Re: Stacja Lotos
Miałem taki epizod tzn. "dopracowywałem" sobie na stacji paliw tej samej firmy.
Praca nie była z tych najgorszych, pieniądze również powiedzmy jak na dzisiejsze realia do przyjęcia.
Wszystko zależy od stacji (kwestia ruchu) oraz tego na jaką ekipę trafisz, bo atmosfera zależy od ludzi z jakimi pracujesz i od kierownictwa - ameryki tym stwierdzeniem nie odkryłem, wiem :)
Jest to "sieciówka" zatem mają swoje procedury, jak się ich trzymasz to już luz - trochę jak w wojsku, jak klepiesz formułki to w zasadzie gra, musisz pamiętać i reklamować co tam będzie w promocjach.
Pracowaliśmy w trybie 12 godzinnym - no cóż końcówka to już "na rzęsach" ale jak masz w perspektywie 24 czy 36 godz wolnego to zawsze działa podbudowująco - możesz odespać lub dorobić, czy zająć się domem (grafik zawsze do "dogadania" z Kolegami i Szefem i możne sie podmienic jak coś "wypadnie").
Plac - w zasadzie luzik, tyle że nudno, klientowi klepiesz tę samą formułkę, czasem pogadasz ot tak, byle nie za długo (monitoring) i kolejny nie może czekać gdy Ty sobie "gawędzisz" na innym stanowisku, odpowiadasz za tych do "zagazowania", dbasz o porządek w rejonie i w sumie masz święty spokój a i od czasu do czasu zadowolony klient "odpali" jakieś drobne, czy co tam mu przyjdzie do głowy. Grunt żebyś się nie "zamotał" i pamiętał żeby pytać jakie paliwo ma być, ile no i diesla nie zalać benzyną lub na odwrót, bo wtedy "lecisz" z marszu i pokrywasz koszty. No i dużo zależy od pory roku, zimą odśnieżanie, jesienią liście, wiosną marzniesz i mokniesz, latem potrafi być upał. No praca na dworze, więc tak to jest.
Sklep - fajnie: czysto, klima, nie wieje, musisz pilnować kasy żeby nie zrobić manka, bo wtedy wykładasz ze swoich, ale to logiczne. Dbasz o czystość. Dla klienta formułki standard.
Minusy? mnie rozwalały wszelkiego rodzaju "dodatki" hot dogi czy inne pierożki - bo kolejka ludzi stoi którzy chcą zapłacić i jechać dalej a Ty się bujaj z podgrzewaniem, doprawianiem itd. największa masakra jaką pamiętam to było raz gdy zebrał się tłum ludzi, sprzedajemy na dwie kasy, przy każdej po 10 osób (ot godziny szczytu i jakoś się zbiegło) tu rachunki za paliwo, tam faktura, do tego "jedzonka" więc latasz: rozmrażasz, podgrzewasz, w międzyczasie kasujesz, wydajesz resztę, podajesz jedzenie, po każdej operacji i przed myjesz ręce (normalne) urwanie głowy było i nagle... kobieta podchodzi z tekstem: bo ona by chciała odebrać swoją patelnię, czy inny gadżet, bo jej z zebranych punktów się należy - ręce opadają, bo już chwilę wcześniej szum się podnosił (doskonale rozumiem) tych co chcieli tylko zapłacić za tankowanie i jechać dalej, a stoją i czekają a my za kasą jeszcze w kucharzy się bawić musieliśmy, do tego ta kobieta od patelni..., można się było załamać, no ale cóż.
Chyba jedynym mankamentem były te gary i gotowanie - mógł by być od tego osobny człowiek, no ale niestety ograniczona ilość etatów a i w sumie takie ekstremalne sytuacje za często nie maja miejsca. Mnie jednak najbardziej dobijało całe to "kuchcikowanie" - strata czasu gdy masz kolejkę i każdemu się spieszy. Jednak to też zależy od stacji bo na jednej generalnie jest luz i spokój a inna w bardziej ruchliwym miejscu i jest "młyn".
Powodzenia!
8
0