Nieuczciwi właściciele mieszkania przy ul.Żwirowej w Rumii
Witam,
opisuję całą historię gdyż już ktoś mieszka i wynajmuje od tamtych państwa mieszkanie, więc ku przestrodze!
Nie pochodzę z partnerem z pomorza i mieszkanie do wynajęcia znaleźliśmy za pomocą sławennego metrohouse jak sie później okazało no niezbyt ciekawej dzielnicy Rumi. Ja w zaawansowanej ciąży z 7 letnią córką i partnerem. Umowa została sporządzona kiedy na pomorzu był tylko mój partner i to on był najemcą na umowie. Zaliczkę na poczet mieszkania wysłałam przelewem na konto pani ... właścicielki mieszkania w tytule wpisując że jest to taka właśnie zaliczka i na mieszkanie które znajduje się pod tymże adresem. Po 2 tygodniach przyjechałam wraz z córką na miejsce, załatwilam szkołę i wszystkie sprawy urzędowe. Mieszkanie było zadbane i schludne. Bardzo dobry rozstaw pokoi. Jedyne co dla mnie było nie do przeskoczenia to prysznic z luksferami bez możliwości montażu zasłonki. Dla naszej córki dramat! Oczywiście kiedy pytałam w metrohouse to pani mnie zapewniała iż 1. jest zasłonka, 2. można napuścić wodę do brodzika bo jest on głęboki!!! Przyjechałam, zobaczyłam...nie dość że nie można było na puścić wody bo ciężko kiedy jest tylko kratka ściekowa to jeszcze nie ma brodzika tylko zabudowanie z kafli!! Po paru miesiącach regularnych opłat oraz poświadczenia na piśmie jakie córka tych państwa pod moją prośbą podpisywała po przyjęciu gotówki okazało się że dzielnica nie była zbyt ciekawa. Pod blokiem były schody gdzie jak tylko robiło sie ciepło przesiadywała młodzież z alkoholem dając upust swojemu słownictwu i aroganckiemu poalkoholowemu zachowaniu. Kielka razy prosiliśmy też o interwencję np. z piecykiem kiedy przestał grzać, bo albo parzył albo zimna woda leciała. Tutaj reakcja tych państwa niemalże natychmiastowa, podali nr tel do firmy która naprawiła piecyk. Zgłaszaliśmy także wystające kontakty ze ściany w pokoju dziecięcym i tu niestety zero reakcji...!!!Niestety pech dopadł i nas i partner stracił pracę na pomorzu. Podjeliśmy decyzję że wyjedzie na jakiś czas za chlebem za granicę. Trafiła sie okazja, a do mojego rozwiązania pozostawały 2 miesiące. Doszliśmy oboje do wniosku, że skoro mam zostać sama z córką to na pewno nie na tym osiedlu (szmelta). Zaczęliśmy szukać mieszkania do wynajęcia. Znaleźliśmy. Było na spokojnym osiedlu niewielkich bloczków z placem zabaw ogrodzonym i zamykanym dla ludzi z zewnątrz. Podjeliśmy decyzję o przeprowadzce, być może błędem był fakt iż nie wypowiedzieliśmy umowy najmu tym państwu. Kiedy przyszło do przeprowadzki zadzwoniliśmy do tych państwa prosząc o spotkanie. Zanim przyjechali posprzataliśmy mieszkanie by zostawić je tak jak było a nawet czyściej przy zdaniu kluczy. Spotkanie odbyło się w milej atmosferze, my przyjechalismy z córką oni razem, rozmowa była spokojna i na spotkaniu uzgodniliśmy iż uregulujemy jeszcze opłaty licznikowe i jestesmy kwita. Opłaty wyszły ok 340zł, niestety my nie mielismy przy sobie takiej kwoty więc uzgodniliśmy że puścimy przelewem do końca miesiąca i to też spisaliśmy na kartce pod czym partner sie podpisał. My niestety nie mieliśmy żadnego kawałka papieru gdyz wysprzątałam gruntownie mieszkanie i nie bylo nawet serwetki! I tu był nasz błąd! Jak widac wszystko trzeba miec na piśmie bo ci państwo dzisiaj na nowym mieszkaniu zaczeli mi krzyczeć do domofonu że przyszli po pieniądze i że że cytuję"guano warte jest to co Pan R... nam podpisał" Zrobiłam wielkie oczy, ale nie zamierzałam tego słuchać więc zawiesiłam słuchawkę i tyle. Słychałam jeszcze że nie podarują nam tego i że to się tak nie skończy! Wcześniej dostałam smsa od tych Państwa, że skoro nie maja wypowiedzenia na piśmie to nalezności rosną i że mamy im zapłacić za kolejny miesiąc plus czynsz!!!!! Czy to są podstawy do tego by zgłosić sprawę na policję?? Bo to chore dla mnie!! Mało tego mamy świadków że zgodzili sie na rozwiązanie z nami umowy tyle że ustnie! Czuje się nękana, a nie powinnam chyba prawda?
opisuję całą historię gdyż już ktoś mieszka i wynajmuje od tamtych państwa mieszkanie, więc ku przestrodze!
