Z rana napaliłam się na ten wątek, nakciukowałam na niebiesko i pojechałam na samotny spacer. Wracam a tutaj owszem, o d(o)p** ale Badyla i to moczonej w %.
Wczorajszy, sobotni poranek spędziłam na wymianie zazdrostek na "świąteczne" i ogólnie przyśpieszaniu wspólnych Świąt, które w tym roku będą osobno. On od kilku dni staje na głowie, żeby ułatwić mi codzienność bez Niego. Ja staję na głowie, żeby te dni, razem, ich wspomnienie, motywowały i osłodzily czas do następnego spotkania na lotnisku.
Prasując zazdrostki w bałwanki, jelonki i choinki... w myślach przeżywałam katusze, na różnych płaszczyznach rozumowania i pojmowania otaczającej mnie "rzeczywistości". Z odsieczą przyszedł mi Wojtek Cejrowski. Kocham tego Chłopaka od lat. Jeszcze od czasów WC kwadransu, kiedy Jego mentalnośc i poglądy nie były jeszcze tak popularne i rozumiane, jak dziś. Słuchałam Jego audycji - muzyki, komentarzy, przypowiastek osobistych i regionalnych. Lzy kręciły mi się w oczach na wspomnienie choinki na Jamajce czy w Meksyku.
W każdym razie, dzięki tej przyjaznej fali, przestałam zastanawiać się czy to nie za wcześnie na świąteczną atmosferę.
Mamy garaż... Już dawno ale szerszeń nigdy nie był garażowany. On zrobił podjazd żebym nie musiała walczyć z mrozem i śniegiem. Efekt końcowy przerósł moje oczekiwania, o symbolicznym koszcie materiałów nie wspomnę (nakład pracy własnej bezcenny).
Dla srebrnego szerszenia garaż jest na styk. Nie myśleliśmy o tym wcześniej. On wprowadza auto przodem, ja tyłem. Wczoraj wieczorem, ciśnienie niewypowiedzianego sięgnęło zenitu. Po oczyszczającej wymianie zdań, czułam się, jak 20 lat temu. Uslyszałam więcej i dotarło do mnie więcej niż jest w stanie udźwignąć moja cyniczna, betonowa maska. Z obawy przed zmiękczeniem, wyszłam schłodzić emocje na zimnym, wieczornym powietrzu, pośród przytulnej ciemności. Zamocowałam do prowizorki tarasu renifera itd, zabezpieczyłam kable i podłączyłam regulator czasu.
Dziś, po kawie i boskim prysznicu, uciekłam na przejażdżkę. Wspomniał, że instalacja gazowa chyba znowu szwankuje. Wiedziałam, że gazu trzeba zatankować ale powiedziałam na głos, że zobaczę w czasie jazdy czy przełącza się z paliwa... 10 minut później, zapłaciłam prawie 100kę za gaz i wszystko działało jak trzeba. Zostawiłam auto i spacerem poszłam na jarmark. Pusto, miło, kilka stoisk. Kupiłam dwa opakowania kaszubskiego smalcu. Chodził za mną od tygodni. Wieczorem skroję kiszone i zjem pod "śrubokręt". W drodze powrotnej skompletowałam wkład do skarpet na Mikołajki. Dzieci już o tym mruczą. Sobie fundnęłam w Lidlu, kubek na kawę z gumową przykrywką i na szybko, wybrałam farbę do włosów w Rossmannie. Wcale nie chciałam być sama, relaksować się, odetchnąć... Chciałam być z Nim i z Dziećmi.
Po powrocie, z przyjemnością zaparkowałam tyłem, na styk... i testowałam kubek na kawę.
Uwielbiam ten wiejski grajdoł, z dala od systemu i chorej na głupotę "cywilizacji".
Ps
sorki za rozpychanie się d(*** w wątku o d***ie Badyla, którego wołali Marynia :)
4
2