Jeden dzień z życia wyrzutka - by Plagiat
~Plagiat (Gratka HP)
(24 lata temu)
Gdybyście widzieli niebo, prawdopodobnie stwierdzilibyście, że była całkiem ładna noc. Oczywiście jak na gusta malarza który urodził się z dwoma lewymi rękoma i gustem do doboru kolorów dorównującemu niejednemu psu. Ale odcienie czerni w takich sytuacjach doskonale wystarczają. Gdybyśmy się uważnie przyjrzeli zobaczylibyśmy w grze światłocienia skradającą się postać. Widocznie przestraszona, zmęczona pościgiem, przystanęła aby odetchnąć przy ścianie.
"K...a! Ci poje....y gonia mnie juz trzeci dzien! Oni chca zginac chyba... Idzcie sobie bo sie wkurze i was pozabijam!!!"
- Wychodź, wychodź, gdziekolwiek jesteś. Nie trzeba było pieprzyć się z córką naszego szefa! Teraz przyniesiemy mu twoje jaja na tacy! Zdejmij spodnie i czekaj cierpliwie!
Postać stojąca w cieniu wyraźnie odetchnęła z ulga. Wyjaśnienie to widocznie przywróciło dziwnej osobie wiarę w siebie.
"No... Przynajmniej w końcu się dowiedziałem o co biega... A już myślałem ze o ten naszyjnik który im zawinąłem... A tak przynajmniej jak wrócę, będę mógł zabić tego s*******a który mnie podkablował..."
- Hej! Przecież wiecie, że to była k****ka! Każdy z was na zmianę miał u niej w bileciku zamówioną jazdę!- wydarła się postać w cieniu.
- Ty tam się nie wymądrzaj! To nie ty na nas polujesz! A my nie lubimy jak ktoś obcy wtrąca sie w nasze sprawy! To sprawa doboru naturalnego! My jesteśmy silniejsi i jest nas więcej... No przynajmniej jest nas więcej... no i mamy broń oczywiście... i twoją kamizelkę... Chyba w nimej coś zostawiłeś.
Postać w cieniu szybko obmacała swoją klatkę piersiową. Gdybyśmy przyjrzeli się uważniej zauważylibyśmy, że postać ta jest trochę większa niż przeciętny człowiek... hmmm po dłuższym zastanowieniu... dużo większa... I zdaje się, że stała sie o wiele bardziej nerwowa.
- Oddajcie mi mój naszyjnik!!! Uczciwie go ukradłem!!!
- No tak. Doskonale to powiedziałeś. Ty go ukradłeś. Jak już cię ubijemy, nie będzie nikogo kto powie żonie pana Morrisa gdzie jest jego naszyjnik. Oprócz nas oczywiście. Zabierzesz tę słodką tajemnicę prosto do ziemi, a my się podzielimy kapslami. Mogę ci obiecać, że gdy będziemy ci obcinać to co trzeba, nie będziesz nic czuć.
Gdybyśmy się uważniej przyjżeli, ale stooop. Wróć. Tak. Jesteśmy w wielkim magazynie. Postać którą widzimy stoi oparta o jakieś duże urządzenie, które kiedyś służyło do wyburzania budynków. A nasi amatorzy męskich narządów płciowych stoją zaraz przed owym magazynem. A w rękach trzymają maszynki do mielenia mięsa. Żywego mięsa. Zastanawiam się jakiej amunicji używają... Ten magazyn nie wygląda na solidny.
Nagle nasza znajoma sylwetka poruszyła się z niadzieją. Wypatrzyła w ścianie po drugiej stronie budynku drzwi. Malarz który rysował tą scenerię stanął na wysokości zadania. Drzwi wyglądały na dosyć grube i metalowe. Nasz bohater wyskoczył nagle do przodu, dokładnie w momencie, gdy dziesiątka mężczyzn zaczęła dziurawić magazyn. Biegnąc zygzakiem postać dopadła do drzwi. Otworzyła je, ale tu czekała na nią niespodzianka...
