recenzja z wybiórczej
bardzo dobra recenzja świetnie charakteryzujaca ten film
Wielkość "Szpiega" polega z grubsza na tym, że jest wybitną antytezą Jamesa Bonda i Jasona Bourne'a razem wziętych, w ogóle jest doskonałą antytezą wszelkich filmów, gdzie protagoniści okładają się intensywnie po twarzach, strzelają do siebie, ganiają się w tę i nazad, ścigają się samochodami i innymi środkami lokomocji. Mówiąc krótko: "Szpieg" to jest film o prawdziwych mężczyznach, którzy w tych swoich obrzydliwych brązowych garniturach, w kurzu, nudzie, papierosowym dymie i szarzyźnie toczą nieciekawą walkę z równie nieciekawymi wrogimi wywiadami. Żaden z agentów w tym filmie nie jest piękny i przystojny, żaden nie jest mistrzem sztuk walki, żaden nie jeździ wypasioną furą i u szyi żadnego nie zwisa żadna piękna kobieta, są to mężczyźni w paltocikach i z teczkami, zwykli urzędnicy śmierci, przychodzący codziennie do swojego szpiegowskiego biura, jakby przychodzili do jakiegoś zakładu ubezpieczeń, względnie lokalnego banku, nie ma tu absolutnie nic ekscytującego. I choć nie znam się na szpiegowskiej robocie, nie mam pojęcia o kulisach prac wywiadów, to "Szpieg" wydaje mi się niebywale wręcz wiarygodny. Tak jak wiarygodny wydaje mi się każdy przykurzony, podstarzały facet, każdy ujemnie piękny i zerowo przystojny mężczyzna, ponieważ prawda jest po stronie ludzi nieładnych. Prawda nie jest, powiadam, po stronie ładnych ludzi tańczących za duże pieniądze w zidiociałych programach telewizyjnych, po ich stronie jest jedynie kłamstwo, prawda zaś wygląda niestety tak jak Gary Oldman w "Szpiegu", wygląda raczej nieciekawie. Co naturalnie jest z mojej strony komplementem pod adresem Oldmana, zagrać nieciekawego gościa w prochowcu i z teczką - oto wyzwanie dla aktora.
20
5