Re: Poznam Kobietę wyzwoloną, rozumiejącą dzisiejsze realia
~karmazyn7777@o2.pl
(10 lat temu)
Witajcie ;-)
Mój projekt właśnie dobiega końca.
Dziękuję wszystkim za ciepłe i życzliwe słowa, szczególnie płynące na maila. Dziękuje tym, którzy odważyli się na konstruktywną krytykę. Dziękuję za zrozumienie ludziom otwartym, którzy nie zgadzając się w poglądach ze mną, mimo wszystko mnie nie potępili. Natomiast tym, którzy ocenili mnie i wydali wyrok, nie rozumiejąc "akt oskarżenia", szczerze współczuję. Jesteście jak wypalona pustynia. Do prawdziwego życia potrzebujecie całego oceanu kreatywności, motywacji, poczucia mocy sprawczej... ja Wam tego nie dam, mam dużo przyjemniejsze rzeczy do roboty... ;-) Ubolewam jedynie nad tym, że o ile sami się nie ogarniecie, nikt nie przyjdzie Wam z pomocą. Nikt nie pomoże Wam się otworzyć, nikt nie popchnie Was ku zmianom w myśleniu i postrzeganiu. Będziecie siedzieć w tych Waszych norkach żyjąc marzeniami, które nieuchronnie będą zabijane przez nakazy i zakazy Waszej religii lub ograniczonego światopoglądu. Będziecie do śmierci żyć starą jak świat afirmacją pod tytułem "pewnego dnia będę...". Ale Wy NIGDY "nie będziecie" (cyt.)
Nie mam do nikogo żalu, macie prawo mieć swoje zdanie, macie prawo mnie oceniać - sam zrobiłem to tu wielokrotnie. To ludzka rzecz - analizować, argumentować i oceniać. To dzięki takim starciom powstają ciekawe pomysły, konstruktywne idee - nie dzięki siedzeniu w norce i marnowaniu energii ;-)
Na dłuższą metę kłótnia nie ma większego sensu. Przestaje być konstruktywna, kiedy zaczynamy wytykać sobie osobiste przywary. Choć z drugiej strony jesteśmy ludźmi i nic co ludzkie... muszę przyznać, że szalenie zabawne było czytanie niektórych postów :-) Szczególnie ubawiłem się wypowiedziami pewnego Osła zwanego Kłapouchym (wybacz, jesteś tak komiczny w swoich argumentach, że nie mogłem się powstrzymać) ;-)
Wdałem się z Wami w dyskusję, chciałem poznać odsetek ludzi wg. mnie myślących otwarcie. Poruszyłem kilka naprawdę ważnych dla dorosłego człowieka tematów, jak rodzina, wiara, bezpieczeństwo. Te aspekty życia są dla każdego z nas czymś ważnym (czasem pożądamy ich obecności, czasem cenimy ich brak). Niektórzy podeszli do tematu bardzo powierzchownie, wręcz z totalną ignorancją. Rozumiem to nawet, jesteście zapracowani, utrzymujecie swoje rodziny, nie macie czasu na odpisywanie... ale kilka osób się odważyło i tym samym dało mi bardzo cenne informacje, za co im dziękuję.
Wyniki tego eksperymentu są naprawdę budujące. Zdecydowana większość z Was nie ma pojęcia ilu ateistów ma wokół siebie. Nie macie pojęcia, że ludzie od Was mądrzejsi, dojrzalsi (nie chodzi mi o wiek, a o dojrzałość emocjonalną), będącymi jednocześnie zadeklarowanymi ateistami i otwartymi racjonalistami, uczą Wasze dzieci w szkołach, wypisują Wam recepty, mówią "dzień dobry" codziennie rano, kiedy idziecie do pracy. To są osoby o szerokich horyzontach, które nie wdają się w dysputy jak ja to zrobiłem, z prostego powodu: nie wierzą, że ktokolwiek z Was mógłby zmień swoje żarliwe, konserwatywne poglądy. Szczerze mówiąc ja też w to nie wierzę.
