Ostrzegam! Sopot, Rzemieślnicza
Chciałam opisać bardzo niemiłą przygodę. Być może to moja wina, że nie zaufałam własnej intuicji. Firma cały czas się ogłasza, ze szuka pracowników, tym razem szukają pani z wykształceniem fizyka techniczna, ew. chemia.
Przez telefon zaoferowano mi umowę o pracę, na miesiąc, na okres próbny, za 1200 na rękę. Poczęstowano mnie bajeczką, że jeśli się sprawdzę, firma może mnie wysłać na kurs autocada. Chcę się rozwijać i uczyć, praca miała być ambitna, spróbować można. Była mowa o pozyskiwaniu klientów, umawianiu serwisu, tworzeniu ofert i specyfikacji, itp. itd. Jak się później okazało - już kiedy przyszłam do pracy, stanęło na umowie - zlecenie (szef i tak był wielce zdziwiony, że przychodząc do pracy proszę o umowę).
Już na początku zaalarmowało mnie to, że niemal wszyscy w firmie klną. Szef przechodził sam siebie - niewiele zostało by z tego co mówił, gdyby wyciąć przekleństwa. Co do samych obowiązków, nie mam zastrzeżeń. Może jedynie można by uprzedzać pracowników, że do ich obowiązków ma należeć także sprzątanie biura. Nie jest to nic niezwykłego, ale mimo wszystko - fajnie uprzedzić.
Chciałabym tylko przytoczyć kilka tekstów, jakie padły w mojej obecności z ust szefa. Ot, żebyście dziewczyny były przygotowane:
"Wystaw k....a, te faktury, bo jak nie, to cię p......ę"
"Ty pedale, dlaczego nie zrobiłeś...."
"dlaczego pani tak stęka, nich pani idzie do łazienki (do koleżanki, która na zadane krzykiem pytanie się zawiesiła, takie typowe "yyy", które się wszystkim zdarza)"
Jeśli szef był w biurze - krzyczał niemal cały czas. O wszystko. O to, że katalog leży a nie stoi. Krzyczał na pracowników i na klientów. Zdarzyło mi się oddzwonić do klientki, na którą nawrzeszczał szef, żeby załatwić do końca sprawę i usłyszeć, że ona współczuje mi takiego szefa. Spróbujcie pracować w takim ciągłym krzyku.
Przyznaję, odeszłam sama, po dwóch tygodniach. Moja umowa została anulowana. Dobrze się stało, bo ostatniego dnia szef podniósł na mnie rękę. Tak, zwyczajnie ośmielił się uderzyć. Jak zwykle, chodził i krzyczał, podszedł do mnie od tyłu i uderzył w plecy plikiem katalogów na tyle mocno, że zabolało. Od innej pracownicy usłyszałam, że to normalne, że szef bije ją gazetą po głowie. Nawet jeśli potraktować to jako spoufalanie się z pracownikami, coś tu jest chyba nie tak?
Podsumowując:
przekleństwa, palenie w biurze, ciągły krzyk szefa, ogromna dawka agresji, przemoc psychiczna i fizyczna. To chyba nie jest nadużycie z mojej strony. Spostrzeżenia jakie mam po dwóch tygodniach.
Można uznać, że jestem zbyt wrażliwa, nie przeczę, dlatego starałam się pisać jak najbardziej obrazowo. Sami oceńcie i wyciągnijcie wnioski.
Przez telefon zaoferowano mi umowę o pracę, na miesiąc, na okres próbny, za 1200 na rękę. Poczęstowano mnie bajeczką, że jeśli się sprawdzę, firma może mnie wysłać na kurs autocada. Chcę się rozwijać i uczyć, praca miała być ambitna, spróbować można. Była mowa o pozyskiwaniu klientów, umawianiu serwisu, tworzeniu ofert i specyfikacji, itp. itd. Jak się później okazało - już kiedy przyszłam do pracy, stanęło na umowie - zlecenie (szef i tak był wielce zdziwiony, że przychodząc do pracy proszę o umowę).
Już na początku zaalarmowało mnie to, że niemal wszyscy w firmie klną. Szef przechodził sam siebie - niewiele zostało by z tego co mówił, gdyby wyciąć przekleństwa. Co do samych obowiązków, nie mam zastrzeżeń. Może jedynie można by uprzedzać pracowników, że do ich obowiązków ma należeć także sprzątanie biura. Nie jest to nic niezwykłego, ale mimo wszystko - fajnie uprzedzić.
Chciałabym tylko przytoczyć kilka tekstów, jakie padły w mojej obecności z ust szefa. Ot, żebyście dziewczyny były przygotowane:
"Wystaw k....a, te faktury, bo jak nie, to cię p......ę"
"Ty pedale, dlaczego nie zrobiłeś...."
"dlaczego pani tak stęka, nich pani idzie do łazienki (do koleżanki, która na zadane krzykiem pytanie się zawiesiła, takie typowe "yyy", które się wszystkim zdarza)"
Jeśli szef był w biurze - krzyczał niemal cały czas. O wszystko. O to, że katalog leży a nie stoi. Krzyczał na pracowników i na klientów. Zdarzyło mi się oddzwonić do klientki, na którą nawrzeszczał szef, żeby załatwić do końca sprawę i usłyszeć, że ona współczuje mi takiego szefa. Spróbujcie pracować w takim ciągłym krzyku.
Przyznaję, odeszłam sama, po dwóch tygodniach. Moja umowa została anulowana. Dobrze się stało, bo ostatniego dnia szef podniósł na mnie rękę. Tak, zwyczajnie ośmielił się uderzyć. Jak zwykle, chodził i krzyczał, podszedł do mnie od tyłu i uderzył w plecy plikiem katalogów na tyle mocno, że zabolało. Od innej pracownicy usłyszałam, że to normalne, że szef bije ją gazetą po głowie. Nawet jeśli potraktować to jako spoufalanie się z pracownikami, coś tu jest chyba nie tak?
Podsumowując:
przekleństwa, palenie w biurze, ciągły krzyk szefa, ogromna dawka agresji, przemoc psychiczna i fizyczna. To chyba nie jest nadużycie z mojej strony. Spostrzeżenia jakie mam po dwóch tygodniach.
Można uznać, że jestem zbyt wrażliwa, nie przeczę, dlatego starałam się pisać jak najbardziej obrazowo. Sami oceńcie i wyciągnijcie wnioski.