Nie pochodzę z partnerem z pomorza i mieszkanie do wynajęcia znaleźliśmy za pomocą sławennego metrohouse jak sie później okazało no niezbyt ciekawej dzielnicy Rumi. Ja w zaawansowanej ciąży z 7 letnią córką i partnerem. Umowa została sporządzona kiedy na pomorzu był tylko mój partner i to on był najemcą na umowie. Zaliczkę na poczet mieszkania wysłałam przelewem na konto pani ... właścicielki mieszkania w tytule wpisując że jest to taka właśnie zaliczka i na mieszkanie które znajduje się pod tymże adresem. Po 2 tygodniach przyjechałam wraz z córką na miejsce, załatwilam szkołę i wszystkie sprawy urzędowe. Mieszkanie było zadbane i schludne. Bardzo dobry rozstaw pokoi. Jedyne co dla mnie było nie do przeskoczenia to prysznic z luksferami bez możliwości montażu zasłonki. Dla naszej córki dramat! Oczywiście kiedy pytałam w metrohouse to pani mnie zapewniała iż 1. jest zasłonka, 2. można napuścić wodę do brodzika bo jest on głęboki!!! Przyjechałam, zobaczyłam...nie dość że nie można było na puścić wody bo ciężko kiedy jest tylko kratka ściekowa to jeszcze nie ma brodzika tylko zabudowanie z kafli!! Po paru miesiącach regularnych opłat oraz poświadczenia na piśmie jakie córka tych państwa pod moją prośbą podpisywała po przyjęciu gotówki okazało się że dzielnica nie była zbyt ciekawa. Pod blokiem były schody gdzie jak tylko robiło sie ciepło przesiadywała młodzież z alkoholem dając upust swojemu słownictwu i aroganckiemu poalkoholowemu zachowaniu. Kielka razy prosiliśmy też o interwencję np. z piecykiem kiedy przestał grzać, bo albo parzył albo zimna woda leciała. Tutaj reakcja tych państwa niemalże natychmiastowa, podali nr tel do firmy która naprawiła piecyk. Zgłaszaliśmy także wystające kontakty ze ściany w pokoju dziecięcym i tu niestety zero reakcji...!!!Niestety pech dopadł i nas i partner stracił pracę na pomorzu. Podjeliśmy decyzję że wyjedzie na jakiś czas za chlebem za granicę. Trafiła sie okazja, a do mojego rozwiązania pozostawały 2 miesiące. Doszliśmy oboje do wniosku, że skoro mam zostać sama z córką to na pewno nie na tym osiedlu (szmelta). Zaczęliśmy szukać mieszkania do wynajęcia. Znaleźliśmy. Było na spokojnym osiedlu niewielkich bloczków z placem zabaw ogrodzonym i zamykanym dla ludzi z zewnątrz. Podjeliśmy decyzję o przeprowadzce, być może błędem był fakt iż nie wypowiedzieliśmy umowy najmu tym państwu. Kiedy przyszło do przeprowadzki zadzwoniliśmy do tych państwa prosząc o spotkanie. Zanim przyjechali posprzataliśmy mieszkanie by zostawić je tak jak było a nawet czyściej przy zdaniu kluczy. Spotkanie odbyło się w milej atmosferze, my przyjechalismy z córką oni razem, rozmowa była spokojna i na spotkaniu uzgodniliśmy iż uregulujemy jeszcze opłaty licznikowe i jestesmy kwita. Opłaty wyszły ok 340zł, niestety my nie mielismy przy sobie takiej kwoty więc uzgodniliśmy że puścimy przelewem do końca miesiąca i to też spisaliśmy na kartce pod czym partner sie podpisał. My niestety nie mieliśmy żadnego kawałka papieru gdyz wysprzątałam gruntownie mieszkanie i nie bylo nawet serwetki! I tu był nasz błąd! Jak widac wszystko trzeba miec na piśmie bo ci państwo dzisiaj na nowym mieszkaniu zaczeli mi krzyczeć do domofonu że przyszli po pieniądze i że że cytuję"guano warte jest to co Pan R... nam podpisał" Zrobiłam wielkie oczy, ale nie zamierzałam tego słuchać więc zawiesiłam słuchawkę i tyle. Słychałam jeszcze że nie podarują nam tego i że to się tak nie skończy! Wcześniej dostałam smsa od tych Państwa, że skoro nie maja wypowiedzenia na piśmie to nalezności rosną i że mamy im zapłacić za kolejny miesiąc plus czynsz!!!!! Czy to są podstawy do tego by zgłosić sprawę na policję?? Bo to chore dla mnie!! Mało tego mamy świadków że zgodzili sie na rozwiązanie z nami umowy tyle że ustnie! Czuje się nękana, a nie powinnam chyba prawda?