Rozkładający towar w markecie i inny personel
Jakiś dzień świstaka w... markecie. Wyciągam zgrzewkę zniczy (trzy sztuki w folii - nie są duże) z palety ze zniczami, oglądam opakowanie. Nagle, tuż przed nosem, ląduje mi ręka chłopaka rozkładającego towar - zabrał inną mała zgrzewkę takich samych zniczy z innego miejsca i, tuż przed moim nosem, wepchnął ją w miejsce zniczy, które były trzymane przeze mnie. Ja do niego, że halo, ja tu stoję, oglądam towar, a on mi pcha przed nos zgrzewkę szklanych zniczy. I dalej, że to może ja sobie pójdę, bo jestem dla niego przeszkodą (to miał być sarkazm), na co on zrobił minę: "To spadaj, nie zawracaj głowy.". Żeby było ciekawiej, stał i ustawiał znicze w innym miejscu, gdy zobaczył, że ja oglądam tę zgrzewkę (no mały pakiecik - trzy sztuki), to podleciał, złapał taką samą zgrzewkę i wetknął ją w to samo miejsce, w którym wcześniej była moja zgrzewka, pchając się tuż przed moim nosem. Ktoś powie, że może bał się, iż pozostałe zgrzewki się przewrócą, bo zabranie mojej spowoduje utratę stabilności. Nic w tym stylu. Zgrzewka była centralnie, niczego nie podpierała, no i myślę, co robię. Zachowanie typu rozłożyć towar i do domciu, a klient zawalidroga. Idę z tym do kasy samoobsługowej, a tam nie lepiej. Zgrzewka, ale zamiast jednego kodu zbiorczego na opakowanie, to trzy po jednym na każdym zniczu. Proszę starszą kobietę pilnującą kas samoobsługowych o wprowadzenie informacji, że to będą trzy znicze i chcę zeskanować towar. Ta do mnie jak do szczeniaka, że ona się tu najlepiej zna, bo to się liczy waga, że nie ruszać, nie dotykać, bo ona musi wprowadzić, bo inaczej jest źle, i czy ja rozumiem, że ona tu musi najpierw poustawiać na ekranie, zanim ja zeskanuję cenę.". Wykład mi zrobiła jak jakiemuś nierozgarniętemu, a przecież ja to wszystko wiem i dlatego została przeze mnie poproszona o wprowadzenie do systemu, że będą trzy znicze. Zamiast odblokować kasę kluczem elektronicznym, wpisać 3 szt. i powiedzieć, że teraz można zeskanować, to zrobiła mi wykład tonem mentorskim i nieznoszącym sprzeciwu, w stylu "jesteś d**il, a ja tu jestem alfą i omegą, i masz mnie słuchać, matołku". Jakaś masakra. Musi się dowartościowywać czyimś kosztem?... Już któryś raz trafiam na tę personę i ciągle tak samo. I wisienka na torcie. Pan na maszynie sprzątającej prawie jeździ klientom po nogach, butach - centymetry od butów. To wszystko w markecie E-Leclerc - wysokie ceny, a klient traktowany jak wyżej. Pójdę do konkurencji,choć mam dalej, ale klient jest szanowany, a nie traktowany jak zło konieczne.