Urodzilem się, wychowałem i kończylem studia w Gdańsku. Nic więc dziwnego, że jestem mocno związany z rodzinnym miastem. Kiedy do niego przyjeżdżam jestem załamany tym co widzę: zniszczone, od lat nieremontowane budynki, dziurawe ulice, wszechobecny brud, psie kupy, powszechnie panujący architektoniczny chaos, szarzyzna, liczni biedacy i żebrzący na ulicach....Wszystko przypomina krajobraz po bitwie. Latem, kiedy tę nędzę i i upadek okrasi slońce i zieleń, miasto wydaje się jakby weselsze, ale poza sezonem jest miejscem wołającym o litość, wsparcie i jakiego gospodarza! Gdańsk z fotografii przedwojennych jawił się perełką nadbałtyckich miast, dziś jest popadającym w ruinę, opuszczonym przez Boga prowincjonalnym zadupiem...