I ja się zawiodłam
Czuć w filmie atmosferę zmierzchu - oczywiście pruskiej arystokracji, która to przekłada się na cały film. Wprawdzie Gajos, Woronowicz i jego filmowa "żona" grają świetnie, ale dialogi pozostałych aktorów są nie zwykle skromne, oszczędne. Dużo w nich milczenia, zwłaszcza wypadku Adama Fabiańskiego, którego granie mnie nie porwało. Ma on co prawda charakterystyczny wyraz twarzy, ale już mimika jest na niej nijaka, w ogóle nie pokazał "chemii" względem swojej partnerki. W ogóle mówi niewiele.
Nie wiem, kto radził reżyserowi i scenarzyście w sprawach etnografii Kaszub, mam nadzieję, że nie pan od języka kaszubskiego, który do doradzania jedynie w kwestii językowej powinien się ograniczyć. Krew bowiem odpłynęła mi z twarzy, kiedy usłyszałam jak Kaszubi śpiewają piosenkę "Kaszëbë wołają na", którą napisał ks. Antoni Pepliński już po II wojnie światowej, i inne - również młodsze. Naprawdę jest komu doradzić w kwestii utworów kaszubskich i lat ich powstania.
Podobnie rzecz ma się w kwestii strojów kaszubskich. W pewnym momencie w filmie pojawiła się kapela kaszubska - panowie w niebieskich (chabrowych?) kubrakach. Dramat! Toż to stroje świetlicowe opracowane przez Cepelię i działaczy kaszubskich również po II wojnie światowej... Oowszem, jakieś ich elementy były przed wojną, ale na pewno nie były one tak pstrokate jak obecnie. Wcześniej były normalne kamizelki, białe koszule itp.
Wieś tez jakaś niekaszubska... na Kaszubach w tamtym czasie domów murowanych wcale nie było tak dużo. Były też drewniane chałupy i szachulcowe - w kratę, których w filmie nie uwidzisz.
Brawo za to za wymowę kaszubską! Szkoda tylko, ze niektóre dialogi kaszubskie, np. w karczmie, były tak płytkie...
13
3