Wspomnienie:
Rok 96 mniej więcej. Jestem studentem w Trójmieście, mieszkam w akademiku. W akademiku zjawia się para i zapewne wywołuje mnie na dół do portierni (na portierni była księga z wszystkimi nazwiskami i kierunkami studiów). Często o tym myślałem potem. Para przystojnych ludzi w wieku ok. 27 lat, dobrze ubranych, kobieta wyróżniająca się taką dziką urodą. Z prostych rodzin, nie robili wrażenia wykształconych, raczej idących na żywioł w kapitalizmie. Mówił mężczyzna. Oni szukają modelek do sklepu meblowego i czy znam jakieś fajne studentki mówiące dobrze po angielsku. Znałem dwie idealne dla nich dziewczyny. Miały ewentualnie zejść na dół. Poszedłem na górę i miałem już zastukać do tych swoich koleżanek, ale tknęło mnie, że to jakaś podejrzana propozycja i cofnąłem się, skłamałem, że ich po prostu nie ma - co było niesprawdzalne, bo nie podałem numeru pokoju. Potem wyprowadziłem tę parę na dwór i szedłem z nimi wzdłuż budynku, chyba zażartowałem, że ja mogę zostać tym modelem. Mężczyzna mówi: "Nie jesteś dziewczyną. Skucha." Było już ciemno. Może chcieli obejrzeć mnie jako jakieś dziwo. Ja może chciałem zobaczyć, jakim przyjechali samochodem na parkingu. Takie szczególiki się przydają, ale nie pamiętam ich wozu. Sprawiali wrażenie zamożniejszych niż ogół i rzutkich biznesmenów lat 90. Więc myślałem, co to za środowisko. Kobieta była cicha. Mieli dobry magnetyzm. Mężczyzna był trochę agresywny, a powiedzenie, że nie potrzebuje mnie do pracy, sprawiło mu przyjemność. Chwila przyjemności, ale takich sytuacji miałem potem dziesiątki. Sprawiali też jednak wrażenie trochę zastraszonych. Nie zasłaniali twarzy.
Na aluzje do mojej dysfunkcji nie reaguję, ale na niedopuszczanie do pracy już tak.
Mnie sprawiło przyjemność okłamanie takiego cwaniaka mówiącego rozkazującym tonem, choć uznałem to za trochę ryzykowne.
0
0