Re: Mamy marcowo-kwietniowe 2012*2*
Wiesz, pracuję w tej firmie jakieś 5 lat
Od razu, mimo iż pojawiłam się u nich jako pensja, to nawet nie tyle, ze zarobiłam na nią, co przyniosłam oszczędności wysokości mojej pensji
nie powiem, było dobrze, ja robiłam doktorat, spokojnie miałam, nie "klepałam" pustych nadgodzin, jak była potrzeba to zostałam, jak potrzebowałam, to wyszłam wcześniej później to rozliczając
generalnie dużo na zasadzie umowy gentelman'skiej
Nie moja wina, ze rynek się pokruszył - moja zasługa, że rok dłużej nie odczuwaliśmy tego, bo znalazłam inne opcje, inne wyjścia, inne możliwości zarobku
Zdaję sobie sprawę, że nie jest różowo, zresztą czasowe obcięcie etatu, to była moja propozycja (jak siedziałam i nie miałam co robić w firmie). Zawsze byłam szczera.
Ale wiem, że za moimi plecami zaczęły się rozmowy o mojej przyszłości - z jednej strony pasuję im, jak jest sezon, robota. Znam swoją pracę, większość dokumentów, materiałów, z którymi pracujemy sama stworzyłam; jak byłam przez miesiąc na zwolnieniu po operacji, to i tak na kluczowe sprawy przyjeżdzałam, bo szefowie się nie łąpali. A z drugiej - przez kilka m-cy w roku nie ma prawie wcale pracy.
Zabolało mnie to, że gdy im było na rękę w kwietniu bym zaczęła codziennie przyjeżdzać na cały etat, to nie wystarczyło moje słowne zapewnienie, że spoko, od jesieni jak będzie potrzeba, wrócę na część etatu - zostałam postawiona przed faktem takim, że jednocześnie musiałam podpisać dwie umowy - jedna na cały etat i drugą, bez daty, z przejściem ponownym na część etatu (a przecież jakbym się nie zgodziła w przyszłości przejść, to i tak mogą mi dać wypowiedzenie).
Ten brak zaufania mnie wpienił
I teraz też mam świadomość, że jak tylko powiem o dziecku, to zaczną dzwonić do prawnika, co mogą zrobić, jak wyjść z tej sytuacji... I będą to robić za moimi plecami, by po tygodniu przedstawić mi propozycję nie do odrzucenia.
I jakoś już mam gdzieś swoją lojalność - walczę nie tylko o swoją przyszłość...
0
0