Życie po życiu panny Liz wyglądało tak: Spoczęła w grobowcu w bocznej alejce ogrodu. Wspaniałe, zacienione, ciche miejsce, narażone jednak na wizyty miejscowych Polaków, przychodzących podkraść owoce. Może miała ich odstraszać. Zaczęła badać teren jako duch. Przez jakiś czas w pruskim pałacu mieszkała nadal jej matka, jednak w 1807 roku pojawił się Napoleon i włączył te tereny do Księstwa Warszawskiego. Możliwe, że matka musiała wyjechać w głąb Prus. W 1815 roku ziemie te trafiły z powrotem do Prus. Może matka wróciła, a może nastąpili inni właściciele. Myślę, że wtedy nastąpiły długie dobre dla niej czasy, wręcz 100 lat, do 1920 roku. Całkowita szczęśliwość w pruskim majątku, ze stojącym pałacem. Wspomina srogie zimy z końca XIX wieku. Zimy są tam fajne, bo następuje całkowita izolacja. Potem okres polski, 1920-39, w pałacu mogły mieszkać zakonnice, możliwe, że wtedy zakopano gdzieś jej grobowiec. 1939-45 jakaś nazistowska administracja lub zakonnice. 1945 pojawiają się żołnierze radzieccy. Potem do lat 50. zakonnice, dalej PGR z mieszkaniem kierownika w pałacu do końca lat 60., potem gdzie indziej, w domu łączonym z biurem. Do 93 roku PGR, potem pewnie kilka lat nicości i wreszcie prywatny właściciel. I ona cały czas tam tkwi.
Ale podłapała też dodatkową fuchę.
0
0