźle się porobiło, czy teraz 10-letnie dziecko naprawdę samo nie potrafi już do szkoły dotrzeć?), a nawet, jak pokazuje przykład Bynia, i z tym można sobie poradzić. Nie wszyscy się obficie pocą, poza tym potężny odsetek osób w pracy przesiąknie potem czy innnym zapachem w nieporównanie większym stopniu, niż przy dojeździe rowerem (dojeżdżając zatłoczoną SKM też można nieźle zapachami przesiąknąć).
W mniejszych miastach czy też północnej części Trójmiasta jeszcze długo mody na jazdę rowerem do pracy nie będzie (choć w sumie nie byłbym taki pewien, raporty SDR z Kościerzyny pokazują, że drogą krajową 20 w centrum miasta przejeżdża dziennie średnio ponad kilkuset rowerzystów!), ale w samym Gdańsku rower ma wielką szansę stać się równoprawnym środkiem komunikacji, tak jak to się staje w Warszawie, gdzie naprawdę sporo nawet "białych kołnierzyków" do pracy dociera rowerem. Oczywiście nie dla każdego (czasem z powodu faktycznych ograniczeń, częściej z przyczyn mentalnych - w końcu w PL rower to raczej plebejski środek komunikacji).
Na koniec, warto zauważyć, że akurat ludziom dojeżdżającym do pracy samochodem powinno zależeć na rozwoju komunikacji rowerowej - w końcu to oznacza mniejsze korki i więcej miejsc parkingowych dla nich samych...
pozdr
0
0