Jest Wielki Czwartek. Rano zadzwoniłam z pytaniem, czy jest szansa na wizytę jeszcze tego samego dnia, ponieważ boli mnie ząb. Usłyszałam, że mają jeden wolny termin na 17.00. Przyjechałam na wyznaczoną godzinę. Na lekarza czekałam 40 minut (!). Nie usłyszałam nawet słowa przepraszam. Gdy w końcu usiadłam na fotelu, pan dentysta przez 5 minut sprawdzał, który ząb może powodować ból, chociaż sugerowałam, że chodzi o ząb 26. Potem zlecił zdjęcie RTG właśnie tego zęba. Gdy wróciłam do gabinetu, usłyszałam, że nie otworzy zęba i go nie oczyści, ponieważ: 1) o 18.00 ma kolejnego pacjenta 2) może się okazać, że trzeba będzie leczyć ząb kanałowo, na co nie ma czasu 3) nie jestem jego stałą pacjentką 4) nie wyglądam na osobę, która z bólu chodzi po ścianach (!) Podsumowując: całkowity brak profesjonalizmu, że o empatii i dobrym wychowaniu nie wspomnę. Nie przypuszczałam, że w prywatnej służbie zdrowia można traktować pacjentów z takim lekceważeniem.