Koty
Drodzy Mieszkańcy Mechelinek
Jestem jedną z odwiedzających Was turystek. W tym roku gościłam w Waszej pięknej miejscowości piąty raz. Tu odnalazłam spokój, którego ostatnio tak mi brakowało. Za każdym razem, gdy przyjeżdżałam zachwycona byłam pokazującymi się od czasu do czasu kotami o pięknie lśniącej czarnej lub czarno-rudej sierści. W tym roku mieszkałam tuż przy tarasie widokowym, gdzie koty dostawały jeść i miały swoje budki. Poznałam panią Monikę i inne osoby, które je dokarmiały. To od nich dowiedziałam się, że nie chcecie ich. Cały czas byłam przekonana, że uczyniliście z ich obecności atut dla swojej miejscowości ( turyści są ich widokiem zwykle zachwyceni, a w najgorszym przypadku obojętni) Z przykrością dowiedziałam się, że zamierzacie usunąć ze swej miejscowości Mechlińskie koty.
Mam dwie kotki- członkinie naszej rodziny. Sześć lat temu, ze względu na chorobę nerek, musiałam jeździć na hemodializy. Aby dializa mogła być przeprowadzana, założono mi na przedramieniu przetokę. Nigdy nie zapomnę, gdy po operacji moja kotka kładła się koło mojej ręki, tak jak miała w zwyczaju, ale tym razem tak, by nie urazić bolącego miejsca. Gdy wracałam ledwo żywa z dializ, chodziła za mną krok w krok, gdy nie mogłam spać i zwykle szłam do kuchni, by nikomu nie przeszkadzać, szła za mną, wskakiwała na stół, kładła się i patrzyła w oczy albo spała przytulona do mojego rękawa szlafroka. Kocham ją na równi z członkami mojej rodziny. Może dla niektórych to śmieszne, ale gdy wybieram się na tzw. wczasy, ciężko mi je zostawić. Chodzę zdenerwowana kilka dni przed. Gdyby coś jej się stało, a mnie nie byłoby w domu, rzuciłabym wszystko, by być przy niej.
W tym roku w Mechelinkach przychodziły do naszego domu dwa kotki- Uszko ( nie ma kawałeczka uszka) i Łatek piękny czarno- rudy kocurek z białą łatką pod pyszczkiem. Zawsze przychodziły razem i wyraźnie było widać, że troszczą się o siebie.
Czytałam trochę na temat historii Kaszub i Kaszubów i wiem, że bardzo dużo wycierpieliście. Podziwiam Waszą determinację. Mimo wrogiego nastawienia powojennych władz i ludzi, trwaliście, dbaliście o swoją kulturę i język także polski. Jesteście silną zwartą grupą. Bardzo Was podziwiam. To chyba budujące uczucie przynależeć do siebie. Ja urodziłam się i mieszkałam na pomorzu zachodnim, potem w woj. opolskim, a po wyjściu za mąż na Zagłębiu w Sosnowcu. Każdy człowiek ma potrzebę przynależności, korzeni, ja również, ale czy ją mam? I tego Wam zazdroszczę- poczucia przynależności.
Naprawdę tacy ludzie jak Wy, silni, zwarci, mądrzy chcą pozbyć się kilku żyć? Te zwierzęta, mieszkały u Was przez tyle lat. Są piękne i wolne. Tworzą z Mechelinkami całość. Gdy to piszę, nie ma we mnie złości tylko ogromny, niewyobrażalny smutek i ból. Tak dobrze byłoby wierzyć, że w kraju, w którym politycy skaczą sobie do oczu, wiara w Boga jest coraz mniejsza, a ludziom pieniądze stępiły rozsądek, są jeszcze ludzie dobrzy, tacy, dla których ważna jest miłość do siebie i wszystkich stworzeń.
Gdy zmarł nasz ukochany Papież Jan Paweł II wszyscy Polacy płakali. Chcieliśmy być dla niego lepszymi ludźmi, takimi z których byłby dumny. Do dziś darzymy go ogromną miłością. , modlimy się. A przecież to on powiedział, że zwierzęta są naszymi braćmi mniejszymi, o które należy się troszczyć. Czy to teraz nic nieznaczące słowa? Drodzy mieszkańcy, troszczycie się o nie? Od Was oczekuje się tylko, byście zaakceptowali obecność istot, które nie mają nic i nikogo. To zbyt dużo dla chrześcijan, ludzi? Nie można się godzić na zło i patrzeć na cierpienie innych, nie ważne czy ludzi, czy zwierząt.
Powinnam zakończyć ten list z nadzieją, że losy tych pięknych i dumnych istot, jakimi są koty, tak jak dumnymi zawsze byliście Wy Kaszubi, nie są Wam obojętne i pozwolicie im u siebie zostać. Powinnam ją mieć? Czy mogę w dzisiejszych czasach, gdy zapomina się o Bogu i profanuje wizerunek naszej ukochanej Matki Boskiej mieć jeszcze nadzieję i wierzyć w dobro człowieka?
