Refleksje po wizycie na SOR w Gdyni.
Dnia 4 października otrzymałem skierowanie na SOR od lekarza pierwszego kontaktu, który stwierdził, że wymagane jest pilne wykonanie badań i konsultacja urologiczna - miałem duże skrzepy krwi w moczu. Na SOR otrzymałem zieloną opaskę i dość szybko (po ok. 1 godz.) zostałem wezwany do lekarza. Zostałem przyjęty przez lekarza Andrzeja S. - specjalistę chirurga ogólnego. Po odpytaniu mnie, z czym się zgłaszam nastąpił pokaz arogancji i pogardy wobec pacjenta. Pan doktor wygłosił przemówienie stwierdzając, że: „Pacjenci nauczyli się przychodzić na SOR zamiast do przychodni wiedząc, że tu zostaną zrobione im badania i że tu będą leczeni, a przecież my nie jesteśmy od tego.” Na moje stwierdzenie, że przecież byłem w przychodni i lekarz po badaniach stwierdził, że sytuacja jest na tyle niepokojąca, że dał mi skierowanie na ten konkretny SOR, bo w szpitalu jest oddział urologiczny i można będzie w razie potrzeby przeprowadzić konsultacje z urologiem nastąpił dalszy wywód: „Lekarze w przychodniach wiedzą, że wyniki badań otrzymają za trzy dni, więc wolą wysłać pacjenta na SOR, bo tam badania zrobi się od razu, przez co my mamy więcej pracy”. Następnie nastąpiło takie stwierdzenie: „Zrobimy