Na obiad w Moon razem z żoną zaprosiliśmy rodziców i siostrę. Gdy pojawiliśmy się w restauracji, dowiedzieliśmy się, że mimo rezerwacji, wszystkie stoliki są zajęte i najlepiej byśmy wrócili za 30 minut (!). Wybraliśmy się na przymusowy spacer, umilony przez zimny wiatr hulający Śląską. Na szczęście "już" po 10 minutach stolik się jednak znalazł. Był wprawdzie za mały na 5 osób, ale jakoś się zmieściliśmy. Złożyliśmy zamówienie (5 zup + kurczak + wołowina + pstrąg + zielona herbata). Po kilkudziesięciu minutach na stół wjechały zupy, a trochę później - niektóre z zamówionych dań. Ostatnie pojawiło się na stole po ponad godzinie. Jeśli chodzi o herbatę, to dostaliśmy tylko 2 z 3 zamówionych na początku dzbanków. Po rozlaniu herbaty pozostałym osobom, zostały mi tylko fusy. Trzeci dzbanek, mimo pięciu próśb o jego podanie, trafił na stół dopiero po niemal 90 minutach od chwili jego zamówienia. Na szczęście jedzenie było pyszne, więc w jakiejś części zrekompensowało kiepską obsługę, jednak generalnie wizytę w Moon polecam tylko w porach, gdy nie ma wielu gości i tylko w niewielkich grupach (1-3 osoby). Z większą liczbą klientów obsługa sobie wyraźnie nie radzi.