Re: Poród na Klinicznej
Jeżeli chodzi o pród na Klinicznej:
Rodziłam tam 3 tygodnie temu, dokladnie 1 grudnia 2014 r. Jeżeli będzie mi dane mieć następne dziecko to na pewno tam wrócę. :) Otóż, moją ciążę prowadził dr Przemysław Adamski, ginekolog położnik, który jest również położnikiem na Klinicznej (natomiast przyjmuje pacjentki w Polmedzie w Manhattanie). Zawsze bałam się, że przenoszę ciążę i że przez to mogłoby być coś nie tak. Termin wedle ostatniej miesiaczki miałam na 23 listopada, zaś wedle usg na 1 grudnia. Gdy byłam na wizycie u dr Adamskiego 27 listopada, powiedział on mi że jeżeli nie urodzę do 1 grudnia, to tegoż dnia mam przyjść do szpitala. Tak też się stało. Na Kliniczną przyjechaliśmy z mężem po 14:00, przed 16:00 już byliśmy na porodówce (osobna, łądna sala - piłki, osobna łazienka), tam zaczęli od ktg i ogólnej obserwacji. O 16:30 dostałam kroplówkę (oksytocynę), o 18:00 przyszedl dr Adamski (jako że nie miałam jeszcze skurczów) i przebił mi pęcherz płodowy - oeszły mi wody. Wtedy faktycznie zaczął się poród, przyszły bóle, co raz silniejsze, a o 20:40 nasz synek był już na swiecie:) Moj mąż był ciągle przy mnie i wcale nie przeszkadzało mi, że położne nie wiszą ciągle nade mną, jedynie co jakiś czas przychodziły sprawdzać co się dzieje, zresztą one ciągle były w gabinetach/salach obok, więc nawet jakby coś się działo nie było problemu by którąś zawołać. Kiedy zaczęły się parte, cały personel się zebrał (również studenci, wyraziłam zgodę by mogli uczestniczyć - fajne dziewczyny:) ) przyszedł mój lekarz no i w ciągu 15min nasz synek był na świecie:) Szycie w ogóle nie bolało, potem jak znieczulenie minęło również nie odczuwałam za bardzo bólu, jedynie lekki dyskomfort - dr Adamski naprawdę zrobił dobrą robotę. Dzidziusia dostałam dosłownie po szyciu (oczywiście jak się tylko urodził również mi go podano na około 10min). Około 23 zawieziono mnie na oddział poporodowy razem z synkiem. Jeżeli chodzi o opiekę poporodową, nie mogę złego słowa powiedzieć, zarówno jeżeli chodzi o opiekę położniczą jak i noworodkową. Jak się coś z dzieckiem działo to można było przyjść o każdej porze dnia i nocy i nawet jak się obudziło którąś z pań, to nie narzekały tylko z ochotą pomagały. Jeżeli którąś z dziewczyn z sali bolało miejsce szycia to bez problemu dostawały tabletki przeciwbólowe. Oczywiście były też mankamenty : sala 4-osobowa to trochę za dużo; sala odwiedzin zdecydowanie za mała, nie dają sztućców do jedzenia, chyba, że poprosisz, ale jak cię nie ma akurat w pokoju to dostajesz bez sztućców i jeżeli nie masz swoich to jakoś trzeba sobie poradzić;-)
3
0