Byłem zainteresowany rowerem marki Schauff. Pomijając fakt, że sprzedawca potraktował mnie jakbym marnował jego cenny czas pytając o rower, kosztujący 750 zł (a nie 4000 zł) i z wielką łaską pokazał mi rower, o który mi chodzi (musiał przy tym odsunąć kilka rowerów, nie lada wysiłek), upewniając się przy tym, czy aby na pewno jestem zainteresowany kupnem. Mimo to zdecydowałem się na zakup. Po przejechaniu ok 1000 km, jadąc ze sporą prędkością po leśnej drodze, pękła śruba mocująca siodełko. Ledwo ustałem na pedałach, mogło się to skończyć przykrym upadkiem. Pojechałem do sklepu z siodełkiem (a raczej z tym, co z niego zostało), żądając wymiany całego siodełka. Na to chyba właściciel, ...oznajmił mi, że wymienią mi tylko śrubę. Na to ja, że całe siedzisko było od upadku siodełka porysowane i popękane. On mi nie uwierzył i żeby mi udowodnić zrobił test - rzucił siedziskiem o posadzkę. To oczywiście popękało bardziej, więc chcąc nie chcąc musieli wymienić mi całe siodełko razem z wspornikiem. Ale... oczywiście musiał sobie ulżyć mówiąc, że nie umiem jeździć na rowerze i to wszystko przez to, że dupy nie podnoszę zjeżdżając z krawężników. No tak, bo to wielka frajda