ja już nie wierzę w normalne związki, tzn poza moim własnym. Nie wiem co by się stało gdybym rozstała się z moim partnerem (15 lat razem, po prawie 11 latach urodziła się córka, bez ślubu). Po urodzeniu córki wiadomo, kryzysy były ale teraz gdy uda się dziecko sprzedać do dziadków rzucamy się na siebie jak dzicy, ciesząc z chwil spędzonych razem. Widzę facetów i kobiety zdradzających wokół mnie i tego nie rozumiem. Nie wiem, może za 5 czy 10 lat coś się skończy czy zepsuje.... ale póki co jest ok, raz lepiej raz gorzej. I to nie jest tak że było czy jest nam lekko. Zamieszkaliśmy razem w wieku 20 lat bo tak życie się potoczyło, prawie 10 lat wynajmowania mieszkania, w między czasie moja choroba onkologiczna, potem problem z zajściem w ciążę. I wiecie co? jesteśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. Cholera, nie wiem co bym bez niego zrobiła. Poza tym, że się kochamy to się lubimy - a to bardzo ważne. Uwielbiam go za jego zręczność - w domu zrobi wszystko. Ma wady jak każdy ale idzie z tym żyć. Ja też do łatwych nie należę.
wątpliwości? zdarzały się ale szybko znikały. Nigdy nie miałam jednak potrzeby szukania uciech gdzie indziej. nawiedzoną katoliczką nie jestem heh a jednak mam wrażenie, że jesteśmy wybrykiem natury wśród ludzi w naszym wieku czyli 30-35. Młodym jest teraz za łatwo, dużo mają podane na tacy, nie muszą się starać. Tak mi się wydaje. A problemy powinny łączyć ludzi, scalać a nie dzielić.
tyle ode mnie ;p
7
0