Pan na bramce
Współczuje właścicielom, że nie są świadomi (mam nadzieję, że nie są) jakiego bramkarza zatrudniają. Siedziałyśmy sobie wczoraj przed Chilly Willy i elegancko plotkowałyśmy, zachodząc od czasu do czasu na jakieś shoty do baru. Najpierw jeden bramkarz standardowo poinformował nas, że obowiązuje wejściówka, ale po krótkim wyjaśnieniu, że zależy nam tylko i wyłącznie na chwilowym skorzystaniu z baru, wpuścił nas bezproblemowo. Ale zdaje się, że po godzinie dwunastej był już inny pan, który zaczął nam robić jakieś dziwne problemy. Nie dało się w ogóle z nim negocjować i żadne argumenty do niego nie przemawiały. Że po dwie osoby, że wszyscy mówią, że do baru, że on ileś tam lat pracuje, kto zna życie: on czy my (haha:D)? My mówimy, żeby się spytał barmanki, ile już zostawiłyśmy przy barze i że naprawdę to, że on skosi pięć złotych ma się nijak do tego, ile byśmy zostawiły przy barze. Nie było mowy o żadnym dogadaniu. Najlepsze, że wcale nie było dużo ludzi i mógł spokojnie nas wyhaczyć w tłumie, jeśli byśmy faktycznie zaczęły tańczyć.
Szkoda, bo działa na niekorzyść całej restauracji. I skończyło się na przejściu do pubu obok.
Szkoda, bo działa na niekorzyść całej restauracji. I skończyło się na przejściu do pubu obok.