Z wyrazami szacunku- Anna Dybała
Jestem jedną z odwiedzających Was turystek. W tym roku gościłam w Waszej pięknej miejscowości piąty raz. Tu odnalazłam spokój, którego ostatnio tak mi brakowało. Za każdym razem, gdy przyjeżdżałam zachwycona byłam pokazującymi się od czasu do czasu kotami o pięknie lśniącej czarnej lub czarno-rudej sierści. W tym roku mieszkałam tuż przy tarasie widokowym, gdzie koty dostawały jeść i miały swoje budki. Poznałam panią Monikę i inne osoby, które je dokarmiały. To od nich dowiedziałam się, że nie chcecie ich. Cały czas byłam przekonana, że uczyniliście z ich obecności atut dla swojej miejscowości ( turyści są ich widokiem zwykle zachwyceni, a w najgorszym przypadku obojętni) Z przykrością dowiedziałam się, że zamierzacie usunąć ze swej miejscowości Mechlińskie koty.
Mam dwie kotki- członkinie naszej rodziny. Sześć lat temu, ze względu na chorobę nerek, musiałam jeździć na hemodializy. Aby dializa mogła być przeprowadzana, założono mi na przedramieniu przetokę. Nigdy nie zapomnę, gdy po operacji moja kotka kładła się koło mojej ręki, tak jak miała w zwyczaju, ale tym razem tak, by nie urazić bolącego miejsca. Gdy wracałam ledwo żywa z dializ, chodziła za mną krok w krok, gdy nie mogłam spać i zwykle szłam do kuchni, by nikomu nie przeszkadzać, szła za mną, wskakiwała na stół, kładła się i patrzyła w oczy albo spała przytulona do mojego rękawa szlafroka. Kocham ją na równi z członkami mojej rodziny. Może dla niektórych to śmieszne, ale gdy wybieram się na tzw. wczasy, ciężko mi je zostawić. Chodzę zdenerwowana kilka dni przed. Gdyby coś jej się stało, a mnie nie byłoby w domu, rzuciłabym wszystko, by być przy niej.
W tym roku w Mechelinkach przychodziły do naszego domu dwa kotki- Uszko ( nie ma kawałeczka uszka) i Łatek piękny czarno- rudy kocurek z białą łatką pod pyszczkiem. Zawsze przychodziły razem i wyraźnie było widać, że troszczą się o siebie.
Czytałam trochę na temat historii Kaszub i Kaszubów i wiem, że bardzo dużo wycierpieliście. Podziwiam Waszą determinację. Mimo wrogiego nastawienia powojennych władz i ludzi, trwaliście, dbaliście o swoją kulturę i język także polski. Jesteście silną zwartą grupą. Bardzo Was podziwiam. To chyba budujące uczucie przynależeć do siebie. Ja urodziłam się i mieszkałam na pomorzu zachodnim, potem w woj. opolskim, a po wyjściu za mąż na Zagłębiu w Sosnowcu. Każdy człowiek ma potrzebę przynależności, korzeni, ja również, ale czy ją mam? I tego Wam zazdroszczę- poczucia przynależności.
Naprawdę tacy ludzie jak Wy, silni, zwarci, mądrzy chcą pozbyć się kilku żyć? Te zwierzęta, mieszkały u Was przez tyle lat. Są piękne i wolne. Tworzą z Mechelinkami całość. Gdy to piszę, nie ma we mnie złości tylko ogromny, niewyobrażalny smutek i ból. Tak dobrze byłoby wierzyć, że w kraju, w którym politycy skaczą sobie do oczu, wiara w Boga jest coraz mniejsza, a ludziom pieniądze stępiły rozsądek, są jeszcze ludzie dobrzy, tacy, dla których ważna jest miłość do siebie i wszystkich stworzeń.
Gdy zmarł nasz ukochany Papież Jan Paweł II wszyscy Polacy płakali. Chcieliśmy być dla niego lepszymi ludźmi, takimi z których byłby dumny. Do dziś darzymy go ogromną miłością. , modlimy się. A przecież to on powiedział, że zwierzęta są naszymi braćmi mniejszymi, o które należy się troszczyć. Czy to teraz nic nieznaczące słowa? Drodzy mieszkańcy, troszczycie się o nie? Od Was oczekuje się tylko, byście zaakceptowali obecność istot, które nie mają nic i nikogo. To zbyt dużo dla chrześcijan, ludzi? Nie można się godzić na zło i patrzeć na cierpienie innych, nie ważne czy ludzi, czy zwierząt.
Powinnam zakończyć ten list z nadzieją, że losy tych pięknych i dumnych istot, jakimi są koty, tak jak dumnymi zawsze byliście Wy Kaszubi, nie są Wam obojętne i pozwolicie im u siebie zostać. Powinnam ją mieć? Czy mogę w dzisiejszych czasach, gdy zapomina się o Bogu i profanuje wizerunek naszej ukochanej Matki Boskiej mieć jeszcze nadzieję i wierzyć w dobro człowieka?
Z wyrazami szacunku- Anna Dybała