Fame - Warto !!!
No i stało się. Po moim długim czasie nieobecności w Teatrze Muzycznym w Gdyni spowodowanej brakiem chęci ogladania gniotów postanowiłem zaryzykować. Zaryzykowałem tym bardziej gdyż poddałem się presji mojej małżonki zachwyconej reklamą radiową w radiu Gdańsk.. Z każdą chwilą przybliżającą spektakl napięcie w moich wnętrznościach rosło. Rosło wraz z ilością czytanych recenzji. Zresztą niezbyt pochlebnych wyłączając Wirtualną Polskę ale to już inna sprawa. Być może jednemu ze sponsorów jakim Była WP wypadało po prostu się wyłamać. Sala zapełniła się do ostatniego miejsca (czyt. miłe zaskoczenie) , światła zgasły , podniosła się kurtyna i...... No właśnie nie bardzo wiem jak opisać zdarzenie. Zostałem naocznym świadkiem eksplozji muzyki, tańca i śpiewu. Młody i energiczny zespół pokazał klasę której mogą pozazdrościć inne tego typu placówki. Reżyseria i choreografia Jarosława Stańka w przypadku Fame to majstersztyk w każdym calu. Tym bardziej, że fabuła samego przedstawienia jest dziecinnie prosta i daleko jej a nawet bardzo daleko do takich przedstawień jak Les Miserables czy Skrzypka na dachu. Po nudnym jak flaki z olejem Opętańcu czy Draculi udało się reżyserowi i choreografowi w jednej osobie zbudować energiczny, pełen tańca, muzyki spektakl poruszający publiczność od pierwszej minuty do ostatniego taktu. Spektakl który na przemian bawi i wzrusza. Świadczą o tym żywiołowe reakcje widzów po każdym wykonanym songu. Całej produkcji niesamowitego smaczku dodają popisy breakdance. Widowni która z tym rodzajem sztuki nie miała do czynienia nie tylko może ale na pewno będzie się podobać. Scenografia wystarczająca chociaż niektórzy twierdzą że zbyt skromna. Ale czy do teatru w którym króluje muzyka idzie się oglądać stertę kartonu, aluminium i dykty? Chyba nie do końca. Fame to nie tylko reżyser. Fame to zespół młodych aktorów. Obsada dobrana profesjonalnie tak jak powinno być .Praktycznie nie można znaleźć momentu gdzie można by się przyczepić. Aktorstwo oraz przygotowanie wokalne świetne i w pełni profesjonalne. Nagrodzone przez publiczność owacjami na stojąco (wraz z małżonką wstaliśmy pierwsi a rzadko nam się to zdarza).Gratulacje dla Pani Reni Gosławskiej (jest Pani boska, na samo wspomnienie W L.A. czy finału dostaję dreszczy w pozytywnym tego słowa znaczeniu), Doroty Białkowskiej (nie idzie rozróżnić czy jest Pani Sereną czy gra Pani Serenę), Karoliny Merdy (sprezentuję Pani batonika). Panowie niczym nie ustępują genialnym paniom. Marek Kaliszuk (szkoda że nie mógł Pan zostać Romeem dla Sereny, ale za to przy końcu ZAGRALIŚCIE SCENĘ), Tomasz Bacajewski (jako Jose Vegas jest Pan nie do pobicia, kondolencje w związku ze zgonem ciotki), Robert Kampa (nieszczęśliwie zakochany, wyczulony na koszerność – super!!!) Szczególne wyrazy uznania dla nie pasującego do całości (tak twierdzą krytycy) Cezarego Krukowskiego. Wykazuje Pan wyśmienity talent. Pańskie breakdancowe popisy sceniczne mogą niejednego przyprawić o zawrót głowy. Kilka słów o orkiestrze. Aranżacje wykonane pod dyrekcją Pana Dariusza Różankiewicza były niesamowite. Porywająca muzyka mistrzowsko dopracowana. Wspaniała sekcja dęta . Nie wypowiem się o sekcji rytmicznej – do dziś nie mogę otrząsnąć się z zachwytu. W ogóle zespół Pana Różankiewicza jest świetny pod każdym względem . Nic dodać nic ująć. Jedyną rzeczą jaka mnie męczy (chodzi o zespół muzyczny teatru) jest jego miejsce w kwalifikacji orkiestr teatralnych. Przeczytałem ostatnio w jednej recenzji , iż Teatr Roma ma taką w miarę dobrze grającą orkiestryjkę. Jeżeli to jest prawdą to Panie i Panowie z gdyńskiego zespołu muszę stwierdzić że wasz poziom nie odbiega od wyżej wymienionej orkiestryjki. Jesteście tak samo wspaniali chyba , że jestem głuchy i się nie znam. Tak czy inaczej Fame w gdyńskim teatrze to rewelacja sezonu. Nie mierzmy spektaklu za pomocą wyssanych z palca recenzji niby znawców (przynajmniej w większości). Recenzji , które w większości są krzywdzące dla artystów, którzy włożyli w to przedsięwzięcie wiele energii , samozaparcia i siły. Oglądając Fame nasunęło mi się jedno pytanie. Boję się , że odpowiedź będzie przecząca więc odpowiem na nie sobie sam. Czy Fame w Teatrze Muzyczny w Gdyni to początek powrotu do dawnej świetności tejże placówki? Świetności gdzie wystawianie takich spektakli jak Les Miserables, Skrzypek na dachu, Jesus Christ Superstar, West Side Story było standardem? Mam nadzieję, że tak. Ale na to pytanie musi sobie odpowiedzieć również dyrekcja teatru..Oby ta odpowiedź była taka sama jak moja. Na koniec kilka słów krytycznych . Nie wypadałoby gdybym nie dolał do tej wielkiej beczki miodu przynajmniej łyżki dziegciu. Szanowny Panie Dyrektorze Teatru Muzycznego w Gdyni. Każdy widz, który udaje się do pańskiego teatru na spektakl (np. cudowną Sławę) musi w pierwszym rzędzie (a jest to niezbędne) stanąć twarzą w twarz z teatralnym budynkiem i jego otoczeniem. I cóż taki widz zobaczy. Otóż zobaczy klomby na kwiaty bez kwiatów z walącą się ziemią, zobaczy (mam nadzieję) zepsute od strony kasyna schody które grożą kalectwem lub utratą życia (pewnie po co to robić skoro teatr jest ubezpieczony) zobaczy odrywające się plastry farby i tynku (może by tak ktoś z obsługi widza przy chodniku wydawał kaski?) . Rozumiem że na elewację pieniędzy nie ma tym bardziej że budynek ma zostać przebudowany, ale schody chyba można naprawić a bratki posadzić. Niech Pana teatr będzie nie tylko wizytówką kulturalnej prowincji jaką jest Gdynia ale perłą w kulturze muzycznej naszego kraju. A oto wszystkim nam chyba chodzi. Prawda? I tego Panu z całego serca życzę.
2
0