Rozliczenie się z u7

Lokal U7 przy Placu Dominikańskim to miejsce, w którym spędziłem setki godzin, co daje mi legitymację do artykułowania opinii o tym miejscu.

Największym jego atutem są bez wątpienia pracownicy, którzy swoim podejściem do życia, pracy i klientów wręcz zarażają uśmiechem. Ich energia, chęć wyjścia naprzeciw klientom wzbudzają sympatię i sprawia, że można poczuć się w lokalu jak w domu, niezależnie czy ma się do czynienia z paniami kierownikami, recepcją czy barem wrażenia z obcowania z tą grupą ludzi są niezmiennie pozytywne.

Dużym plusem lokalu jest również lokalizacja. Sąsiedztwo głównego miasta, pubów, zabytków czyni je dobrym miejscem wypadowym na tour po reprezentatywnej części miasta. Umiejscowienie w poniemieckich bunkrach pozwala się schować z kolei przed harmidrem ludzi i aut choćby w trakcie jarmarku dominikańskiego.

Za odwiedzinami przez fanów bowlingu przemawia także fakt skupienia się w polityce U7 na kręglach - i nic dziwnego - wszak jest to mekka bowlingu bodajże w województwie pomorskim. Po aktywności kierownictwa i fanpage firmy, widać, że traktują oni tę dyscyplinę priorytetowo. Do zalet zaliczam też całkiem smaczne pasty i pizze z Fabryki Pizzy, która również
popieram tę opinię 0 nie zgadzam się z tą opinią 0

...jest częścią lokalu.

Natomiast niezrozumiałe i wzbudzające moją złość jest traktowanie drugiej głównej gałęzi działalności lokalu, t.j. bilarda. Stołów jest sporo - dziesięć, ale na każdym z nich stare, skołtunione sukna, które już od dawna domagają się wymiany. Wiem, że miały być one (i powinny!) wymieniane co pół roku. No cóż, ja kojarzę jedną taką akcję. Na każdym stole jest doczepiona informacja o karze za zalanie sukna w wysokości kilkuset złotych. Cóż z tego, skoro zalane sukna są tylko przesuszone, a nie wymienione. Efektem takich "oszczędności" jest stan, w którym na żadnym z dziesięciu stołów bile nie turlają się po linii prostej, co wypacza ideę tej dyscypliny.

Kolejną rzeczą, która każe mi podejrzewać właściciela o semickie pochodzenie jest kwestia niedziałającego klimatyzatora. Lokal mieści się w podziemiach, nie ma żadnych okien i jedyną szansą na ogarnięcie temperatury, wilgotności i dostępu powietrza jest sprawny system wentylacyjno-klimatyzacyjny. Tymczasem od dobrych kilku miesięcy, w tym przez niemal całe wakacje dyrekcja swoimi działaniami bardziej przypomina zarząd JanuszPOLeX, niż sensownych decydentów i zamiast po męsku wymienić cały klimatyzator, aby klienci, których setki przewijają się przez przez lokal każdego dnia, się nie pocili jak świnie, to bawią się raz po raz w naprawy rurek. W rezultacie, od lipca klimatyzator działał może przez 4 dni. Dla mnie to albo kpina i skąpstwo najwyższych lotów albo celowe działanie, by tak przegrzać klientów by zamawiali w barze napoje.
Napoje, których ceny też przyprawiają - podobnie jak upał wewnątrz - o zawrót głowy. Zapewniam, że ciężko będzie znaleźć w Śródmieściu miejsce, gdzie za piwo ze średniej półki płaci się 10-12 zł. Może jedynie w Cocomo.

Jasne, właściciel w swoim lokalu ma pełne prawo decydować, że ma być klimat sauny i kontrolować wydatki, by otworzyć w Gdyni centrum zabaw dla dzieci, ale niestety przycinanie kosztów odbyło się nomen omrn kosztem spadku jakości i zadowolenia klientów oraz (niestety) byłych już klientów, którzy mieli dość januszowego podejścia do biznesu.
popieram tę opinię 1 nie zgadzam się z tą opinią 0