W dniu 7.10.2017 roku i w dniu następnym mojej żonie dokuczał wyjątkowo silny ból głowy oraz silne zawroty głowy, na granicy utraty przytomności. Wreszcie w piątek 8 września po południu, gdy objawy cały czas były bardzo silne, zawiozłem ją do Szpitala Św. Wincentego w Gdyni. O godzinie 16.15 po odstaniu kilkudziesięciu minut w kolejce do stanowiska rejestracji, żona została zarejestrowana. Była w tak złym stanie, że sama nie mogła wypełnić formularza zgłoszeniowego. Pielęgniarka rejestrująca zrobiła badanie ciśnienia, założyła żonie na nadgarstek żółtą opaskę i kazała czekać na konsultację z lekarzem. Żółta opaska oznacza oczekiwanie maks. 2 godziny. I na tym skończyła się pomoc udzielona w tym szpitalu.
Co działo się później? Szpital nie udzielił mojej żonie żadnej pomocy, nawet wstępnej konsultacji z lekarzem. Przeciwnie, żona bardzo cierpiała, siedząc chora ponad pięć godzin na krzesełku w poczekalni. Maksymalny czas oczekiwania został przekroczony o ponad 3 godziny i miało to trwać dalej. Żona wypisała się, nie mogąc już dłużej czekać. Jak długo jeszcze SOR w Gdyni będzie tak źle pracował?!