Re: PRACA chciec to moc
po czterdziestce
(21 lat temu)
Jak tylko zobaczyłam tytuł tego wątku - to się najeżyłam. Bo wygląda on tak, że praca czeka na ulicy i tylko mi się nie chce po nią schylić i podnieść. Znam te opinie, że jak ktoś chce pracować to tę pracę znajdzie. A ja jestem nieudolna i nie umiem jej znaleźć, albo mi tak naprawdę nie zależy.
Po studiach pracowałam dwa lata, potem pojawiły się dzieci. Gdy były w wieku przedszkolnym (7 i 5) próbowałam szukać pracy, ale pojawiło się trzecie. Okazało się dzieckiem większej troski i ze względu na stan jego zdrowia nie mogłam nawet myśleć o podjęciu pracy. Gdyby mąż chciał uczestniczyć w opiece nad dziećmi byłoby to może możliwe, ale tak nie było. Teraz jestem sama, rozstaliśmy się z mężem, żyję z ailmentów, których jest oczywiście za mało, nie mowiąc o tym, że nie zbieram składek na emeryturę. Czarno widzę przyszłość, nikt mnie nie będzie utrzymywał.
Ale.. co ja mam zrobić? Kurs jakiś skonczyłam (kosztorysowania), ale ewentualni pracodawcy pytali o doświadczenie. Więcej szkoleń nie będę robić, bo kosztują, a obawiam się, że problem będzie ten sam, też doświadczenia mi nie dadzą. Mam wyższe wykształcenie techniczne, dobrze obsługuję komputer i tylko tyle. Nauczyć mogę się wszystkiego, jeszcze szybko się uczę i mi się chce.
Po znajomości dwa razy miałam doraźne tymczasowe prace w biurze, ale na czarno i już się skończyły. Pracowałam jako kasjerka w markecie, dostałam 450 zł za miesiąc i nabawiłam się bóli kręgosłupa. Potem musiałam chodzić na rehabilitację. Pisałam artykuły do gazety (drobne pieniądze były), ale też jako wolny strzelec i nie udaje mi się wkręcić między starych wyżeraczy. Nie siedzę z założonymi rękami, ale mam pewność, że jedyna szansa, to żeby ktoś po znajomości dał mi szansę i pozwolił pracować i nauczyć się czegokolwiek i nabrać doświadczenia. Nie mam pieniędzy, żeby rozpocząć własną działalność, zresztą z jakimi umiejętnościami? A wiecie jakie są ogłoszenia? Czy ktoś je czytał? Potrzebują młodych... ekspedientkę po szkole handlowej, fryzjerkę, przedstawiaciela handlowego z samochodem (nie mam)...
Umiem pisać CV, wiem, jak rozmawiać z pracodawcą... i co z tego? Zresztą, jak spojrzeć szerzej, to jesli nawet pracę bym dostała, to 50 osób, które też odpowiedziały na to ogłoszenie, odejdzie z kwitkiem. Niby to nie mój problem, ale to denerwujące, że o pracy nie decydują chęci, rzetelnośc, uczciwość, umiejętności, tylko sztuczki jak się sprzedać, albo jak młodo wyglądać. Nawet jestem dyspozycyjna, bo dzieci już sobie poradzą. I co z tego? Mam koleżanki w moim wieku, które sytuacja życiowa zmusiła do dłuższej przerwy na wychowanie dzieci. Żadna teraz nie może znaleźć zatrudnienia. Pracują tylko te, które mogły szybko wrócić do pracy, bo mąż pomagał w opiece nad dziećmi. Albo miały szczęście, albo (najczęsciej) znajomości.
Tak ja widzę ten problem. Jako nie do rozwiązania moimi rękami. Tracę wiarę. Może źle... Powiedzcie ze swojej strony, jak to widzicie? Może ja źle patrzę? Może jest jakiś sposób wyjścia z kręgu niemożności? Aktualnie czekam tylko, że manna spadnie mi z nieba, to znaczy, że ktoś mi pomoże.
0
0