- Surprise!!!- wrzasnął niewysoki drab. Lekko się zdziwił gdy nagle oberwał kulką z klamki do drzwi, która została w dłoni zapalczywego osobnika który w swym zadziwiająco szybkim, nawet jak dla geparda (gdyby się napatoczył gdzieś niechcąco to by na pewno się zdziwił) biegu, niemalże wyrwał drzwi z framugi.
Bandzior lekko kwiląc osunął się na podłoże. "no to mam katarynkę" pomyślał młody adept sztuki kulinarnej. Gdy skończyła się daremna kanonada, z ściany do której strzelano nie zostało prawie nic. Jeśli to nic to są dziury lączące się nagle w całość, to zostało nic. Jeden bardziej odważny człowiek wystąpił naprzód. Wszedł do magazynu, ubezpieczany przez óśmioro innych. Niestety dzisiaj nie był jego dzień, ponieważ właśnie tą chwilę wybrała sobie lina na której trzymał się zbijak do gruzu na to aby pęknąć. Ciężki metalowy przedmiot o bliżej nieokreślonych kształtach (które małe dziecko określiłoby jako "smocek") upadł z wielkim hukiem na owego szczęśliwca.
Gdy już reszta jego brygady dochodziła do siebie, z drugiej strony zaczął sypać grad ognia nasz bohater o którym na chwilę zapomnieliśmy. Otóż obszedł on powoli i ostrożnie magazyn dokoła i widząc całą zaszłą scenę, obrał sobie ten moment na to żeby otworzyć ogień. Czwórka nieprzyjaciół padła nieruchomo na glebę (jeśli przez nieruchome upadnięcie na ziemię można uważać konwulsyjne drgania ciała powodowane połykaniem sporej dawki ołowiu). Kolejne wydarzenia przebiegły już szybko. Jeden, trochę mniej wyszkolony w wojennym rzemiośle chłopak zaczął strzelać na oślep i przez przypadek (czy też zrządzenie losu) uśmiercił swoją bliską przyjaciółkę, która zwykła go utulać w swych bujnych piersiach do snu. Załamany tym faktem przyłożył sobie lufę swojego karabinu do głowy i wysłał sam siebie na tamten, niby lepszy świat (chyba się mylił, ale nie jestem pewien). Widok ten był istotnie ciekawy. Niecodzień się zdarza, aby człowiek przystawiał sobie do głowy lufę broni o długości około 1m. Nie wiem jak mu się to udało, ale gdybym mógł pogratulowałbym mu inwencji.
Grad kul ciągle odbijał się od ścian magazynu, w czasie gdy jeden z opryszków zdrapywał z siebie resztki mózgu swojego młodszego kolegi. Gdy się obejrzał, zobaczył tylko gwiazdy, a później tylko tunel i coś... jakby bóstwo... Niestety nie dożył sędziwego wieku i nie opowiedział tego wydarzenia wnuczętom.
- Zostało nas tylko dwoje! - wrzasnął nasz bohater do jedynego pozostałego przy życiu bandyty.
- No i co z tego? I tak jeden z nas zaraz umrze! -odpowiedział mu Decker zza maszyny za którą na początku krył się zalękniony cień. Jeszcze jemu się nie przyjrzeliśmy. Jakby na to nie patrzeć jest mniej więcej tak samo zbudowany jak jego adwersarz. Jedyne co go wyróżnia to sposób w jaki patrzy. To znaczy... jak się przygląda. Bo właściwie... On nie ma swoich oczu. Ma czyjeś. Nie... źle się wyraziłem. On ma sztuczne oczy. Widocznie zobaczył owe drzwi, których użyła postać do opuszczenia magazynu, albowiem zaczął pędzić w ich strone. Niestety gdy wychylił się z zza rogu oberwał celną serią przez plecy. Upadł bezgłośnie w kałużę brei, która okazała sie po bliższym zbadaniu jego własną krwią.
Usłyszał wesoły śpiew "O give me a neckless to build a dream on..." i popadł w niepamięć.
0
0