Re: Na PK 5 gadałem z namiotem...
medyk napisał(a):
> Późno - bo po piątej rano, gdy deszcz jakby zamierzał ustać -
> rozmawiałem z obsługą PK 5 przez ścianki namiotu.
> Może wtedy nad ranem wydawało mi się to zabawne - spoza
> zasuniętej szczelnie poły dochodzil dziewczęcy głosik: "numer?"
> a ja podawałem numer i pytałem "czas"?
>
> Teraz gdy pęcherze na stopach przekłute, buty wypchane prasą
> codzienną schną pomału - inaczej o tym myślę.
>
> Kto zgadnie - co o tym myślę?
Gdy dość szybko zmierzałem do końca pętli pierwszej (ciekawe, ile ona miała dla mnie kilometrów ;)), zastanawiałem się, jak zmarźnięci są ludzie, którzy idą zdecydowanie wolniej. Sam byłem w pewnym momencie niemal pewny, że skończę na połówce. Chyba na moją decyzję wpłynęła hipotermia, którą miałem w Kościerzynie: deszczyk, wietrzyk i człowiek bez ruchu - taka mieszanka sprawiała, że wtedy chciałem się schować przed zimnem w rowie...
Wyszedłem na drugą pętlę, mimo że w nocy czułem, jak na przemarźniętych, mokrych dłoniach pęka mi naskórek. Wyszło około 150 osób z około 500, które wystartowały. Reszta nie dała rady, mimo że w nocy nie stali na deszczu, lecz poruszali się...
Widzę, że niektórym w dupach się poprzewracało. Obsługa Was miała witać uśmiechem i cukierkami? Ktoś się nawet chwali, jak objadał kolejno obsługi punktów. Moje gratulacje wyczynu ;). Jeśli szukaliście miłej rozmowy i uśmiechu, to można było gadać z innymi uczestnikami. Nie wymagajcie, aby wszyscy byli (sztucznie) radośni. Doceńcie to, że ci ludzie zgłosili się, aby pomagać, dotrwali do końca, a teraz część z nich najprawdopodobniej jest przeziębiona. Weźcie pod uwagę to, że pogoda nie tylko dla Was nie była wybitna.
Dziękuję organizatorom i wszystkim członkom obsługi, a w szczególności tym, którzy marzli w terenie na punktach.
Pozdrawiam,
Japco
P.S. Największą 'radochę' miałem na PK11 - po zwiedzeniu całej okolicy wraz z poligonem wojskowym okopciłem się w dymie ogniska obsady tego punktu :>.
0
0