Jeden z najsłabszych spektakli jakie w życiu widziałem.
Nie mam nic do zarzucenia aktorom, bo ci starali się zrobić cokolwiek z tej "sztuki". Niestety marne ich szanse przy tak marnym materiale.
Głównymi wadami tej sztuki są brak konkretnego wątku przewodniego, słabe dialogi oraz bezsensowne epatowanie nagością chyba tylko po to by przykryć miałkość przedstawienia. Niestety ale sztuka zamiast skupić się na konkretnym problemie i go zgłębić, przedstawić w sposób wiarygodny lub z pewną finezję skacze z tematu na temat (kryzys w życiu mężczyzny, niedopasowane związki, niemożność zadowolenia najbliższych, nieumiejętność ułożenia sobie życia itd.) w rezultacie przedstawiając je w sposób płytki i groteskowo przerysowany. Po prostu sztuczny. Gdyby to chociaż była groteska zamierzona i z klasą, ale nie była. W rezultacie mamy do czynienia z problemami, z którymi normalny człowiek utożsamić się nie może. Ot poziom miałkiej telenoweli.
Drugim problemem jest nagość i wulgarność wykorzystywana bez ładu i składu. I by nie było, że jestem teraz na siłę jakimś purystą, bo wiem, że na nagość w teatrze miejsce jest. Dobrym jej wykorzystaniem może się poszczycić choćby "Kto się boi Wirgini Wolf". Tutaj jednak sensu w niej specjalnego nie dostrzegłem poza próbą przerysowania problemów, które ukazywać miała sztuka a, których dobrze zaprezentować nie potrafiła.
Ostatnim problemem były dla mnie słabe dialogi. Nie były one przede wszystkim spójne. Reżyser nie mógł się zdecydować czy mają być bardziej abstrakcyjne czy przyziemne. Nie mamy nawet typowego przejście od przyziemności do abstrakcji, a zamiast tego skakanie bez sensu. Przekleństwa dobrze użyte akcentują wypowiedź aktora, tutaj zakrywały luki w dialogach.
Podsumowując, było to najsłabsze przedstawienie jakie widziałem w TW od ładnych 10 lat. Bo widziałem przedstawienia miałkie, nijakie, bez polotu. Ale zawsze miały w sobie jakiś pozytyw. Tutaj ciężko jakiś znaleźć. Aktorzy naprawdę próbowali, widać to było. Ale z pustego to i Salomon nie naleje.
4
1