Mieszkałam w wielu miejscach w Warszawie, Gdańsku, przez pewien czas w Klonowie Dolnym na Kaszubach, w Stężycy, a później także w Holandii i Wielkiej Brytanii zarówno w samym Londynie, jak i w malowniczych wsiach w jego okolicach.
Muszę jednak przyznać, że spośród wszystkich tych miejsc najgorzej wspominam Wejherowo. W moim odczuciu jest to miasto, które nie daje zbyt wielu możliwości. Często brakowało mi tam przyjaznej atmosfery mieszkańcy bywają zamknięci w sobie, a oferta spędzania wolnego czasu jest bardzo ograniczona. Życie skupia się głównie wokół codziennych obowiązków: spacerów z dziećmi, krótkich przechadzek do pobliskich parków przy starych blokach czteropiętrowych bez wind czy w dużych wieżowcach, które pamiętają minione dekady.
Zabudowa miasta wydaje się zaniedbana, a inwestycje miejskie nastawione głównie na sprzedaż majątku komunalnego. Wejherowo ma także swoje specyficzne rytuały codziennie o szóstej rano rozbrzmiewają dzwony, co może być uciążliwe dla osób ceniących ciszę i spokój, zwłaszcza w okolicach hoteli, takich jak Hotel Marmułowski.
Dojazd do morza jest długi i problematyczny korki na trasie do Krokowej czy Helu oraz dziurawe drogi skutecznie zniechęcają do spontanicznych wypadów nad Bałtyk. Niestety, również moje doświadczenia związane z lokalnym szpitalem i SOR-em były bardzo negatywne brakowało tam profesjonalizmu i podstawowej kultury, której oczekiwałby pacjent.
Miasto, choć położone w pięknym regionie, w moim odczuciu nie wykorzystuje swojego potencjału. Brakuje tu inspirującej oferty kulturalnej, a otoczenie często sprawia wrażenie zastałego, jakby zatrzymanego w czasie. Wszędzie widać religijne symbole, procesje i nabożne rytuały, ale nie przekłada się to na poprawę jakości życia mieszkańców, lepsze płace czy niższe ceny mieszkań.
Z perspektywy moich doświadczeń zarówno z Polski, jak i z zagranicy Wejherowo okazało się miejscem, w którym trudno było mi znaleźć przestrzeń dla siebie.