Co do samego ateizmu... ktoś z Was napisał, że to kolejna religia. Poczułem się zobowiązany do skomentowania tej bzdury. Ateizm to nie jest religia. To brak wiary w nadprzyrodzonego boga, kimkolwiek/czymkolwiek by on był. Tak jak ciemność nie jest innym rodzajem światła, ale jego brakiem. Niektórzy kompletnie mylą pojęcie ateizmu z fanatyzmem i radykalizmem. Wydaje się im, że ateizm to rodzaj radykalizmu, bo krytykuje otwarcie instytucję Kościoła i boga, czyli robić coś, o czym im się nie śniło. A my zwyczajnie, cichutko, bez afiszu mówimy: "nie wierzymy w bzdury pisane zbiorową halucynacją. Koniec. Kropka. Wierzymy w naukę, w wiedzę o tym jak działa świat, w mądrość pochodzącą z historii...". Brak wiary w boga nie oznacza wyzbycie się kultury i jej zdobyczy kolekcjonowanych przez wieki. To że nie wierzę w bajki, nie oznacza że nie mam świątecznego drzewka w domu, albo że nie śpiewam z rodziną kolęd. To tradycja, to coś co czyni naszą tożsamość. Jednak w bzdury typu niepokalane poczęcie, zmartwychwstanie itp. nigdy nie uwierzę, dopóki nie będą faktami naukowymi.
Nie muszę być wierzącym, aby odczuwać piękno i "mistycyzm" widoku zachodzącego słońca, czy odbijającej się tęczy w kroplach deszczu. To mogą być wzruszające i inspirujące doznania. Fakt, że jestem świadomy, że ich doznaję, że mogę odczuwać, że tworzy to sama natura, a jednocześnie że żyję w świecie, gdzie prawa fizyki nie faworyzują wcale życia w sposób inteligentny, intencjonalny (w końcu musimy o nie walczyć i wiele rzeczy/ograniczeń zaakceptować), jest czymś niesamowitym. Świadomość tego jest czymś wznioślejszym, niż tłumaczenie sobie tych doznań siłą sprawczą jakiejś zmyślonej, nadprzyrodzonej postaci. To by było pójście na łatwiznę, wyrzeczenie się wrodzonej woli poznania, ciekawości. Jakim egoistycznym, samolubnym i zadufanym w sobie głupcem trzeba być, aby myśleć, że jakiś wyimaginowany bóg stworzył właśnie mnie, i to ja dostąpię zbawienia :-) To się zwyczajnie w głowie nie mieści. Mamy 21 wiek. Gdyby nie takie właśnie egoistyczne (a raczej egocentryczne) podejście, nasza cywilizacja byłaby daleko do przodu względem tego, co jest teraz.
Posiadanie dziecka... Napisałem, że nie chcę rodziny/dziecka przez egoizm. Niektórzy odebrali to z wdziękiem, z wyczuciem ironii w tle - punkt dla nich. Temat miał zaszokować i pobudzić. Są oczywiście inne, bardziej racjonalne przesłanki, aby nie posiadać dziecka w tych czasach i w tym kraju. Myślę że stwierdzenie "w tych czasach i w tym kraju" dla niektórych z Was mówi samo za siebie...
Życzę powodzenia Wszystkim. Nie dajcie się omamić autorytetom i kretyńskim nakazom/zakazom. Kwestionujcie wszystko, czego doświadczacie. Zadawajcie pytania, budujcie w rozmówcach wątpliwości. Sprawdzajcie tezy, nie przyjmujcie ich za pewnik tylko dlatego, że ktoś kto je wypowiada jest starszy, bardziej wykształcony, jest kapłanem czy jakimkolwiek innym "autorytetem". Sprawdzajcie źródła. Bądźcie samodzielni i myślcie samodzielnie. Nie dajcie się prowadzić przez życie jakiejś "książce", co do której wiarygodność pochodzenia jest kwestionowana. Jeśli chcecie bajki o magii i cudach, to poczytajcie "Władcę pierścieni" - tam przynajmniej jest zakamuflowana jakakolwiek spójna moralność, sprawiedliwość, a nie bzdury typu "pójdę zabić dziś syna, bo głos w mojej głowie mi tak kazał".
Pozdrawiam Wszystkich! ;-)
k7
2
1